Taka była praktyka, że osoba, która miała więcej głosów, była powoływana przez prezydenta na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego - przyznał sędzia SN Wiesław Kozielewicz. Prezydent nie musi jednak wybierać kandydata z największą liczbą głosów oddanych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów. Andrzej Duda, powołując w 2017 roku na wiceprzewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego sędziego Mariusza Muszyńskiego, gratulował mu jednak "uzyskania większości głosów" zgromadzenia sędziów TK, dodając, że "to jest element najważniejszy".
W sobotę przed godziną 19 Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego wybrało kandydatów na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Są nimi: Włodzimierz Wróbel (50 głosów), Małgorzata Manowska (25 głosów), Tomasz Demendecki (14 głosów), Leszek Bosek (cztery głosy) i Joanna Misztal-Konecka (dwa głosy). Ostatecznego wyboru na sześcioletnią kadencję na tym urzędzie dokona prezydent. Ustawa o Sądzie Najwyższym nie precyzuje, w jakim terminie powinien to zrobić.
Kozielewicz: praktyka była taka, że na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego prezydent powoływał tego, który miał więcej głosów
Pełniący obowiązki prezesa Sądu Najwyższego kierującego Izbą Karną Wiesław Kozielewicz, sędzia Sądu Najwyższego od 21 lat, powiedział w rozmowie z reporterką TVN24 Karoliną Wasilewską, że "taka była praktyka, że osoba, która miała więcej głosów, była powoływana przez prezydenta na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego".
- Tak było w 2004 roku, kiedy pierwszym prezesem został Lech Gardocki, tak było w 2010 roku, kiedy to stanowisko objął Stanisław Dąbrowski i w 2014 roku, kiedy na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego została powołana Małgorzata Gersdorf - przekazał. Sędzia powiedział, że przez wszystkie te lata był członkiem komisji skrutacyjnych w trakcie wyborów pierwszego prezesa Sądu Najwyższego.
Przepisy prawa nie nakazują jednak prezydentowi kierowania się liczbą zdobytych przez poszczególnych kandydatów głosów.
Prezydent przy powołaniu sędziego Muszyńskiego do TK: Gratuluję uzyskania większości głosów. To jest element najważniejszy
O znaczeniu liczby głosów mówił także prezydent Andrzej Duda 5 lipca 2017 roku, kiedy powoływał sędziego Mariusza Muszyńskiego na wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego.
- Przede wszystkim gratuluję uzyskania większości głosów Zgromadzenia Ogólnego sędziów Trybunału Konstytucyjnego - mówił wówczas podczas uroczystości prezydent.
- To jest element najważniejszy, że kandydatura pana profesora spotkała się z poparciem większości sędziów Trybunału Konstytucyjnego, to niezwykle ważne. Stąd między innymi moja decyzja, żeby spośród przedstawionych mi kandydatów, zgodnie z konstytucją, to właśnie pana nominować na ten niezwykle zaszczytny i ważny urząd - uzasadnił Duda.
Sędziowie skierowali pismo do prezydenta
Podczas sobotnich obrad do przewodniczącego obradom sędziego Aleksandra Stępkowskiego trafił wniosek, by Zgromadzenie Ogólne podjęło uchwałę o przedstawieniu prezydentowi listy kandydatów. Sędzia uznał jednak, że wniosek nie ma podstawy prawnej. Jak argumentował, zgodnie z praktyką orzeczniczą w ostatnich latach kandydaci nie byli przedstawiani w osobnej uchwale i nie przewidywały tego obowiązujące wówczas regulaminy SN. Podkreślił, że przedstawienia takiej uchwały nie przewiduje także obecnie obowiązująca ustawa o Sądzie Najwyższym.
Zdaniem sędziów, ze względu na skalę uchybień, pozycja przyszłego pierwszego prezesa SN "może być podważana i słaba". "W Dzień Wymiaru Sprawiedliwości zwróciliśmy się do prezydenta z pismem, w którym szczegółowo opisane zostały uchybienia. Liczymy na głęboki namysł pana prezydenta nad tym, czy powołanie pierwszego prezesa SN w tych warunkach, przyczyni się do stanu praworządności w Polsce i umocni zaufanie do Sądu Najwyższego" - napisano w oświadczeniu.
Laskowski mówił, że "doszło do bezprawnego (...) odrzucenia przez przewodniczącego Aleksandra Stępkowskiego wniosku o dokonanie wyboru osoby, która przekaże prezydentowi listę kandydatów wraz z protokołem, a także do bezzasadnego odrzucenia wniosku o podjęcie przez Zgromadzenie Ogólne uchwały o przedstawieniu prezydentowi pięciu kandydatów". - Brak takiej uchwały powoduje, że procedura wyboru nie została zakończona, tym samym brak jest możliwości powołania pierwszego prezesa Sądu Najwyższego - wyjaśniał sędzia.
W piśmie skierowanym do prezydenta sędziowie zwrócili między innymi uwagę, że "uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN o przedstawieniu Prezydentowi RP wybranych kandydatów w celu powołania spośród nich Pierwszego Prezesa SN, stanowi wyraz akceptacji większości członków Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN dla dokonanych dotychczas czynności prowadzących do wyboru wymaganej liczby kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa SN, potwierdza prawidłowość (legalność) tych czynności i zamyka postępowanie prowadzące do powołania Pierwszego Prezesa SN w części należącej do właściwości Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN działającego jako organ konstytucyjny".
Jak czytamy w piśmie, niepodjęcie uchwały "oznacza, że etap postępowania prowadzącego do powołania Pierwszego Prezesa SN w części należącej do właściwości Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN (…) nie został ukończony" oraz, że to podjęcie uchwały "otwiera drogę Prezydentowi RP do skorzystania z kompetencji do powołania Pierwszego Prezesa SN sposób kandydatów przedstawionych uchwałą Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN i tworzy stabilną podstawę do realizacji tej kompetencji".
W piśmie sędziowie uznali także, że sędzia Stępkowski, który kierował obradami, "nie podjął decyzji prowadzących do usunięcia uchybień w czynnościach poprzedniego Przewodniczącego obradom" sędziego Kamila Zaradkiewicza. "Ich ilość i skala nie mogła być sanowana bez powtórzenia wadliwych czynności" - czytamy.
Sędzia Stępkowski nie uwzględnił w czasie obrad wniosków formalnych złożonych przez tzw. starych sędziów. Przewodniczący zgromadzeniu negatywnie rozpatrzył między innymi wnioski o: przyjęcie porządku obrad, odroczenie obrad do 26 maja, zwołanie kolegium, wyłączenie wszystkich członków komisji skrutacyjnej.
Źródło: TVN24