W czwartek w Sejmie odbyło się posiedzenie podkomisji do spraw transportu lotniczego, która zajmowała się sprawą lotu prezydenta Andrzeja Dudy z Zielonej Góry. W obradach zarządzono przerwę, aby uczestnicy mogli zapoznać się z materiałami. Wcześniej na tvn24.pl opublikowaliśmy nagrania rozmów i maile, z których wynika, że urzędnicy prezydenta wiedzieli, iż kontroler lotów w Zielonej Górze kończy pracę wcześniej. - Na każdym etapie były nieprawidłowości, zupełnie jak w Smoleńsku – komentował jeden z naszych informatorów.
O locie z prezydentem Andrzejem Dudą na pokładzie informowaliśmy w tvn24.pl już w ubiegłym roku. Czarterowany przez rząd od LOT-u embraer wystartował z lotniska w Babimoście pod Zieloną Górą 2 lipca 2020 roku po zakończonej służbie kontrolera i bez wydanej zgody na start. O tym incydencie informowała wówczas również "Gazeta Wyborcza". Na początku ubiegłego tygodnia Wirtualna Polska ujawniła zapisy wiadomości z grupy utworzonej na jednym z komunikatorów, w której przedstawiciele kilku instytucji zastanawiali się między innymi, jak informować o sprawie, by ją tuszować. W czwartek na tvn24.pl poinformowaliśmy, że urzędnicy Andrzeja Dudy wiedzieli o tym, że kontroler lotów w Zielonej Górze może pracować jedynie do godziny 22. Dotarliśmy do korespondencji mailowej, która to potwierdza.
Rejs z udziałem prezydenta jest przedmiotem badań Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
"Piloci na jedną sekundę nie zostają bez określonego nadzoru"
W czwartek odbyło się posiedzenie sejmowej podkomisji do spraw transportu lotniczego, która zajmowała się tą sprawą. Przed godziną 15 przewodniczący komisji, poseł Koalicji Obywatelskiej Dariusz Joński zarządził przerwę "do momentu raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych". - Wtedy będziemy mogli już z pełnym raportem, wiedzą, informacjami raz jeszcze do tego tematu wrócić – powiedział.
Członkowie komisji zadawali pytania między innymi prezesowi Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej Januszowi Janiszewskiemu. - Polscy piloci - i piloci, którzy korzystają z polskiej przestrzeni powietrznej - nawet na fragment, na moment, na jedną sekundę nie zostają bez określonego nadzoru i dozoru. Oczywiście te dozory się różnią, są określane przepisami – wyjaśniał Janiszewski.
Prezes PAŻP: przepisy nie zostały złamane w tym zakresie
Jak mówił prezes PAŻP, w momencie kiedy na polskich lotniskach kontroler kończy służbę kontroli ruchu lotniczego, wprowadzana jest służba informacji powietrznej oraz obowiązkowa strefa łączności dwukierunkowej pomiędzy dowódcą samolotu a informatorem służby informacji powietrznej.
- Mogę z pełną stanowczością powiedzieć, że na stan wiedzy mój z dni 2, 9, 10 lipca, polskie przepisy dotyczące wykonywania lotów, polskie przepisy, dotyczące zapewnienia służb ruchu lotniczego oraz wewnętrzne procedury Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej nie zostały złamane w tym zakresie – zapewniał.
Dodał, że "loty odbywające się w przestrzeni powietrznej niekontrolowanej mogą się odbywać na zasadach opisanych w polskich przepisach". Podkreślił, że żaden statek powietrzny nie zostaje bez określonego dozoru w polskiej przestrzeni powietrznej.
- W forum dyskusyjnym przedstawiałem tylko i wyłącznie (...) informacje o tym, w jaki sposób mogą być wykonywane loty, jakie są przepisy wykonywania tych lotów, jakie są przepisy zapewnienia służb ruchu lotniczego w polskiej przestrzeni powietrznej i kto może wykonywać dane operacje lotnicze – zapewnił Janiszewski, odnosząc się do swojego uczestnictwa w rozmowie dotyczącej lotu w grupie na WhatsAppie.
"Sprawa zostałaby rozwiązana w 20 minut"
Na pytania odpowiadał również prezes Polskich Linii Lotniczych LOT Rafał Milczarski. - Co musiało być spełnione we wrześniu 2019 roku, żeby móc wykonać lot? Po pierwsze lotnisko musiało być czynne – w Zielonej Górze lotnisko było czynne. Na lotnisku nie ma żadnego innego zgłoszonego rejsu – nasz rejs był jedyny w Zielonej Górze. Znany jest aktualny status pasa – znaliśmy status pasa – wyliczał Milczarski. Zapewnił, że lot był wykonany zgodnie ze złożonym planem i utrzymywano łączność z organem nadzoru ruchu powietrznego, a także uzyskano zgodę właściwego organu przed lotem.
- Gdyby załoga miała świadomość tego, że tego kontrolera formalnie nie ma na wieży, to wykonałaby telefon do Warszawy. Sprawa zostałaby rozwiązana w 20 minut i samolot bez żadnych sensacji dotarłby do Warszawy – zaznaczył Milczarski.
Dodał, że "okoliczności lotu z Zielonej Góry były i nadal są badane modelowo, transparentne i w pełnej zgodzie z przepisami". Prezes PLL LOT zauważył, że spółka zwróciła się do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych z wnioskiem o zgodę na upublicznienie wewnętrznego raportu LOT z badania tego incydentu. - Raport ten dokładnie opisuje wszystkie zdarzenia oraz podjęte przez nas kroki zaradcze zmierzające do jego wyjaśnienia oraz zaproponowane środki zaradcze. Także ten dokument jawnie przeczy tezie o tym, że próbowano tuszować jakiekolwiek okoliczności związane z tym lotem. W publikacji Wirtualnej Polski są liczne błędy co do faktów i zrozumienia okoliczności – przekonywał.
Zaznaczył, że zgodnie z prawem lotniczym przewoźnik nie może informować o szczegółach zdarzenia w trakcie jego badania. - Nie ukrywaliśmy faktu trwania postepowania, ani tego, że jest ono traktowane z należytą powagą. LOT postąpił w tej historii modelowo – chwalił.
"To wewnętrzna korespondencja"
Milczarski odniósł się do treści rozmów w sprawie lotu na komunikatorze WhatsApp. - To wewnętrzna korespondencja i przeplatają się tam wątki dotyczące oświadczenia dla mediów z próbą ustalenia wstępnego rozeznania okoliczności i przebiegu zdarzeń. (...) Tam oczywiście pojawiają się nasze własne sądy, interpretacja tego, co się wydarzyło. I część tych formułowanych w tej dyskusji wniosków potwierdziła się w toku postępowania wewnętrznej komisji, a część nie – powiedział.
Zapewnił, że "żadna z osób uczestniczących w tej dyskusji nie bierze w żaden sposób udziału w pracach niezależnej komisji wyjaśniającej zdarzenie".
"Nie twierdziliśmy i nie twierdzimy, że nie doszło do żadnej nieprawidłowości"
Głos podczas obrad zabrał członek zarządu PLL LOT do spraw operacyjnych Maciej Wilk. - Nie twierdziliśmy i nie twierdzimy, że 2 lipca 2020 roku w Zielonej Górze nie doszło do żadnej nieprawidłowości. Twierdzimy natomiast, że nieprawdziwe są kluczowe trzy tezy zawarte w artykule opublikowanym kilka dni temu – powiedział.
- Nieprawdą jest, że samolot przez cztery minuty pozostawał bez formalnej kontroli z ziemi – przekonywał Wilk. Jak dodał, "nie ma też mowy o tuszowaniu" zdarzenia i według jego wiedzy "z całą pewnością nie doszło do złamania sterylności kokpitu", a załoga i piloci "ani przez chwilę nie byli w bezpośrednim kontakcie z jakimkolwiek pasażerem". Ocenił, że nieprawdziwą jest teza, iż usunięto nagrania z urządzeń nagrywających rozmowy z kokpitem.
Tak jak w Smoleńsku?
Ze strony opozycji pojawiają się porównania do zaniechań, do jakich doszło w trakcie lotu do Smoleńska przed katastrofą smoleńską.
Poseł Joński wskazał, że w dyskutowanej sprawie "jest wiele analogii do katastrofy smoleńskiej". W podobnym tonie wypowiedział się poseł KO Michał Szczerba. - Wszelkie analogie z katastrofą smoleńską są uprawnione. Po tylu latach nie nauczyliście się, że trzeba chronić prezydenta Rzeczpospolitej, że nie można naciskać – mówił.
Do tych wypowiedzi podczas posiedzenia odniósł się wiceminister infrastruktury Marcin Horała. - Moim zdaniem to jest absolutnie haniebne, żeby budować jakiekolwiek analogie między straszną tragedią katastrofy smoleńskiej a tym oto zdarzeniem – powiedział.
Zdaniem Horały "ta sprawa w sposób ewidentnie manipulacyjny stała się przedmiotem medialnej wrzutki przed wyborami" po to, żeby "budować takie tezy, że leciał na ślepo, że mogło dojść do zderzenia, że w ogóle nikt nie wiedział, gdzie jest ten samolot". - Jakby może jeszcze pilotowi oczy zawiązano – ironizował wiceminister.
"Na te pytania panowie unikają odpowiedzi"
Członek podkomisji i były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek (KO) powiedział, że jak dotąd na komisji "nie padły odpowiedzi na żadne zadane pytanie przez zarówno posłów, jak i przewodniczącego".
- Każdy z posłów zadawał pytanie, czy ten lot mógł się odbyć, czy wszystkie osoby zaangażowane w organizację tego lotu wykonały prawidłowo swoje działania i czy na prywatnym komunikatorze dochodziło do dyskusji, z których wynika, że osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo, za zarządzanie zarówno Polską Agencją Żeglugi Powietrznej, jak i Polskimi Liniami Lotniczymi LOT czy wiceminister infrastruktury próbowali doprowadzić do zbagatelizowania czy do zatuszowania tego, co się stało 2 lipca 2020 roku. Na te pytania panowie unikają odpowiedzi, pośrednio potwierdzając, że wszystkie przedstawione przez media informacje w tej sprawie są prawdziwe – dodał.
Przed posiedzeniem przewodniczący podkomisji Dariusz Joński (KO) powiedział, że powinno się to zakończyć dymisją "wszystkich osób, które brały udział" – pilotów, kontrolera lotów i "polityków, którzy próbowali to tuszować". Zastępca przewodniczącego Jerzy Polaczek (PiS) mówił natomiast, że nie będzie dyskutował "z materiałami prasowymi".
Źródło: TVN24, tvn24.pl, PAP