Ostatni szef delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego z mianowania Pawła Wojtunika odszedł ze służby. To agent, który rozpracował korupcyjny układ na Podkarpaciu i aferę w krakowskim Sądzie Apelacyjnym.
Robert Płoszaj był szefem podkarpackiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego przez pięć lat, aż do wtorku. To ostatni agent Biura, który piastował w CBA stanowisko kierownicze z mianowania Wojtunika.
Płoszaj wraz ze swoim zespołem agentów doprowadził do wykrycia jednego z najpoważniejszych układów korupcyjnych w historii, który długimi miesiącami nie schodził z czołówek polskich gazet. Chodzi o słynną aferę podkarpacką. Efekty pracy zespołu agentów Płoszaja to dwóch wiceministrów, najważniejsi prokuratorzy, biznesmeni i niezwykle wpływowy duchowny na ławie oskarżonych.
Afera w krakowskim sądzie
Pod kierownictwem Płoszaja w podkarpackiej delegaturze rozpoczęło się inne, głośne śledztwo, którym dziś chwali się prokuratura i samo CBA. Chodzi o podejrzenia wielomilionowej korupcji w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. Zarzuty usłyszeli już urzędnicy podlegający ministrowi sprawiedliwości, trafili do aresztów tymczasowych a sam prezes sądu złożył dymisję.
Opcja zero?
Dlaczego więc na emeryturę przechodzi szef delegatury CBA, która może się pochwalić takimi osiągnięciami? - Dobiegł jego czas w służbie. Został potraktowany bardzo dobrze, otrzymał zgodę na wysoką emeryturę - usłyszeliśmy od jednego ze współpracowników ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego. O powody odejścia zapytaliśmy Biuro. - Pan Płoszaj sam złożył w ubiegłym tygodniu podanie o przejście na emeryturę - odpowiedział Piotr Kaczorek, z Wydziału Komunikacji Społecznej CBA. Jednak w środowisku oficerów służb nie ma wątpliwości, że chodzi o "opcję zero" w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, czyli o pozbycie ze stanowisk kierowniczych osób, które pełniły funkcję w czasach, gdy szefem Biura był Paweł Wojtunik.
Przerwana kadencja
Proszący o zachowanie anonimowości były agent CBA tłumaczy: - Gdy przed rokiem Wojtunik został zmuszony do dymisji połowę stanowisk kierowniczych pełnili ludzie, których kiedyś awansował Mariusz Kamiński. Wszyscy zostali odwołani. Podobnie jak Ci, których awansował sam Wojtunik - mówi jeden z bliskich współpracowników "Gazora", jak w świecie służb nazywany jest Wojtunik.
Przypomnijmy: CBA stworzył w 2006 roku Mariusz Kamiński, dzięki ustawie uchwalonej głosami posłów PiS oraz PO. Stanowisko szefa pełnił do jesieni 2009 roku, również przez kilkanaście miesięcy u premiera Donalda Tuska. Do momentu, gdy prokuratura postawiła mu zarzuty karne łamania prawa, za co został skazany przez sąd i ostatecznie ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Wojtunik, który przyszedł na jego miejsce w 2009 roku, został odwołany niemal natychmiast po objęciu władzy przez rząd PiS. Mimo że ustawa gwarantowała mu jeszcze dwuletnią kadencję na stanowisku szefa służby antykorupcyjnej. Za pretekst posłużyło odebranie mu certyfikatu bezpieczeństwa, co uniemożliwiło mu kierowanie formacją.
Silniejsze CBA?
Na stanowisku szefa CBA Wojtunika zastąpił Ernest Bejda, bliski współpracownik ministra koordynatora Mariusza Kamińskiego. Razem kierowali tą służbą w latach 2006-2009 . Bejda wszystkie kierownicze stanowiska w CBA powierzył swoim współpracownikom z tamtego okresu. Głównie osobom, które powróciły do służby po ośmioletniej przerwie. Ten proces zakończyło odesłanie na emeryturę dyrektora podkarpackiej delegatury.
- Pełną odpowiedzialność za efekty pracy CBA biorą teraz Mariusz Kamiński i Ernest Bejda. Zobaczymy, czy będzie to silniejsza służba, która nie będzie się obawiać tropić korupcji w szeregach rządzących, jak to było w czasach Wojtunika - komentuje Marek Biernacki, poseł PO, były minister koordynator, a dziś członek sejmowej komisji do spraw służb specjalnych.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl), Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl) / ib / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24