Już nie tylko żołnierze mogą się starać o przyjęcie do Wojsk Specjalnych. Kilkudziesięciu pierwszych kandydatów z "cywila" pomyślnie przeszło wstępne sprawdziany w Jednostce Wojskowej Komandosów w Lublińcu. Wpuszczenie "świeżej krwi" wyjdzie nam na plus - mówią dowódcy.
Dotychczas do jednostek specjalnych mogli trafiać tylko ci, którzy już służyli w wojsku. W lipcu 2016 roku ziściły się zapowiedzi z ostatnich lat - ruszyła rekrutacja cywilów. W październiku kandydaci przybywali do Ośrodka Szkolenia JWK w Lublińcu (woj. śląskie) na sprawdzian sprawności fizycznej i wstępną rozmowę kwalifikacyjną. Najlepsi zostaną przyjęci na specjalny kurs. Jeśli go skończą, zostaną żołnierzami jednostek Wojsk Specjalnych - ale jeszcze nie komandosami.
- Ankiety personalne wypełniło drogą elektroniczną blisko 400 osób, ponad 200 zaprosiliśmy na egzamin, część nie dopełniła formalności, niektórzy nie przyszli, stawiło się ok. 150 – mówi komendant ośrodka mjr Paweł Wronka.
Zostać komandosem
Najpierw sprawdza się sprawność fizyczną kandydatów. Wstępny sprawdzian jest taki sam jak okresowy egzamin z WF dla żołnierzy zawodowych. Jak mówi Krzysztof, instruktor WF, przygotowana do tej części jest połowa aspirujących. Jego słowa potwierdza wynik jednej z grup: na 29 osób, które przystąpiły do sprawdzianu, 15 jedzie na basen, pozostali mogą spróbować przy kolejnym naborze.
Jednym z nich jest Cyprian z Katowic, z zawodu górnik, który odpadł na "brzuszkach". - Nie ma na co zwalać winy, za duża fantazja, za mało przygotowania – przyznaje. Przyjechał, bo – jak mówi – przede wszystkim chciał się sprawdzić, ale chętnie zostałby żołnierzem.
Tych, którzy przebiegną i przepłyną zadany dystans, oraz pomyślnie przejdą etap oceny świadectw (dodatkowo punktuje się dobre oceny z polskiego, angielskiego, historii, WOS i informatyki) czeka rozmowa kwalifikacyjna. Jest wśród nich 28-letnia Katarzyna z Tarnowa, która jako akademicka instruktorka fitnessu i pływania nie musiała się specjalnie przygotowywać.
- Od dziecka chciałam pracować w służbach mundurowych, wcześniej chciałam być strażakiem, teraz dojrzałam do tego, żeby być żołnierzem – mówi. Marzenie Katarzyny, która jest też utytułowana pływaczką, to morska jednostka specjalna Formoza. - Wiem, że to bardzo trudne, ale jeśli zostanę tutaj, też będę zadowolona. Jestem gotowa z dnia na dzień rzucić pracę nauczyciela akademickiego, przeprowadzić się do Lublińca czy nawet na wybrzeże. Trochę szkoda byłoby mi tylko rzucić pływanie – mówi.
Andrzej z pobliskich Kalet najbardziej chciałby dostać się do Lublińca, ponieważ "to najstarsza jednostka specjalna w Polsce, nie tak owiana tajemnicą jak GROM, panuje tu dobra atmosfera" – wylicza, przytaczając odczucia znajomego z jednostki.
- Przede wszystkim interesuje nas motywacja do służby w wojskach specjalnych. Sprawdzamy też, jak ta osoba identyfikuje się z tym, że jest Polakiem, z naszą historią, jak widzi swoje miejsce w społeczeństwie – opisuje zadania komisji mjr Wronka. Jak mówi, "z najlepszych kandydatów trzeba wyciągać", jakie mają zaświadczenia i co potrafią.
"Wyjdzie nam to na plus"
Większość ma wyższe wykształcenie, przynajmniej licencjat, rzadko się zdarza wyłącznie świadectwo liceum. Członkowie komisji zaznaczają, że liczy się nie tylko sprawność fizyczna kandydata, ale także umysłowa - zdolność kojarzenia, zborność myśli, umiejętność odpowiadania na pytania.
Jednak najgęstsze sito to egzamin ze sprawności fizycznej choć – jak mówi mjr Wronka - normy nie są szczególnie wysokie. - Wydaje mi się, że sprawność fizyczna w społeczeństwie spada, wielu ludzi przychodzi totalnie nieprzygotowanych. To nie jest kwestia tego, że komuś zabrakło jednego podciągnięcia. Są osoby, które robią jedno podciągnięcie zamiast 10 czy kilkunastu. Niektórym wydaje się, że patrząc w komputer można przygotować się do biegu, ci po przebiegnięciu 400 m dziękują – ocenia.
Wronka nie ma obaw, by otwarcie na cywilów zaszkodziło wojskom specjalnym. - Nie trafią tu z przydziału, jest egzamin. Obserwując tych, którzy do nas przychodzą, zwłaszcza młodych żołnierzy, często stwierdzamy, że nasze szkolenie musimy zacząć od wyeliminowania złych nawyków wojskowych, które już mają. Pytanie, co łatwiej zrobić – kogoś, kto nie umie nic, nauczyć od razu dobrze, czy walczyć z nawykami, które są niewłaściwe, a czasami wręcz niebezpieczne – przekonuje.
- Myślę, że każde hermetyczne środowisko zawsze się obawia, że jak ktoś wejdzie, to coś zepsuje. My raczej jesteśmy nastawieni pozytywnie. Uważamy, że wpuszczenie świeżej krwi wyjdzie nam na plus, a nie na minus – dodaje.
Sławomir Filipowski, były żołnierz JWK, który teraz jest w komisji, pomaga kandydatom w prezentacji ich atutów. Zaznacza, że warunkiem dostania się do jednostki jest kurs zakończony kolejnym egzaminem.
"Nagroda jest ogromna"
Po sprawdzianach z WF i rozmowach komisja zakwalifikowała do dalszego etapu ok. 60 kandydatów. Ich dane trafią do wojskowych komendantów uzupełnień, kandydaci będą skierowani na badania lekarskie i psychologiczne.
- Jeżeli ktoś znajdzie się w pierwszej trzydziestce, przyjmiemy go na sześciomiesięczny kurs, roboczo nazwany "Commando" jako kandydata na żołnierza zawodowego. Zostanie szeregowym elewem – mówi Wronka. - Rozpoczęcie kursu - podkreśla – nie oznacza jego zakończenia. Kurs trwa sześć miesięcy, jest podzielony na trzy etapy – dni adaptacyjne i podstawowe szkolenie, szkolenie podstawowe, które pod względem programu jest podobne do służby przygotowawczej w NSR, z tym, że program jest realizowany w trzy, a nie cztery miesiące.
Pozostałe dwa miesiące to trening umiejętności indywidualnych. Kurs kończy się dwudniowym egzaminem. - Jeżeli ktoś nie zda, żegnamy się z nim i odchodzi do rezerwy. Zdanie tego egzaminu jest warunkiem dopuszczenia do ostatniej części kursu, w której pojawiają się elementy typowej taktyki operacji specjalnych. Od umiejętności indywidualnych przechodzimy do podstaw pracy w sekcji działań specjalnych. Na zakończenie jest czterodniowa wyczerpująca sesja egzaminacyjna, ale nagroda, która czeka zwycięzców, jest ogromna: podpisanie kontraktu na pełnienie zawodowej służby wojskowej jako szeregowy zawodowy w jednej z jednostek. Decyzja, w której, należy do inspektora Wojsk Specjalnych – opisuje Wronka procedurę.
Dyskusja nad zmianą systemu rekrutacji cywilów trwała od kilku lat. By zaradzić problemowi drenowania armii z doświadczonych żołnierzy, pracowało nad tym Dowództwo (a później Inspektorat) Wojsk Specjalnych. Zmiany w zasadach naboru zalecała też NIK.
Autor: mm/tr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: archiwum DWS