Stanowczo nie zgadzam się z opinią, że PiS to partia skrajnie zideologizowana. Moim zdaniem PiS to partia wyrachowana, pragmatyczna. Wszystko, co robi, służy jednemu celowi – utrzymaniu się przy władzy. To jest cel nadrzędny i jemu podporządkowane są najważniejsze decyzje. Od najsłynniejszych po całkiem drobne.
Program 500 plus kwalifikowano jako posuniecie ideologiczne wynikające z troski o wykluczonych, z potrzeby wyrównywania krzywd zadanych przez pozbawionego ludzkich uczuć Balcerowicza. No dobrze, ale jak tę troskę o ubogich i potrzebujących pogodzić z tak łatwym rozstaniem z programem Mieszkanie plus, kiedy okazał się zbyt trudny. Albo "Piątka dla zwierząt". Podobno pomysł "Piątki" zwierzęta zawdzięczają osobiście Prezesowi. Pomysł ten miał zapobiec cierpieniom zadawanym zwierzętom przez chciwych hodowców. Kiedy jednak okazało się, że chciwi hodowcy często głosują na PiS, kierownictwo partii, zapewne po ostrych sporach, z "Piątki dla zwierząt" zrezygnowało. Podobnie wyglądają rozpoczynane z wielkim hukiem, wśród bojowych okrzyków, wojny z Unią Europejską. Jak dotąd kończą się - na szczęście - kapitulacją wobec unijnej przemocy. Na placu pozostaje - niczym Albin Siwak przed zsyłką do pracy dyplomatycznej w Trypolisie - osamotniony i pryncypialny Zbigniew Ziobro.
Nie mam wątpliwości, że Prezes chętnie opuściłbyby Unię, nie twierdzę też, że nie kocha zwierząt, jednak w jednym i drugim przypadku najświętsze przekonania Prezesa ustąpić muszą przyziemnej praktyce. Ale tak nie postępuje przecież zaślepiony, ideologiczny dogmatyk, tak postępuje wyćwiczony w grach politycznych trzeźwy oportunista. I PiS jest właśnie partią oportunistyczną. Forsuje to, co uważa za opłacalne, to, co może spodobać się publiczności, rezygnuje zaś z pomysłów czysto ideologicznych, byle nie zrazić jakiejś grupy wyborców.
A której, jak licznej i jak potężnej? Na to PiS szuka odpowiedzi w wyrafinowanych sondażach, zamawianych w zaufanych pracowniach. Można na to powiedzieć, że każda władza tak robi. Można też powiedzieć, że wsłuchiwanie się w nastroje wyborców to sens demokracji. Gdzie jednak kończy się wsłuchiwanie w głos ludu, a zaczyna schlebianie każdej zachciance ogłupionej opinii publicznej, czyli to, co nazywamy populizmem? Oto dylemat, przed którym staje każdy rządzący i od sposobu, w jaki sobie z tym dylematem poradzi, zależy, czy do historii przejdzie jako postać wybitna, czy też jako oportunista, czy wręcz przestępca.
Churchill nie podlizywał się Anglikom, nie obiecywał niczego więcej niż krew, znój, pot i łzy. Churchill dobrze wyczuł nastroje Brytyjczyków, gotowych do poświęceń, byle nie poddać się Hitlerowi. W tym samym mniej więcej czasie nastroje Francuzów dobrze odczytał Petain. On odczytał dobrze nastroje tych Francuzów, którzy nie mieli zamiaru umierać. Nie tylko za Gdańsk, ale i za własny kraj i Petain zdecydował się na współpracę z Hitlerem. A wielki władca to taki człowiek, który w trudnych okolicznościach potrafi narzucić społeczeństwu swoją wolę, przekonać do swojej wizji, mimo że nie jest ona dla wszystkich wygodna.
Ponadto wielki władca to człowiek, który nie unika odpowiedzialności. Jeśli tak spojrzymy na Jarosława Kaczyńskiego, to, mimo czci jaką otaczają go zwolennicy, Kaczyński wielkim władcą nie jest. Odpowiedzialności unika, a zamiast przekonywać, przekupuje. Albo wprost pieniędzmi 500 plus, albo obietnicami "Polski Ład". Nie wzywa do wielkich czynów, tylko odwołuje się do kompleksów, do widzenia się w wygodnej roli ofiary. Ofiary, której się od świata należy. Może to być uznanie, a może być tylko gotówka. Gotówka od Unii, od Niemców, od Żydów. Taka polityka, zamiast ciągnąć nas do góry, stawiać wymagania, spycha nas w dół.
"Skazuję was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba" - tak wedle poety brzmiało przesłanie Piłsudskiego skierowane do Polaków. PiS skazuje nas na małość. Sytuacja na granicy białoruskiej jest tego dowodem, bo odwołuje się do tego, co w nas słabe i marne. Wiadomo, że ludzie boją się obcych, wiadomo, że nie lubią brudnych i śmierdzących. Obawiają się tych, którzy mówią niezrozumiałym językiem. Jeśli badania potwierdzają takie obawy, to czemu nie ogłosić, że to właśnie my, nasza władza i nasza partia przed tą zarazą biedny naród polski chroni? I jeśli taka operacja powiodła się kilka lat temu, kiedy niebezpieczeństwo było hipotetyczne, to czemu jej nie spróbować jeszcze raz, kiedy niebezpieczeństwo wygląda całkiem realnie?
Demokracja polega na wymianie rządzących elit. Wedle zasad demokratycznych, rządzący, choćby nie wiadomo, jakie zasługi położyli, po upływie określonego czasu powinni odejść. Chociaż nie sposób zagwarantować z całą pewnością, że następcy będą lepsi. Na początek wystarczy tylko to, że będą inni i że oddali władzę, kiedy naród miał ich dosyć. Nawet jeśli jakaś część narodu chciała, żeby rządzili dalej, podporządkowali się wynikowi wyborów. Jeśli tak się stanie, to chwała im. Obawiam się jednak, nie ja jeden zresztą, że tak nie będzie. Wiem, że każda władza jest najgłębiej przekonana, że tylko ona jest w stanie zadbać o dobro narodu.
Mam jednak nadzieję, że nie jesteśmy aż tacy marni, żeby sobie bez PiS-u nie poradzić.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24