Śledztwo w sprawie rapera Pei zapowiada się na typowe - żmudne i długie. Prokuratura napotkała bowiem "na nieoczekiwane trudności". Przesłuchani do tej pory świadkowie incydentu na koncercie przedstawiają bowiem rozbieżne wersje zdarzeń, a policja ma trudności z dotarciem do uczestników koncertu.
12 września podczas koncertu w Zielonej Górze Peja nawoływał swoich fanów, by zareagowali na zachowanie jednego z uczestników koncertu. Fani pobili nastolatka. Raper za swoje zachowanie przeprosił, ale do prokuratury rejonowej w Zielonej Górze i tak wpłynęło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Śledczy prowadzą w tej sprawie dochodzenie, ale, jak powiedział w rozmowie z TVN24 prokurator Kazimierz Rubaszewski, postępowanie napotyka na problemy. Prokuratura przesłuchała już kilku świadków incydentu na koncercie, ale ich zeznania różnią się od siebie na tyle, że potrzeba dodatkowych przesłuchań. I z tym właśnie jest problem.
Bez nazwisk, bez adresów
- Nie mamy ani nazwisk, ani adresów uczestników tego koncertu, którzy znajdowali się w pobliżu miejsca pobicia - mówi Rubaszewski. Jak dodaje, to zadanie dla policji, która będzie musiała ustalić dane tych osób na podstawie posiadanych materiałów, czyli filmów nagranych telefonami komórkowym oraz zapisu z monitoringu ochrony. - Samo przeanalizowanie tych nagrań zajmie trochę czasu, po dopiero po tym prokuratura będzie mogła wyciągnąć wnioski i zacząć działać - dodaje Rubaszewski.
Ile konkretnie potrwa wyjaśniania sprawy - nie wiadomo.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/Kazimierz Rubaszewski z zielonogórskiej prokuratury