Nie wiem, czy to było intencjonalne, czy nie, ale Mariusz Błaszczak nie poinformował prezydenta o możliwym zagrożeniu dla bezpieczeństwa Polski, a powinien był - powiedział szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera. Odniósł się w ten sposób do informacji o rosyjskiej rakiecie, która doleciała aż pod Bydgoszcz w grudniu 2022 roku.
Wiceminister obrony Cezary Tomczyk w czwartek w Sejmie, odpowiadając na pytanie grupy posłów KO w sprawie naruszenia przestrzeni powietrznej Polski przez rosyjską rakietę w grudniu 2022 r., oświadczył m.in., że ówczesny szef MON Mariusz Błaszczak był na bieżąco informowany ws. potencjalnego zagrożenia dotyczącego Polski i tego, co okazało się wiele miesięcy później rosyjską rakietą, która spadła pod Bydgoszczą. Ocenił, że Błaszczak dopuścił się manipulacji.
Siewiera pytany w piątek w Polsat News o tę sprawę przyznał, że Tomczyk informował BBN, że taka informacja zostanie zaprezentowana. Według niego, dobrze się stało, że informacja została przedstawiona, bo ta sytuacja niewątpliwie wymagała również pewnej transparentności.
Do informacji z raportu NIK w sprawie tego, co wiedział Błaszczak i o czym nie poinformował obywateli, dotarł Piotr Świerczek. Jak wskazał, z dokumentu wynika, że Mariusz Błaszczak od co najmniej 2 stycznia 2023 roku, czyli ponad cztery miesiące przed swoim pierwszym publicznym wystąpieniem w tej sprawie, wiedział o obiekcie, który poruszał się w polskiej przestrzeni powietrznej i nie przedstawił tych informacji opinii publicznej.
Informacje te szef BBN w piątek swoimi wypowiedziami potwierdził.
- Dobrze, że dziś widzimy szerszy kontekst. Mogę się poruszać w obszarze tych informacji, które przekazał minister Tomczyk, ale one jednoznacznie wskazują, że po pierwsze - minister obrony narodowej wiedział o naruszeniu przestrzeni powietrznej. Podejmował w tym celu rozmowy i jakieś ustalenia, a jednocześnie na żadnym etapie - to podkreślał zarówno minister Błaszczak, jak i minister Tomczyk - nigdy nie doszło do potwierdzenia aż do momentu znalezienia szczątków, że mamy do czynienia z rakietą - mówił Siewiera.
- Rodzi się pytanie, czy to wada systemu, czy błąd człowieka doprowadził do sytuacji - dodał szef BBN. W jego ocenie, nawet jeśli minister Błaszczak nie został poinformowany o rakiecie, to konieczne było przechwycenie, czyli identyfikacja wizualna, ale takiej identyfikacji nie było.
Szef BBN: konieczne było poinformowanie prezydenta - zwierzchnika sił zbrojonych
Zdaniem Siewiery, mimo wszystko spełnione były wszystkie przesłanki do tego, by poinformować przede wszystkim zwierzchnika sił zbrojnych, czyli prezydenta.
Szef BBN dopytywany, czy są pretensje o to, że Błaszczak nie poinformował o sytuacji, odpowiedział: - Mamy przekonanie, że to była jedna z tych sytuacji, w których konieczne było poinformowanie zwierzchnika sił zbrojnych o bezpośrednim zagrożeniu albo o możliwym zagrożeniu. Natomiast jednocześnie mamy świadomość, że do tej sytuacji - jeśli chodzi o daty 16, 17 grudnia - doprowadziły błędy i luki w systemie prawa.
Dodał, że w kwietniu, kiedy znaleziono szczątki rakiety, "stało się drugie zło", gdyż "bardzo źle się stało, że doszło do obciążenia jednej osoby, jednego żołnierza - dowódcy operacyjnego - całością odpowiedzialności". - Nawet przy pewnych uzasadnionych wątpliwościach - zauważył Siewiera.
Jak dodał, nie chce rozstrzygać, czy Błaszczak zataił informację przed prezydentem, "czy to było intencjonalne, czy nieintencjonalne, czy nie wiedział (...). To są tematy, które musi wyjaśnić NIK, która - z tego, co wiem - przygotowała raport o całkiem dobrej treści, albo inne organy państwa".
Tomczyk: Błaszczak jako szef MON dostał meldunek
Tomczyk w czwartek w Sejmie przypomniał, że 16 grudnia 2022 r. w miejscowości Zamość obok Bydgoszczy spadła rosyjska rakieta. "O tym fakcie oficjalnie dowiedzieliśmy się na konferencji ministra Błaszczaka 11 maja 2023 r. Minister sugerował w trakcie konferencji, że o tym fakcie nic nie wiedział i dopiero w kwietniu, kiedy obiekt został znaleziony przez przypadkową osobę, poinformowano o tym prezydenta (Andrzeja - red.) Dudę i premiera (Mateusza - red.) Morawieckiego – powiedział.
Wiceszef MON oświadczył, że 16 grudnia 2022 r. Błaszczak otrzymał informację o zagrożeniu rakietowym dla Polski. - Rakietę zaobserwowano 60 km od granicy, na wysokości miejscowości Chełm. Podwyższono gotowość obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Poderwano amerykańskie samoloty bojowe – relacjonował.
Ponadto - jak zaznaczył - dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych telefonicznie poinformował Błaszczaka o zbliżającej się w stronę polskiej granicy rakiecie. - Jeżeli chodzi o meldunek z 16 grudnia, pan minister powiedział prawdę. Natomiast informacje o incydencie w polskiej przestrzeni publicznej pojawiły się w meldunku przygotowanym 17 grudnia. O tym już pan minister Błaszczak opinii publicznej nie powiedział podczas konferencji prasowej – zauważył Tomczyk.
W ocenie Tomczyka pewne jest, że kierownictwo MON nie zapoznało się z meldunkiem z 17 grudnia 2022 r. Jak mówił, brak informacji o meldunku podczas konferencji prasowej był manipulacją, bo sugerował, że w materiałach wojskowych nie ma po incydencie śladu.
Mariusz Błaszczak, odnosząc się do tych zarzutów, podtrzymał wszystkie swoje dotychczasowe wypowiedzi w sprawie incydentu z grudnia 2022 r. - Nie zostałem poinformowany o żadnej rakiecie, która przekroczyła polską przestrzeń powietrzną. Jeśli pan Tomczyk twierdzi, że było inaczej, to niech wskaże cytat z meldunku z dnia 17 grudnia 2022 r., na który się powołuje, w którym rzekomo wskazane jest, że zostałem poinformowany o przekroczeniu przez rakietę lub jakikolwiek inny obiekt granicy Polski - oświadczył Błaszczak.
Zaapelował ponadto o ujawnienie raportu NIK, w posiadaniu którego jest MON. - Miejcie odwagę to zrobić, wtedy wasze kłamstwa wyjdą na jaw - dodał.
Źródło: PAP