Jak relacjonuje nasz rozmówca, sąsiad zadzwonił do niego o 8:24. Powiedział, że przez lornetkę zobaczył leżący na ziemi samolot.
- Myślę sobie: 'Samolot? Niemożliwe, nic nie słyszałem'. W te pędy biegnę zobaczyć, co się dzieje, podchodzę, oglądam. No leży dron do góry nogami rozwalony. Kolega powiedział mi, że około ósmej słyszał jakiś huk. Jakieś szumy, coś dziwnego się działo. Myślał, że to wentylatory u niego w chlewni – relacjonuje pan Krzysztof.
- Pierwsze co zrobiłem, to zadzwoniłem na 112. Chciałbym podkreślić, że człowiek, który tam siedział zachował się bardzo profesjonalnie – mówi mieszkaniec Wohynia.
Około 10 minut później na miejscu zjawił się pierwszy radiowóz z komendy z Radzynia Podlaskiego. - Najpierw nie dotykaliśmy tego wszystkiego, obejrzeliśmy, jak to wygląda. Moim zdaniem skończył się prąd, maszyna się wyłączyła, paliwo w worku jeszcze było – snuje przypuszczenia pan Krzysztof. Jak dodaje, jego zdaniem dron to "jakiś wabik bez ładunku". Na maszynie były napisy, ale panu Krzysztofowi nie udało się ich odczytać.
Drony nad Polską
W nocy z wtorku na środę Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że w trakcie nocnego ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony. DORSZ przekazało, że "doszło do bezprecedensowego w skali" naruszenia polskiej przestrzeni przez obiekty typu dron. Jak podkreślono, "jest to akt agresji, który stworzył realne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli". Na rozkaz dowódcy operacyjnego RSZ natychmiast uruchomiono procedury obronne.
Pierwsze naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej zanotowano około godz. 23.30 we wtorek, a ostatnie około godz. 6.30 w środę. Jak przekazał premier Donald Tusk, zanotowano i precyzyjnie namierzono 19 naruszeń przestrzeni powietrznej, nie są to ostateczne dane. Dodał, że po raz pierwszy drony nadleciały ze strony Białorusi.
Autorka/Autor: wini/tok
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24