Jeden z dwóch pilotów policyjnego Black Hawka, który w trakcie bardzo niskiego przelotu zerwał linię energetyczną w czasie pikniku pod Sarnową Górą, miał w przeszłości wyrok za spowodowanie katastrofy wojskowego śmigłowca – dowiedział się nieoficjalnie portal tvn24.pl. Informacje na ten temat dostaliśmy też na Kontakt24. W policji najpierw odpowiadał za bezpieczeństwo lotów, a teraz za wyszkolenie pilotów. – To świetny pilot – mówi jeden z naszych rozmówców z policyjnej centrali. – Po prostu nigdy nie powinien odpowiadać za bezpieczeństwo lotów i wyszkolenie, co znów udowodnił w Sarnowej Górze – dodaje nasz inny rozmówca związany z policyjnym lotnictwem.
Dla uświetnienia obchodów 103. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą na zorganizowany z tej okazji piknik skierowany został jeden z trzech policyjnych Black Hawków. W trakcie bardzo niskiego przelotu zawadził o uziemienie linii energetycznej, co wywołało panikę u widzów.
Według naszych nieoficjalnych informacji, potwierdzonych w kilku niezależnych od siebie źródłach, jeden z dwóch pilotów z trzyosobowej załogi miał w przeszłości wyrok za spowodowanie katastrofy lotniczej.
Chodzi o wydarzenia z 28 lutego 2009 roku, które miały miejsce na poligonie centrum szkolenia artylerii w województwie kujawsko-pomorskim. Załoga wojskowego Mi-24 przygotowywała się do realizacji misji w Afganistanie, ćwicząc strzelanie przy użyciu noktowizji. Śmigłowiec zaczepił o wierzchołki drzew, uderzył w ziemię, a śmierć poniósł drugi pilot – 32-letni porucznik Robert Wagner.
Bydgoska prokuratura wojskowa prześwietlała ten tragiczny wypadek i ostatecznie oskarżyła pierwszego pilota m.in. o to, że naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu powietrznym, lecąc poniżej minimalnej bezpiecznej wysokości. Pilot miał również popełnić błąd, zbytnio skupiając się na wyszukaniu celu ostrzału, tracąc jednocześnie orientację w przestrzeni powietrznej.
W trakcie procesu pilot przyznał się do winy, wnioskował o taki wyrok, jaki ostatecznie wydał wojskowy sąd garnizonowy w Gdyni: dwa lata więzienia, w zawieszeniu na pięć lat.
Powrót do munduru
Nasi rozmówcy związani z policyjnym lotnictwem przekazali nam, że ten sam pilot na przełomie 2015 i 2016 roku trafił do "zarządu lotnictwa policji". Najpierw pracował jako "instruktor bezpieczeństwa lotów", następnie powierzono mu szkolenie policyjnych pilotów.
- To szczęście w nieszczęściu, że ten lot na rocznicowych obchodach tylko tak się skończył. Ale ten poważny incydent jest po prostu konsekwencją takich a nie innych decyzji personalnych – zwraca uwagę jeden z naszych rozmówców.
- To świetny pilot, w momencie przyjmowania go do policji wyrok był już zatarty – mówi nam jeden z wysokich rangą oficerów centrali policji.
Inny nasz rozmówca dodaje: - Dotąd nie było tak poważnych incydentów, więc trudno mówić, że system policyjnego lotnictwa znajduje się w złych rękach.
Zadaliśmy oficjalnie serię pytań Komendzie Głównej Policji, ale do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Jako pierwsze informację o wyroku pilota podało radio RMF FM.
Prokuratura: bardzo wstępny etap postępowania
Prokuratura nie poinformowała do tej pory, kto był za sterami śmigłowca. Zastępca prokuratora rejonowego Piotr Tyszka z Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie przekazał, że według wstępnych ustaleń na pokładzie śmigłowca były trzy osoby. - Natomiast co do szczegółów tego lotu, kto pilotował czy jaki był podział obowiązków (...), dopiero będzie ustalone na późniejszym etapie - dodał.
Pytany w poniedziałek po południu o doniesienia dotyczące wyroku jednego z pilotów Tyszka zastrzegł, że "na ten temat nie ma żadnych informacji na tę chwilę". - Tego typu okoliczności będą sprawdzane - powiedział, podkreślając, że na razie to "bardzo wstępny etap postępowania".
Śledztwo w sprawie incydentu w Sarnowej Górze "zostało wszczęte w kierunku artykułu 174 paragraf 1 Kodeksu karnego, to znaczy spowodowania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym" przez pilotów śmigłowca.
CZYTAJ WIĘCEJ: Wszczęto śledztwo w sprawie incydentu z policyjnym Black Hawkiem. "Zahaczył śmigłem o przewód"
"Wsparcie" ministra
Komenda Główna Policji nie udzieliła nam odpowiedzi na pytania, jak doszło do wysłania na obchody bitwy pod Sarnową Górą jednego z trzech policyjnych Black Hawków. Zapytaliśmy, na czyj dokładnie wniosek oraz kiedy złożony śmigłowiec został tam skierowany.
Jak sprawdziliśmy, helikoptera nie było na poprzednich obchodach – 102., 101. czy nawet równej setnej rocznicy bitwy.
Na fotografiach i w relacjach z poprzednich uroczystości próżno szukać także wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Macieja Wąsika. Zapytaliśmy go, czy był w jakikolwiek sposób zaangażowany w sprowadzenie Black Hawka. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Rocznicowe obchody bitwy pod Sarnową Górą odbywają się w regionie wchodzącym w okręg wyborczy, z którego dotąd Wąsik startował do Sejmu. Według nieoficjalnych informacji także w tegorocznych wyborach ma walczyć o mandat z tego okręgu.
"Dzięki wsparciu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz ministra Macieja Wąsika główną atrakcją tego dnia będzie policyjny śmigłowiec Black Hawk. Przylotu można się spodziewać między godziną 13.30 a 16.30" – informował na portalu ciechanowinaczej.pl wójt gminy Sońsk Jarosław Muchowski, zachęcając mieszkańców regionu do pojawienia się na imprezie.
Czołem panie ministrze!
Co ciekawe, w poprzednich latach główną rolę na tych obchodach odgrywało Ministerstwo Obrony Narodowej oraz wojsko. W 2016 roku rozgłos Sarnowej Górze zapewnił ówczesny rzecznik ministra obrony narodowej Bartłomiej Misiewicz. Reprezentował on wtedy ministra Antoniego Macierewicza, a żołnierze oddawali mu honory, jakby sam był ministrem.
CZYTAJ TEŻ: "Czołem panie ministrze!". A to był rzecznik
Rzecznika i szefa gabinetu politycznego najpierw przywitali dźwiękami uroczystego "Marszu Generalskiego" i złożyli meldunek zaczynający się od słów "panie ministrze". Przy tablicy pamiątkowej Misiewicz przywitał się z żołnierzami, a ci znów chóralnie odkrzyknęli "czołem panie ministrze".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof Lasocki