Ostatnie posiedzenie Sejmu zaczęło się od "masko-farsy", potem były krzyki, żarty i śmiechy. A na koniec nocna, nagła zmiana Kodeksu wyborczego. W tle lekarze walczący o zdrowie i życie Polaków. I zwykli ludzie stojący nad przepaścią - czekający na tak zwaną tarczę antykryzysową. Takich 40 godzin ten Sejm jeszcze nie widział. A widział już bardzo dużo - pisze dla tvn24.pl dziennikarka "Faktów" TVN Arleta Zalewska.
Jest środa 25 marca. Nie ma jeszcze południa. W praktycznie pustym gmachu parlamentu, nagle zamieszanie.
- Dzień dobry panie pośle, czy możemy umówić się jutro przed Sejmem na krótkie nagranie? - dzwonię do jednego z polityków PiS.
- Ale pani redaktor, ja do żadnego Sejmu się nie wybieram. Jest pandemia - słyszę w słuchawce.
- Konwent Seniorów zwołany w formie wideokonferencji po gigantycznej awanturze zdecydował, że posiedzenie ma odbyć się w tradycyjnej formie - wyjaśniam.
- To znaczy, że muszę jednak włączyć telewizor – odpowiada i rzuca: - Zatem do zobaczenia za 24 godziny w Warszawie.
Podobnych rozmów odbyłam jeszcze potem kilka. Posłowie tym razem nie korzystali z samolotów ani pociągów. Wszyscy, z którymi rozmawiałam albo wieczorem tego dnia, albo rano następnego dotarli do Warszawy samochodami.
Tak zaczęło się jedno z ważniejszych posiedzeń w historii polskiego Sejmu.
"Na święta do rodziców nie pojadę"
Z posłami rozmawiamy na zewnątrz gmachu parlamentu. Utrzymujemy bezpieczny odstęp od siebie. Takie są dziś zasady.
- Idę po rękawiczki, po maskę - mówi Jan Mosiński z PiS.
Łapiemy go, gdy zmierza do jednego z budynków przydzielonych parlamentarzystom Prawa i Sprawiedliwości.
Inny poseł - tym razem z opozycji - o zaczynającym się posiedzeniu mówi: - To jest bardziej bezpieczne niż pójście do supermarketu.
W ciągu kilku minut na naszych oczach ustawia się ponad 20-osobowa kolejka. Niektórzy posłowie zachowują odstęp jak trzeba, inni nie. Mało który ma rękawiczki i maseczki. W większości przypadków odbiorą je dopiero w środku.
- Jestem dziś tutaj, czyli na święta do rodziców już nie pojadę – mówi czekający na wejście poseł. - Nie chodzi o to, że któryś z kolegów świadomie przyjechał tu z zakażeniem. Wierzę, że każdy z nas zachowuje się odpowiedzialnie. Ale o chorobie może po prostu nie wiedzieć - dopowiada inny.
Poseł Cezary Tomczyk z Koalicji Obywatelskiej podsumowuje: - Nikt z nas nie chciałby tu być. Ja też mam mamę w grupie ryzyka i dwóch małych synów. Gdyby to nie było konieczne, to wolałbym głosować w inny sposób. Ale takie jest prawo.
- Proszę pani, ale prawo jest dla ludzi, a nie ludzie dla prawa - do rozmowy włącza się stojący w kolejce poseł Tadeusz Cymański z PiS.
Tylko Koalicja Obywatelska i Konfederacja domagały się posiedzenia Sejmu w takiej formie. Czyli najpierw tradycyjnego głosowania nad zmianą regulaminu, umożliwiającego pracę zdalną. Kluby PiS, PSL i Lewicy były przeciwko zjeżdżaniu się do parlamentu.
Wszystko trwa, bo posłowie wchodzą do gmachu pojedynczo. Strażnicy marszałkowscy mierzą im temperaturę, sprawdzają oświadczenia.
- Możemy zajrzeć? - pytam stojącego w kolejce Adriana Zandberga z Lewicy o papierową torbę z napisem Sejm.
- Proszę bardzo. Każdy dostał maseczkę, rękawiczki, płyn do dezynfekcji i instrukcje: jak i dlaczego warto z tych środków ochrony osobistej korzystać – mówi Zandberg.
Szybko okaże się, że nie wszyscy te proste zasady doczytali.
Selfie w maseczce. Czyli poseł melduje się w Sejmie
Na posiedzenie stawia się łącznie 370 posłów. Zostali podzieleni na 11 sal, znajdujących się w różnych częściach gmachu głównego i w okolicznych budynkach parlamentarnych. Na nagraniach z sejmowych kamer widać, że pierwszego dnia wielu posłów utrzymuje dystans od koleżanek i kolegów parlamentarzystów. Potem będzie z tym różnie.
Katarzyna Piekarska z KO ma nawet przy sobie specjalny centymetr. Moment, gdy go użyła, sfotografował i wrzucił na jeden z portali społecznościowych poseł Jarosław Wałęsa.
- To było przed rozpoczęciem obrad. Chciałam sprawdzić, ile faktycznie wynosi przerwa między posłami na sali - tłumaczy nam posłanka.
I dodaje: - Chciałam pokazać, że przestrzegamy zalecanej przez WHO odległości. Zostało to odebrane zupełnie opatrznie i z tego powodu jest mi przykro.
Fotografia Katarzyny Piekarskiej z Bartłomiejem Sienkiewiczem, podobnie jak pozostałe selfie robione przez posłów - głównie w maseczkach, wywołała falę krytyki.
- Wyszło niefortunnie z tym zdjęciem. Przepraszam, jeśli dla kogoś wydało się obciachowe. Na przyszłość będę bardziej uważny - pisze w komentarzu dobę po zamieszczeniu fotografii poseł Franciszek Sterczewski z KO.
- Albo jest to sytuacja dramatyczna wymagająca powagi, albo do robienia sobie żartów w stylu licealno-gimnazjalnym - zachowanie posłów ocenia Marek Migalski, politolog i były europoseł PiS.
"Masko-farsa"
- Nie wiem, czy siedzieć w tym gó…e, czy ściągnąć, a tam… - słychać na sejmowym nagraniu.
To posłanka Paulina Henning-Kloska z Nowoczesnej, zdejmująca z twarzy maseczkę. Co tak zdenerwowało panią poseł?
Chodzi o trudności z logowaniem się do sejmowego systemu. Od kilku godzin posłowie zgłaszają problemy i nie mogą rozpocząć pracy zdalnej. Sejmowe kamery na żywo transmitowały to, co działo się we wszystkich 11 salach. Posłowie generalnie mieli dwie metody poradzenia sobie z maseczką. Trafiała albo na czoło, albo na szyję.
- To jest "masko-farsa" - mówi epidemiolog dr Paweł Grzesiowski, któremu pokazaliśmy kilka sejmowych nagrań.
Doktor Grzesiowski w kolejnych zdaniach miażdży zachowania posłów: - To jest pokaz kompletnej niewiedzy na temat masek, mam nadzieję nieświadomy. Zapis obrazu, jak nie należy ich używać. Jeśli taki przekaz idzie publicznie, to wiele osób może, niestety, to naśladować.
Internet obiegło zdjęcie posła Tadeusza Cymańskiego z PiS z maską umieszczoną na czole, ale nie był w tym jedyny.
- Musimy być śmiertelnie poważni, jeżeli mówimy o użyciu środków ochrony osobistej, bo to może nie jednej osobie uratować życie - podsumowuje epidemiolog.
Na posiedzeniu plenarnym tylko wybrani
Zupełnie inna atmosfera panuje na sali plenarnej. Tu obecni są najważniejsi z ważnych. Partyjni liderzy i kandydaci na prezydenta. Różnica jest jedna - w 10 pozostałych salach posłowie mogli tylko słuchać. Debatę toczą za to ci obecni w głównej sejmowej sali.
Głosowania odbywają się ręcznie, głosy zliczają wyznaczeni do tego posłowie. W każdej sali jeden. Wszystko więc trwa zamiast 30 sekund - nawet do 10 minut. Przerwy parlamentarzyści wykorzystują albo na przeglądanie telefonów, albo na takie rozmowy.
- W trzech radach nadzorczych, panie prezesie, Sobolewski poseł, żona - wykrzykuje do Jarosława Kaczyńskiego Sławomir Nitras z PO.
- A ilu waszych było w radach nadzorczych … - dołącza się marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
- Żona w trzech radach? - jeszcze głośniej dopytuje Nitras. - I to w strategicznych, chyba PZU, Orlen, w Szczecinie na lotnisku. A Brudziński zrobił kolegę z roku prezesem polskiej hotelowej spółki. Hotele ma na lotnisku. Kolega z roku. A Szefernakera żona jest tam dyrektorem - mówi.
Wyliczanka posła Nitrasa wzbudza na sali śmiech. Prezes PiS reaguje po chwili: - A mój kolega z roku był prezesem Trybunału Konstytucyjnego.
- Ale pana najlepszy kolega był też prezesem Orlenu - odpowiada Nitras.
Atmosfera jest raczej luźna, słychać śmiechy, po pustej sali niosą się okrzyki. W piątek "żart" pod adresem wicepremiera, ministra kultury Piotra Glińskiego wychwyciła reporterka TVN24 Agata Adamek.
Piotr Gliński: - Siedzę na miejscu Michała Wosia.
Ktoś z sali: - To do zobaczenia za dwa tygodnie.
Michał Woś to minister środowiska, poseł Solidarnej Polski. Prawie dwa tygodnie temu stwierdzono u niego koronawirusa.
Kaczyński, Morawiecki, Szumowski bez środków ochrony osobistej
To, co rzuca się w oczy na sali plenarnej, to brak maseczek i rękawiczek u najważniejszych polityków partii rządzącej. W PiS słyszymy, że to miał być sygnał uspokajający.
- Marszałek Sejmu tak zorganizowała posiedzenie, że nawet Jarosław Kaczyński czuje się tu bezpiecznie - mówi nam jeden z ważnych posłów PiS.
W kuluarach w tym kontekście słyszymy jeszcze jedną opinię: - Skoro Platforma domagała się posiedzenia Sejmu i się udało, to i wybory można spokojnie organizować.
Tyle że niespełna 400 posłów i o połowę mniejszą niż zwykle liczbę pracowników kancelarii Sejmu trudno porównywać z organizacją wyborów, w których weźmie udział co najmniej kilkanaście milionów Polaków. Ale akurat w tej sprawie PiS - ku zaskoczeniu nawet swoich posłów - na tym posiedzeniu jeszcze będzie miało coś do powiedzenia.
Pierwszy dzień tego posiedzenia kończy się po pięciu godzinach. Jest czwartek. Od jutra posłowie mogą już nie stawiać się przy ulicy Wiejskiej i legalnie głosować za pomocą tabletów. Choć jak się rano okaże, nie bez problemów technicznych.
Nocna dezynfekcja
"Od godziny 22 do około 3 w nocy w holu hotelu poselskiego odbędzie się dezynfekcja". Informację tej treści dostali posłowie, którzy zostawali w hotelu na noc.
- Proszę w tym czasie nie wychodzić z pokoju - usłyszał jeden z parlamentarzystów, z którym rozmawiamy.
Funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej i obsługa hotelu też musieli opuścić te części gmachów. Specjalna firma dezynfekowała również główną salę posiedzeń, miejsca obrad i sejmowe korytarze.
W hotelu noc spędziło tylko kilku posłów, którzy albo obawiali się, że system zdalny rano nie zadziała, albo po prostu chcieli głosować osobiście w jednej z wciąż dostępnych 11 sal.
"Error. Network error"
- Zalogowałem się, dostaję kod, wpisuję go. To siedem cyfr. Pojawia się odpowiedź "kod jest niepoprawny". I tak już od kilku minut – denerwuje się poseł Dariusz Joński z KO.
Kłopoty z zalogowaniem się do systemu przez cały czas pracy nad ustawami zgłaszało potem wielu parlamentarzystów. Na bieżąco na swoich profilach w portalach społecznościowych informowali, że albo ich głos nie był zaliczany, albo głosowali za, a wyskakiwało, że jednak przeciw. Takie zastrzeżenia mieli głównie politycy opozycji.
- Głosowanie przegłosowanej już wcześniej poprawki. Bałagan, błędy, usterki systemu - pisze posłanka Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej. - Strona sejmowa sugeruje, że nie wzięłam udziału w głosowaniu numer 21, mimo że to zrobiłam - relacjonuje Agnieszka Pomaska z PO.
- Głosujemy! Bez żadnych problemów i komplikacji. Wszystko działa sprawnie - kontruje lawinę komentarzy posłów opozycji, Sylwester Tułajew z PiS.
"Taka była decyzja polityczna"
Jest tuż przed godziną 2 w nocy z piątku na sobotę. Przed ekranem komputera w domu czekam na wznowienie obrad - przerwa zgodnie z planem ma skończyć się o 2.30. Od polityka Prawa i Sprawiedliwości dostaję uspokajającą w tonie wiadomość: jeszcze ze 20 poprawek i koniec prac nad ustawą o tak zwanej tarczy antykryzysowej.
Chwilę później już w zupełnie innym tonie przychodzi esemes od polityka opozycji.
"Zmieniają Kodeks wyborczy. Przywracają głosowanie korespondencyjne (zawsze byli przeciw). Bez regulaminowych terminów, nad ranem, na chama. Będą wybory", tak brzmi wiadomość.
Kolejna, już z załączonymi poprawkami numer 177, brzmi: "Po trupach do celu. Obrzydliwe".
Na sejmowej stronie pojawia się informacja, że przerwa potrwa do godziny 3.
Z moich rozmów z politykami PiS wynika, że praktycznie wszyscy w partii rządzącej o zmianie Kodeksu wyborczego i możliwości głosowania korespondencyjnego dla osób w czasie kwarantanny oraz powyżej 60 roku życia - to najważniejsze zapisy - dowiedzieli się albo na sali sejmowej, albo w domach.
CZYTAJ WIĘCEJ: PiS zmienia Kodeks wyborczy.
- Taka była decyzja polityczna - słyszę w słuchawce telefonu. - Chodzi o to, żeby wybory można było zorganizować nawet wtedy, gdy jeszcze część osób z powodu pandemii koronawirusa nie będzie mogła albo będzie bała się wychodzić z domów.
Gdy dopytuję o nocny tryb pracy, bez debaty, bez pytań, bez wyjaśnień, ponownie słyszę: - Taka była decyzja polityczna.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński na salę plenarną wrócił tuż po godzinie 3 nad ranem. Na zdjęciach z kamer sejmowych widać, jak wchodząc uśmiechał się i rozmawiał z Mariuszem Błaszczakiem.
"Jarosław Kaczyński chce wyborów za wszelką cenę"
- Pytam panią, czy można zmienić Kodeks wyborczy, bez wypowiedzenia w Sejmie słów "kodeks wyborczy"? – krzyczy z ław sejmowych poseł Sławomir Nitras z PO.
- Proszę na mnie nie krzyczeć - odpowiada marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
Awantura trwa chwilę. Nitras zarzuca PiS, że zmieniając sposób głosowania w wyborach prezydenckich – umieszczając przy tym stosowne zapisy w ustawach przygotowanych na czas pandemii - robi "z Sejmu cyrk".
To najostrzejszy moment tej nocy. I całego dwudniowego posiedzenia. Kończy się wzajemnymi oskarżeniami o naruszenie powagi Sejmu.
- Najważniejsza informacja z ostatniej nocy jest taka, że Jarosław Kaczyński jednak chce przeprowadzić wybory i to za wszelką cenę - mówi nam Marek Migalski.
Posłowie PiS zmieniają sposób głosowania w Polsce dokładnie o godzinie 4:21 rano. Za było 220 posłów Prawa i Sprawiedliwości, 1 KO, 1 - Kukiz-PSL. Przeciw cała reszta.
Zmianę Kodeksu wyborczego PiS przeprowadziło pod parasolem wielkiej ustawy o tak zwanej tarczy antykryzysowej, na którą czekają miliony pracodawców, pracowników i wszyscy przedsiębiorcy. Zawarto w niej między innymi zwolnienie ze składek na ZUS przez 3 miesiące dla pracujących w mikrofirmach zatrudniających do 9 osób, założonych przed 1 lutego 2020, a także osób samozatrudnionych o przychodzie poniżej trzykrotności przeciętnego wynagrodzenia, zarejestrowanych przed 1 lutego 2020 r.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tarcza antykryzysowa. Najważniejsze rozwiązania.
Jak to wygląda na świecie
Pandemia koronawirusa dotknęła cały świat. Poprosiłam naszych zagranicznych korespondentów, by opowiedzieli, jak politycy obradują w czasie kryzysu w ich stolicach.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24