Rodzice porwanej Mai za jej transport karetką z Niemiec do Polski mieli zapłacić 296 euro, czyli ponad 1200 zł. Zwrócili się do NFZ z prośbą o sfinansowanie kosztów. Fundusz odmówił, twierdząc, że takie zasady obowiązują w Niemczech. Ostatecznie rachunek zapłacił Jarosław Rzepa, wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego. - Liczę, że będzie to refleksja dla NFZ i na przyszłość procedura zostanie jednak doprecyzowana - zaznacza.
- W innym kraju Unii Europejskiej korzystamy ze świadczeń opieki zdrowotnej na zasadach, które w tym kraju obowiązują. W Niemczech za transport sanitarny płaci niemiecki pacjent, nawet jeżeli jest ubezpieczony. I skoro on płaci, to polski pacjent także zapłaci - tłumaczyła Małgorzata Koszur, rzecznik prasowy NFZ w Szczecinie. - Transport powrotny nie należy do zakresu świadczeń przysługujących ubezpieczonym, więc NFZ nie może ani anulować, ani zapłacić rachunku za karetkę.
Pomógł wicemarszałek województwa
Wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego, Jarosław Rzepa, zadeklarował pomoc rodzinie Mai i w poniedziałek przelał na konto Niemieckiego Czerwonego Krzyża, który to wystawił rachunek za transport, całą kwotę.
- Rachunek został pokryty całkowicie z moich pieniędzy, z mojego prywatnego konta - zapewnia Rzepa.
I dodaje: - Jest to mieszkanka naszego województwa, czułem się bardzo mocno emocjonalnie związany z jej historią. Każdego dnia moich urzędników staram się przekonywać, żeby nie traktowali tematu typowo urzędniczo. Zawsze trzeba podchodzić do człowieka, do problemu.
Refleksja dla urzędników
Według Rzepy Niemcy zastosowali standardową procedurę, natomiast dziwi go postawa polskich urzędników.
- Sytuacja jest być może nietypowa, ale do tej sytuacji trzeba odpowiednio, po ludzku podejść. Mam nadzieję, że będzie to refleksja dla NFZ i że w jakiś sposób, na przyszłość, w takich sytuacjach procedura zostanie doprecyzowana. Takie sprawy trzeba traktować indywidualnie, typowo urzędnicze podejście jest bardzo niedobre - dodaje wicemarszałek.
Porwana spod domu
10-letnia Maja została porwana w kwietniu w Wołczkowie, gdy wracała do domu ze szkoły. 31-letni Adrian M. uprowadził dziewczynkę i uciekł z nią do Niemiec. Tam na autostradzie samochód uczestniczył w kolizji, wtedy zatrzymali go policjanci.
Według niemieckiej policji Maja próbowała uciekać porywaczowi. Wskazuje na to fakt, że na trasie, którą jechał mężczyzna, znaleziono jej but. Maja złamała też lewą kość piszczelową.
Po odnalezieniu trafiła do jednego ze szpitali w Neubrandenburgu, ale została z niego wypisana. Maję przetransportowano do Polski karetką. I właśnie za to rodzice dziewczynki otrzymali w czerwcu rachunek wystawiony przez Niemiecki Czerwony Krzyż. Porywacz Mai przebywa obecnie w areszcie, gdzie czeka na proces.
Autor: as / Źródło: TVN 24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Szczecin