- Mieliśmy przynajmniej przez ostatnie osiem lat do czynienia ze zjawiskiem upartyjnienia. I jeżeli teraz słyszymy o bezradności, o paraliżu służb kosztem naszego bezpieczeństwa, to trzeba się zastanowić, w jaki sposób te zjawiska systemowo odwrócić - mówiła w TVN24 profesor Agnieszka Kasińska-Metryka, dyrektorka Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych UJK w Kielcach. Podkreśliła, że teraz "sprawnie działające państwo powinno w pierwszej kolejności zająć się zbadaniem, jakie kontakty miał Tomasz Szmydt".
Prof. dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka, politolożka, dyrektorka Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych UJK w Kielcach, pytana była w piątek we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, jakie mamy narzędzia walki z rosyjską agenturą w Polsce i kto czuwa nad naszym bezpieczeństwem. Mówiła o tym przy okazji sprawy Tomasza Szmydta, byłego już sędziego, który zbiegł na Białoruś.
Powiedziała, że "patrząc na scenę polityczną, można odnieść wrażenie, że mamy w tej chwili do czynienia z takim gorącym kartoflem, który partie sobie przerzucają, wzajemnie się obwiniając". - Nawet pojawiają się pytania, która z tych partii bardziej wizerunkowo traci - dodała.
- Natomiast ja uważam, że najbardziej tracimy my jako społeczeństwo, bo tracimy zaufanie w kwestii naszego bezpieczeństwa, i traci wizerunkowo Polska. Więc chciałoby się zapytać, czy te incydenty to jest rzeczywiście sytuacja ekstraordynaryjna, czy też system cały był nieszczelny i do takiej sytuacji, o której teraz wszystkie media donoszą i o której my dzisiaj rozmawiamy, doszło - mówiła Kasińska-Metryka.
Podkreślała, że "niezależnie od alternacji władzy powinna być zachowana stabilność". - I to dotyczy również działania służb. Natomiast niestety mamy, czy mieliśmy przynajmniej przez te ostatnie osiem lat, do czynienia ze zjawiskiem nawet nie tyle upolitycznienia, co upartyjnienia. I jeżeli teraz słyszymy o bezradności, o paraliżu służb kosztem naszego bezpieczeństwa, to trzeba się zastanowić, w jaki sposób te zjawiska systemowo odwrócić właśnie tak, żeby niezależnie od tego, kto rządzi, służby czuwały - powiedziała.
Przypadek Szmydta "może być elementem większej układanki"
Prowadzący Robert Kantereit zauważył, że "skoro sędzia był na celowniku rosyjskiej i białoruskiej agentury, to co dopiero powiedzieć o emerytowanych oficerach policji, o emerytowanych oficerach służb, o emerytowanych agentach, którzy często z ogromną wiedzą z czasów służby odchodzą z różnych przyczyn na emeryturę. To są także ludzie, którzy muszą odwracać się za siebie, bo to są łakome kąski dla agentury różnych państw".
- To określenie "łakome kąski" jest tutaj, myślę, kluczem. Zmieniły się uwarunkowania zewnętrzne, jeżeli chodzi o pozyskiwanie takich źródeł informacji - powiedziała Kasińska-Metryka.
- Ja już nie mówię o tak zwanych oferentach, czyli osobach, które same w różnych okolicznościach, przede wszystkim ze względów finansowych, są w stanie różne informacje zdobywać dla obcego wywiadu, dla obcych służb, ale też to, co się dzieje właśnie wewnątrz w państwie, że przypadek Tomasza Szmydta to może być jednak właśnie element większej układanki i teraz sprawnie działające państwo, słyszymy takie uspokajające komunikaty ze strony rządzących i oby rzeczywiście tak się stało, powinno przede wszystkim w pierwszej kolejności zająć się zbadaniem, jakie kontakty tutaj Tomasz Szmydt miał - dodała.
Wskazała, że "jeżeli do tej pory nie budziło jakiejś refleksji i zastanowienia, dlaczego dobrze zarabiający sędzia ma długi i właściwie w swoim oświadczeniu majątkowym nie wykazuje żadnych dóbr materialnych, to już ta sytuacja powinna być takim impulsem".
- A jeżeli chodzi o pozyskiwanie osób, które mogą służyć informacjami, to tak jak media również o tym donoszą, chociażby osoby będące na przykład w rejestrze dłużników też stają się natychmiast takim łakomym kąskiem - dodała.
Sprawa Tomasza Szmydta
W poniedziałek na konferencji prasowej w Mińsku Tomasz Szmydt poinformował, że zwraca się do białoruskich władz o azyl. Mówił również o "rezygnacji ze stanowiska sędziego" RP "ze skutkiem natychmiastowym". Przekonywał, że rezygnacja ze stanowiska to wyraz "protestu przeciwko polityce prowadzonej przez władze polskie wobec Białorusi i Rosji". Szmydt dotychczas pracował jako sędzia w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie.
Prokuratura Krajowa wszczęła w związku z tym postępowanie, chodzi o szpiegostwo. Natomiast Sąd Dyscyplinarny przy Naczelnym Sądzie Administracyjnym uchylił immunitet Szmydta, zezwolił na jego zatrzymanie i na zastosowanie wobec niego tymczasowego aresztowania oraz zawiesił go w czynnościach.
Rzecznik NSA przekazał w czwartek wieczorem, że prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego przyjął oświadczenie Tomasza Szmydta o zrzeczeniu się urzędu sędziego.
W czwartek były premier Mateusz Morawiecki przyznał, że Szmydt "prawdopodobnie był agentem, który od dłuższego czasu działał w strukturach państwa". Wcześniej koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak poinformował, że Szmydt już w czerwcu 2023 roku wyjechał na Białoruś, a służby "nie podjęły żadnych kroków".
Morawiecki dopytywany, czy służby, które wtedy pośrednio nadzorował, wiedziały o wyjeździe Szmydta, odpowiedział: - Najprawdopodobniej nie wiedziały, bo gdyby były normalnymi służbami działającymi w sposób efektywny, toby zareagowały. Ja to jedynie dedukuję i interpretuję z tego, co wiem z mediów.
Były już sędzia Tomasz Szmydt jest jednym z bohaterów afery hejterskiej z czasów rządów PiS, która dotyczy szkalowania sędziów przeciwnych reformom Zjednoczonej Prawicy w sądownictwie.
Źródło: TVN24