Krzysztof Piesiewicz w kolorowej sukience daje sobie malować usta, a potem wciąga wysypany na stół biały proszek - takie filmiki z udziałem senatora PO opublikował na swojej stronie internetowej "Super Express". Piesiewicz nie zaprzecza, że to on jest bohaterem nagrania. Twierdzi jednak, że wbrew zeznaniom szantażujących go kobiet, nie zażywał kokainy, tylko przyjmował sproszkowany lek.
Senator (startował z list PO), prawnik i scenarzysta uprzedził prokuraturę i sam zrzekł się immunitetu. Domaga się wyjaśnienia sprawy rzekomego szantażu, którego - jak twierdzi - jest ofiarą.
Dwa śledztwa
Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi w tej sprawie dwa śledztwa. Pierwsze związane jest z szantażem i próbą wyłudzenia pieniędzy przez kobiety, które Piesiewicz w ubiegłym roku przyjął w swoim warszawskim mieszkaniu. Kobiety nakręciły wtedy kilkanaście filmików, pokazujących senatora w dwuznacznych sytuacjach. W połowie listopada zatrzymano szantażystów, a śledczy przejęli posiadane przez nich materiały filmowe. Podczas składania zeznań, jedna z kobiet oskarżyła Piesiewicza o posiadanie kokainy, czego dowodem mają być nagrania.
Na tej podstawie śledczy wszczęli drugie śledztwo dotyczące podejrzenia posiadania przez senatora narkotyków.
"To nie była żadna kokaina!"
Na jednym z filmików widać jak Krzysztof Piesiewicz wciąga nosem rozsypany na stole biały proszek. - To nie była żadna kokaina, tylko lek, który sproszkowałem! - tłumaczy w rozmowie z "Super Expressem" Krzysztof Piesiewicz. Nie chce jednak odpowiedzieć na pytanie, czy poddałby się badaniom na obecność narkotyków w organizmie.
Przyznaje też, że wcześniej miał już kontakt z kokainą. - Tak, ale proszę mnie zrozumieć, w jakim środowisku się obracałem: artyści, filmowcy... Zdarzyło mi się zażywać kokainę w Holandii, czy we Włoszech... Ale to były śladowe ilości - wyjaśnia.
"To miało być zwykłe spotkanie towarzyskie"
Jak informuje "SE", jedną z kobiet Krzysztof Piesiewicz poznał w połowie zeszłego roku. - Chodziło o sprawy intymne. Z żoną jestem w separacji od 10 lat, ale nie rozwiedliśmy się z powodu jej poglądów - mówił w rozmowie z dziennikiem. Jak twierdzi, z kobietą spotkał się tylko dwa razy, później kontakt się urwał. Po pewnym czasie doszło jednak do kolejnego spotkania.
- To miało być zwykłe spotkanie towarzyskie. Ona mówiła, że ułożyła sobie życie i znalazła pracę. Chcieliśmy po prostu porozmawiać. Nie wykluczałem jednak, że może między nami dojść do zbliżenia - przyznał polityk.
Według jego relacji, zamiast jednej kobiety, z którą się umówił, w jego mieszkaniu zjawiły się dwie. Wyjaśniono mu, że ta "druga" to koleżanka, której można zaufać.
Początkowo siedzieli w kuchni, rozmawiali i pili wino. Później na stole pojawił się biały proszek.
Źródło: Super Express
Źródło zdjęcia głównego: "Super Express""