Tak naprawdę dysponujemy jednym lekiem przeciwwirusowym, remdesivirem. Niestety w ostatnich dwóch, trzech tygodniach mieliśmy zawirowania w dostawach - powiedział we "Wstajesz i weekend" profesor Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska poinformował, że w środę do Polski trafi partia remdesiviru. - W październiku tego leku będzie ponad 20 tysięcy (dawek), w kolejnych miesiącach będą to podobne ilości - zapewnił.
W ostatnich dniach liczba zakażonych koronawirusem dynamicznie rośnie. W sobotę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 5300 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Jest to najwyższy dobowy bilans od początku epidemii w Polsce. W piątek zaraportowano 4739 zakażeń, w czwartek - 4280, w środę - 3003, we wtorek- 2236, w poniedziałek - 2006, a w niedzielę - 1934.
Resort przekazał w sobotę też informację o śmierci 53 osób zakażonych. Łącznie w Polsce infekcję koronawirusem potwierdzono u 121 638 osób, spośród których 2972 zmarły.
Także w ostatnich dniach pojawiły się sygnały, że w Polsce jest problem z dostępnością remdesiviru, leku przeciwwirusowego wcześniej stosowanego w walce między innymi z ebolą, a obecnie wykorzystywanego w terapii pacjentów chorych na COVID-19 w ciężkim stanie.
"W przebiegu choroby mamy takie cztery fazy"
O sytuacji epidemicznej w kraju i stosowaniu leków w walce z koronawirusem mówił we "Wstajesz i weekend" w TVN24 profesor Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Jak wskazywał, "w przebiegu choroby mamy takie cztery fazy". - Pierwsza faza, i często na niej się kończy, to jest faza bezobjawowa lub skąpoobjawowa. Taki przebieg choroby ma zdecydowana większość osób, które powinny być i są w tej chwili pod opieką lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej - mówił.
Flisiak: nie mogę wykluczyć, że w wyniku tych zawirowań jakaś liczba pacjentów mogła umrzeć, nie doczekawszy leku
Prezes PTEiLChZ wyjaśniał, że "drugie stadium to jest ten moment, kiedy pacjent powinien trafić już do oddziału specjalistycznego". - To jest faza wiremiczna. Wtedy optymalnym leczeniem jest podanie leków przeciwwirusowych - dodał.
Prof. Flisiak podkreślił, że "tak naprawdę to dysponujemy jednym lekiem przeciwwirusowym, remdesivirem". - Niestety w ostatnich dwóch, trzech tygodniach mieliśmy zawirowania w dostawach, w dostępie do tego leku - zwrócił uwagę. Dodał, że "niektóre ośrodki w ogóle nie mają tego leku".
- Ale to jest problem nie Polski, to jest problem ogólnoeuropejski, wynikły z pewnych problemów logistycznych, negocjacyjnych - przekonywał gość "Wstajesz i weekend". - Nie mogę wykluczyć, że w wyniku tych zawirowań jakaś tam liczba pacjentów niestety mogła umrzeć, nie doczekawszy leku - dodał.
Prof. Flisiak podkreślił również, że "bardzo ważne jest, żeby w momencie, kiedy pacjent zaczyna mocno gorączkować - a tym bardziej, jeżeli ma słabe objawy - lekarz nie podawał glikokortykoidu, sterydu, czy prościej mówiąc wprost deksametazonu". - To może być niebezpieczne - ocenił.
- Niestety zdarzają się samowolne brania przez pacjentów albo zlecanie przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. To jest błąd, w tym momencie można zaszkodzić. Miejsce na ten lek jest później, gdy stan pacjenta się pogarsza - wyjaśniał.
"To jest moment przełomu cytokinowego, kiedy już nie wirus odgrywa główną rolę w przebiegu choroby"
Gość TVN24 tłumaczył, że "w momencie gdy nie jesteśmy zapanować nad infekcją za pomocą leków przeciwwirusowych, to jest moment przejścia z drugiego stadium do trzeciego, kiedy stan pacjenta jest już niestabilny".
- Jest wtedy miejsce na zwalczanie tak zwanej burzy cytokinowej. To jest moment przełomu cytokinowego, kiedy już nie wirus odgrywa główną rolę w przebiegu choroby, tylko zaburzenia immunologiczne - wyjaśniał.
Prof. Flisiak mówił, że "tak naprawdę, jeżeli zdarzają się zgony, to nie w tej fazie wiremicznej", ale właśnie w tej. - To jest bardzo niebezpieczny moment, kiedy układ immunologiczny organizmu zaczyna szaleć - dodał, podkreślając, że "wtedy mogą się zdarzyć najgorsze rzeczy".
- Ostatni etap niestety, do którego nie chcemy nigdy dopuścić - po to są wszystkie nasze działania z wcześniejszych etapów - to jest moment, gdy pacjent niestety wymaga intubacji i zaczyna za jego oddech odpowiadać maszyna, czyli respirator. Miejmy nadzieję, że jak najmniej chorych będzie wymagało tego stadium - powiedział kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
Wiceszef MZ: w środę do Polski trafi pierwsza partia
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska poinformował zaś w sobotę w Radiu ZET, że wczoraj podpisał "umowę na dostawę leku remdesivir".
- Już w środę do Polski trafi pierwsza partia. W październiku tego leku będzie ponad 20 tysięcy (dawek - przy. red.), w kolejnych miesiącach będą to podobne ilości, które dostaniemy, czyli w listopadzie, grudniu - mówił. Ocenił, że w związku z tym "problem tego leku dla pacjentów tych najbardziej chorych na koronowirusa (COVID-19 - przyp. red.) zniknie".
Dopytywany, czy to oznacza, że w szpitalach nie będzie już brakować tego leku, Kraska odparł: - Nie będzie już problemu.
Czym jest remdesivir?
Remdesivir jest inhibitorem (trucizną) dla jednego z enzymów różnego typów wirusów, w tym wirusa SARS-CoV-2 i wirusa eboli. Zakłóca produkcję materiału genetycznego i zapobiega replikacji wirusa. Podaje się go dożylnie w kroplówce. Producentem leku jest amerykańska firma Gilead Sciences.
Wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski mówił w tym tygodniu, że z realizowanego przez Unię Europejską zakupu remdesiviru Polska powinna otrzymać nie mniej niż 6-10 tysięcy dawek miesięcznie. - Umowa będzie obowiązywać pół roku - dodał Miłkowski.
Z poprzedniego przetargu do Polski trafiło od sierpnia tego roku 7209 dawek. Dodatkowo przed rozstrzygnięciem przetargu Polska była zabezpieczona w lek w ramach programu rozszerzonego dostępu oraz darowizny przekazanej Ministerstwu Zdrowia przez producenta. Liczba 5100 dawek była dostarczana od początku czerwca, jeszcze przed rejestracją produktu przez Europejską Agencję Leków.
"Dziennik Gazeta Prawna" napisał w poniedziałek, że szpitale zajmujące się leczeniem pacjentów z COVID-19 alarmują, że mają ostatnie sztuki leku, w związku z tym nie oferują terapii tym lekiem nowo przyjmowanym pacjentom. Wiceminister pytany o tę sytuację powiedział, że Unia nie ma zapasów tego leku, a wszystkie jej państwa otrzymują odpowiedni jego procent w zależności od skali notowanych nowych zakażeń.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock