Rzeczy, które w normalnych cywilizowanych państwach dzieją się według normalnych procedur, w Polsce nie dzieją się w ogóle. To jest kolejna odsłona słabości wewnętrznej Polski - ocenił w programie "Horyzont" komentator TVN24 Biznes i Świat Jan Rokita spór o polską reprezentację na nieformalnym szczycie UE na Malcie.
Decyzją prezydenta Andrzeja Dudy 12 listopada odbędzie się pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji. Na tym posiedzeniu premier Ewa Kopacz powinna złożyć dymisję. Tego samego dnia odbywa się, zapowiadany wcześniej, nieformalny szczyt UE ws. uchodźców. Pojawił się więc problem reprezentowania Polski na tym szczycie.
- To czysto wewnętrzne wydarzenie pokazujące, jak bardzo w Polsce nie ma państwa, jak rzeczy, które w normalnych cywilizowanych państwach dzieją się według normalnych procedur, w Polsce nie dzieją się w ogóle. Ale nie ma to żadnego znaczenia międzynarodowego, to jest kolejna odsłona słabości wewnętrznej Polski - skomentował maltański impas Jan Rokita.
Bukaresztański szczyt wschodniej flanki NATO
Goście programu "Horyzont" rozmawiali także o środowym spotkaniu w Bukareszcie z udziałem przywódców dziewięciu państw wschodniej flanki NATO, w tym prezydenta Andrzeja Dudy. Rozmowy zakończyły się przyjęciem wspólnej deklaracji przed szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie w 2016 roku.
- Idea koordynacji polityki krajów Europy Środkowej nawiązująca do historycznej koncepcji Międzymorza jest jednak w polskiej polityce "specialite de la maison" PiS. Prawo i Sprawiedliwość bardzo uporczywie wraca do tej idei. Lech Kaczyński w okresie swojej prezydentury próbował dość intensywnie tego typu więzi i naturalną rzeczą jest, że prezydent Duda odwołuje się tej tradycji - mówił Rokita.
- Jeżeli ma się przesadnie duże oczekiwania wobec tego rodzaju projektu politycznego, to oczywiście skończy się niczym, jeżeli ma się oczekiwania umiarkowane - to można coś zrobić. Żadnego bloku politycznego Polska w Europie Środkowej nie wytworzy. To jest jasne - przekonywał komentator TVN24 Biznes i Świat.
Zdaniem Rokity głównym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że poza Polską w Europie Środkowej są same małe państwa, które mają poczucie, że nie dysponują realną zdolnością prowadzenia samodzielnej polityki zagranicznej, wybijającej się ponad przeciętną UE i NATO.
- Pewnym wyjątkiem są Węgry Orbana, które zaczęły na własną rękę prowadzić politykę dziwaczną. Reszta z tych krajów ma takie poczucie obaw i ryzyka związanego z przesadną samodzielnością. Raczej żyją w takim przekonaniu, jak to mówi przysłowie: „pokorne ciele dwie krowy ssie, a bystre ani jednej”. Uważają zawsze Polskę za nazbyt bystrą, w związku z tym przynoszącą im raczej ryzyko niż bezpieczeństwo - podkreślał Rokita.
"Współpraca regionalna jest rzeczą dobrą"
W opinii prof. Andrew Michty z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych współpraca regionalna jest rzeczą dobrą. - Wszystko zależy od tego, jaki jest nasz poziom ambicji. Jeżeli mówimy o Międzymorzu, o bloku wojskowym, to realia są takie, że kraje Europy Środkowej nawet w sumie nie mają potencjału wojskowego, gospodarczego, który mógłby być jakąś przeciwwagą do tego, co się dzieje na Wschodzie - ocenił.
- Jest też zróżnicowanie polityczne, które widzimy w polityce np. Węgier czy Słowacji. To, że udało się osiągnąć wspólną deklarację jest rzeczą pozytywną dlatego, że zdolność mówienia politycznego o zasadniczych sprawach jest dobra, ale nie robiłbym z tego przeskoku - mówił Michta.
Dodał, że wewnątrz Sojuszu istnieją pewne wewnętrzne bloki regionalne, ale najważniejsza jest solidarność między członkami Paktu. - Gdyby próby regionalizacji doprowadziły do przełamania tego - np., że to co się dzieje na południu to sprawy Francji czy Włoch, a to co na wschodzie to sprawy państw Europy Środkowej - to nie byłoby dobre rozwiązanie - stwierdził.
Autor: kło//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24