Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie incydentu z udziałem policyjnego Black Hawka. Śmigłowiec zerwał w niedzielę podczas pikniku w Sarnowej Górze linię energetyczną. Jak przekazał prokuratur Piotr Tyszka, jest za wcześnie na wiążące wnioski, ale "wiadomo, że doszło do incydentu, do którego nie powinno dojść". Policja powiadomiła o wydarzeniu śledczych oraz Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Na pikniku obecny był wiceszef MSWiA Maciej Wąsik.
O podjęciu czynności związanych z wyjaśnieniem okoliczności zdarzenia w poniedziałek poinformowała policja. "Zgodnie z procedurami powiadomione zostały odpowiednie organy, w tym Prokuratura oraz Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Na miejscu zostały przeprowadzone również niezbędne czynności procesowe, a zgromadzone materiały niezwłocznie zostaną przekazane do Prokuratury. Z polecenia Komendanta Głównego Policji czynności w sprawie incydentu lotniczego prowadzi też Biuro Kontroli KGP" - przekazała w oświadczeniu.
Śledztwo w sprawie śmigłowca Black Hawk
Następnie zastępca prokuratora rejonowego Piotr Tyszka z Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie potwierdził, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie incydentu w Sarnowej Górze. Na antenie TVN24 uściślił, że śledztwo "zostało wszczęte w kierunku artykułu 174 paragraf 1 Kodeksu karnego, to znaczy spowodowania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym" przez pilotów śmigłowca. - To jest bardzo wstępny etap postępowania i na tę chwilę nieznane jest stanowisko pilotów, czemu został wykonany taki manewr. To będzie ustalane w toku postępowania - powiedział. Śledztwo jest prowadzone w sprawie.
§ 1. Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
- Organizatorem była gmina Sońsk. Został zadysponowany śmigłowiec, który przyleciał na miejsce i był oglądany przez uczestników wydarzenia - opisał. - Jeżeli chodzi o jakiekolwiek wiążące wnioski, jest za wcześnie. Jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa, w związku z tym podjęto decyzję o wszczęciu śledztwa. Na tę chwilę jest to jedyny wniosek wiążący. Wiadomo, że doszło do incydentu, do którego nie powinno dojść - zaznaczył prokurator.
Tyszka dodał, że pierwsze przesłuchania zostały przeprowadzone w niedzielę.
Black Hawk "zahaczył śmigłem o przewód"
Później w rozmowie z reporterką TVN24 Tyszka powiedział nieco więcej o dotychczasowych ustaleniach. - Podczas startu śmigłowca Black Hawk pilot wykonał manewr, przelatując nad tym zgromadzeniem, które miało miejsce, i zahaczył śmigłem o przewód odgramiania (odgromowy - red.) linii wysokiego napięcia. Na szczęście ten przewód nie był pod napięciem, więc uległ on przerwaniu. Pilot kontynuował lot, odleciał w stronę Warszawy - powiedział.
Poinformował też, że według wstępnych informacji na pokładzie śmigłowca były trzy osoby. - Natomiast co do szczegółów tego lotu, kto pilotował, czy jaki był podział obowiązków (...), dopiero będzie ustalone na późniejszym etapie - dodał.
Incydent ze śmigłowcem Black Hawk
Do zdarzenia doszło w niedzielę w trakcie pikniku zorganizowanego przez Urząd Gminy Sońsk z okazji 103. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą koło Ciechanowa w województwie mazowieckim. Na pikniku obecny był między innymi wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik.
Jak podały lokalne media, policyjny Black Hawk - mający być główną atrakcją pikniku - po wystartowaniu nie odleciał od razu, ale zatoczył koło i wrócił nad miejsce imprezy. Gdy przemieszczał się nad terenem pikniku, zerwał linię energetyczną.
Black Hawk największą atrakcją pikniku
Na jednym z nagrań widać bardzo niski przelot maszyny. Początkowo nie wzbudzał on niepokoju, a zainteresowanie widzów, w tym dzieci. W pewnym momencie, prawdopodobnie gdy doszło do zerwania linii energetycznej, zgromadzeni zaczęli krzyczeć, a część z nich upadła na ziemię. "Uciekamy, chodźcie!" - słychać.
Pojawiły się też nagrania, na których widać moment zerwania linii.
"Było o włos od tragedii"
Publicysta lotniczy Michał Setlak w niedzielę komentował to zdarzenie na antenie TVN24. - Ewidentnie nie była to profesjonalnie przygotowana impreza lotnicza, tylko takie zdarzenie zaaranżowane ad hoc, przebiegające w sposób zupełnie różny od tego, jak powinny przebiegać pokazy lotnicze - mówił.
Zaznaczył, że na profesjonalnych pokazach lotniczych obowiązują "ściśle określone reguły, które mówią, że wszelkie przeloty muszą się odbywać poza publicznością". - Nie wolno latać nad publicznością. Tutaj, na filmach z tego zdarzenia, widać, że śmigłowiec wykonuje przelot bezpośrednio nad ludźmi i to na bardzo małej wysokości - zauważył ekspert.
- Dziwi mnie, że pilot zdecydował się wykonać taki manewr z przelotem bezpośrednio nad ludźmi na małej wysokości. Druga rzecz, która mnie bardzo dziwi, to jest to, że ten śmigłowiec przez jakiś czas stał na ziemi. W związku z tym pilot, nawet jeżeli nie miał wcześniej możliwości zapoznania się dokładnego z terenem, to mógł wykorzystać ten czas podczas postoju na ziemi, żeby się rozejrzeć. Linia energetyczna to nie jest coś, czego nie widać - zwrócił uwagę Setlak.
W jego ocenie "nie zadbano o to, żeby dobrze przygotować imprezę". Według niego "ewidentnie miejsce zostało źle dobrane do imprezy z udziałem śmigłowca". - To nie powinno się odbywać w pobliżu linii wysokiego napięcia. Na szczęście ten przewód, który został zerwany końcówką łopaty wirnika nośnego śmigłowca, to była linia odgromowa, która jest uziemiona, nie jest pod napięciem. Ale poniżej tej linii znajdują się trzy przewody pod napięciem 110 tysięcy woltów. To jest olbrzymie napięcie. Także ryzyko tutaj było bardzo potężne. Było o włos od tragedii - powiedzał Setlak.
Źródło: tvn24.pl, TVN24 CiechanówInaczej.pl
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof Lasocki