Jak wyglądało funkcjonowanie resortu kultury za rządów PiS? Co zmieniło się po odejściu ministra Piotra Glińskiego? Mówiła o tym w "#BezKitu" szefowa MKiDN Hanna Wróblewska. Przyznała, że kiedy weszła do instytucji, zastała "bardzo wielu cennych urzędników i kompletny chaos". Przekazała, że przeprowadziła "reformę" i "od tego momentu o tym, kto dostaje dotacje w ramach programu ministra, będzie decydował nie gabinet polityczny, a eksperci".
Ministra kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska opowiadała w programie "#BezKitu" w TVN24 o zmianach, jakie zaszły w czasie jej półrocznej kadencji w resorcie oraz w instytucjach kierowanych przez MKiDN.
Wspominała, że w ministerstwie pojawiła się już w grudniu wraz z powołaniem na szefa resortu Bartłomieja Sienkiewicza i została - jak przypominała - "dyrektorką Departamentu Narodowych Instytucji Kultury, czyli jednego z tych najważniejszych departamentów, który ma pod sobą wszystkie artystyczne i nieartystyczne instytucje kultury".
"Bardzo wielu cennych urzędników i kompletny chaos"
Zrelacjonowała, jak wyglądała wówczas tam sytuacja. - Wprowadza mnie bardzo młody człowiek, który mówi, że on jest tutaj pełniącym obowiązki dyrektora od miesiąca. Niestety poprzednia dyrektorka poszła na emeryturę i odbiera teraz urlop, a poprzedni wicedyrektor przeniósł się do instytucji, która mu podlegała. Czyli co zastałam w ministerstwie kultury? Zastałam bardzo wielu cennych urzędników i kompletny chaos decyzyjny, bałagan i taką powszechną ucieczkę tych osób, które były odpowiedzialne za (...) bardzo dużo procesów decyzyjnych - mówiła.
Była też pytana, czy za czasów ministra Piotra Glińskiego z rządu PiS decyzje związane z wydawaniem publicznych pieniędzy zapadały na podstawie obiektywnych ocen i kryteriów.
Wróblewska odparła, że okazało się, iż "można bardzo duże pieniądze wpompować w system bez żadnych zasad, łamiąc procedury i jeszcze dopuszczając do podejmowania decyzji ludzi, którzy nie mają żadnych kompetencji menadżerskich ani żadnych kompetencji kulturalnych".
- Można zepsuć cały system, kierując, stosując ten pieniądz wyłącznie pod względem politycznym. Więc duże pieniądze są dobre, ale równie dobre są procedury, zasady i jasny, transparentny sposób dystrybuowania tymi pieniędzmi - stwierdziła.
Ministra została zapytana, czy te procedury były omijane za czasów Glińskiego. - Ja powiem tak, jedną z moich pierwszych decyzji była reforma programów ministra - odpowiedziała. - I powiem tak, od tego momentu o tym, kto dostaje dotacje w ramach programu ministra, będzie decydował nie gabinet polityczny, a eksperci - dodała.
Wyjaśniała, iż "była tak zwana ocena strategiczna, która przechodziła przez gabinet polityczny". - Ja mówię jasno, tym razem pieniędzy nie rozdaje ani gabinet polityczny, ani Facebook, ani inne media społecznościowe, które są czesane pod kątem sprawdzenia przydatności danej firmy czy beneficjenta. Tym razem pieniądze do kultury mają dystrybuować eksperci - podkreśliła szefowa MKiDN.
"Na pierwszym etapie decydowali eksperci. Na drugim system powiązań politycznych"
Dopytywana, jak zatem za poprzedniej władzy wyglądał proces przyznawania wsparcia z programów ministra, wskazała, że "na pierwszym etapie decydowali starannie wybrani eksperci". - Natomiast na drugim etapie decydował już system powiązań politycznych. Przynajmniej w bardzo, bardzo dużej części - powiedziała Wróblewska.
- Czasami wbrew ekspertom i ich rekomendacjom? - zapytał prowadzący program Radomir Wit. - Ocena strategiczna była na tyle duża, a władza ministra na tyle wysoka, że mógł zadecydować o wszystkim - odpowiedziała.
Przyznała, że "wiele decyzji, które podjął, od strony kulturalnej czy merytorycznej, są dla mnie niezrozumiałe". - Od strony politycznej bardziej - dodała Wróblewska.
Sytuacja w PISF. Ministra: żaden dyrektor nie ma prawa działać przeciwko swojej instytucji
Ministra kultury odniosła się też do sytuacji w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Z kierowania instytucją zrezygnowała 30 października Karolina Rozwód, a następnie wycofała rezygnację, twierdząc, że została zmuszona do ustąpienia ze stanowiska "bezprawną groźbą". W piśmie do resortu - według medialnych informacji - miała wskazać, że podczas spotkania z szefową MKiDN pojawiała się "próba wywarcia na mnie presji, bym złożyła rezygnację ze stanowiska".
Zdaniem ministerstwa Rozwód przestała pełnić funkcję dyrektora PISF i "nie ma odwołania od tej decyzji". Jednym z zarzutów formułowanych wobec dyrektorki PISF było "nieprawidłowe zawarcie przez nią umowy dotacyjnej". Do Prokuratury Okręgowej w Warszawie trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłą dyrektor PISF.
W programie "#BezKitu" Wróblewska zaznaczyła, że "żaden dyrektor, obojętnie czy został wybrany cztery miesiące temu, czy trzy lata temu, czy siedem lat temu, nie ma prawa działać przeciwko swojej instytucji i przeciwko finansom publicznym". - A tutaj mieliśmy właśnie taką sytuację - oceniła.
- Co do stresogennej sytuacji, ja wiem, że rozmowa (...) o rezygnacji z pracy nie jest rozmową łatwą dla nikogo. Ani dla mnie, ani dla osoby zwalnianej. Natomiast niewątpliwie zawsze uważam, żeby tego typu rozmowy przeprowadzać z szacunkiem dla osoby, z którą rozmawiam - podkreśliła.
Odnosząc się dalej do zarzutów ze strony Rozwód, zapewniła, że "nie zastraszała". - Moja rozmowa z panią dyrektor trwała ponad godzinę. To nie była 15-minutowa rozmowa - zaznaczyła.
"Będzie nowy konkurs" na dyrektora PISF
Szefowa ministerstwa kultury przekazała również, co teraz stanie się z Instytutem. Jak mówiła "to jest ta instytucja, co do której - i bardzo się z tego cieszę - jest wymóg konkursowego wybrania dyrektora przez przedstawicieli środowiska".
- I tak będzie wybrany następny dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej - zapowiedziała.
Przekonywała przy tym, że "to, co czynimy w tym momencie, to zapewniamy działanie instytutu". - Wiem, że środowisko filmowe postrzega tę sytuację jako kryzysową. Ja się spotykam dosyć często z Radą Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, żeby być na bieżąco i starać się pracować nad tą sytuacją. Ale to, co jest najważniejsze, to to, żeby nawet w tej kryzysowej sytuacji Polski Instytut Sztuki Filmowej nie przestawał działać, nie przestawał dystrybuować środków, pieniędzy, ogłaszać sesji - kontynuowała.
Powtórzyła, że "absolutnie będzie nowy konkurs" i zapowiedziała rozmowy ze środowiskiem na temat zwiększenia transparentności konkursu. - Ponieważ spotykałam się z takimi słowami, że być może ten poprzedni konkurs nie był transparentny, że nie ma programu. (...) Możemy tak popracować i opracować ten konkurs, żeby środowisko miało poczucie, że to oni wybierają, że ten konkurs jest jak najbardziej transparentny - argumentowała.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24