Prezydent Warszawy, niedawny kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski ocenił, że "zapisy o jakimkolwiek powiązaniu funduszy z kryterium praworządności pojawiły się w ustaleniach pierwszy raz w historii Unii". "W jakim miejscu się znaleźliśmy, że premier 'broni' swojego państwa przed tym, że partnerzy oczekują od jego rządu przestrzegania prawa polskiego i unijnego?" - pytał. Przyznał, że pieniądze dla Polski trzeba będzie jeszcze "obronić" w dalszych negocjacjach. Zwrócił też uwagę, że do ich wydania potrzebna jest współpraca rządu z samorządami.
We wtorek zakończył się unijny szczyt. Zawarte porozumienie krajów Unii Europejskiej zakłada przede wszystkim powołanie funduszu odbudowy w związku z kryzysem COVID-19 o wartości 750 miliardów euro. Z tej sumy 390 miliardów euro będą stanowić granty, a 360 miliardów euro pożyczki. Wartość budżetu UE na lata 2021-2027 wyniesie 1,074 bln euro.
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów podała we wtorek po południu, że Polska będzie mogła otrzymać w ramach Wieloletnich Ram Finansowych oraz Europejskiego Instrumentu na rzecz Odbudowy około 139 miliardów euro w formie dotacji oraz 34 miliardy euro w pożyczkach. W przeliczeniu na złotówki - jak wylicza KPRM - Polska będzie mogła skorzystać z ponad 776 miliardów złotych wsparcia (w cenach bieżących), w tym: 623 miliardów złotych w formie dotacji i 153 miliardów złotych w formie niskooprocentowanych pożyczek.
Rano, po zakończeniu szczytu, premier Mateusz Morawiecki informował, że porozumienie daje Polsce ponad 124 miliardy euro w bezpośrednich dotacjach, a razem z uprzywilejowanymi pożyczkami to 160 miliardów euro w cenach bieżących.
"Rząd PiS ogłosił, że to sukces. Ale czy na pewno?"
Rezultaty szczytu podsumował we wtorek po południu niedawny kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski (w przeszłości między innymi minister do spraw europejskich w rządzie Ewy Kopacz). "Wyniki szczytu UE dla Polski w telegraficznym skrócie to: złagodzone zapisy o praworządności, dostęp do części funduszy dla regionów zależnych od węgla bez wymogu włączania się Polski w osiągnięcie celu neutralności klimatycznej. Rząd PiS ogłosił, że to sukces. Ale czy na pewno?" - napisał na Facebooku.
Trzaskowski zwrócił uwagę, że "zapisy o jakimkolwiek powiązaniu funduszy z kryterium praworządności pojawiły się w ustaleniach pierwszy raz w historii Unii". "Zostały złagodzone w stosunku do pierwotnej propozycji, ale są. Wbrew triumfalnym deklaracjom premiera i innych przedstawicieli rządu. Czy to jest powód do zadowolenia? A przede wszystkim – w jakim miejscu się znaleźliśmy, że premier 'broni' swojego państwa przed tym, że partnerzy oczekują od jego rządu przestrzegania prawa polskiego i unijnego?" - ironizował.
"Po resztę będziemy mogli sięgnąć dopiero wtedy, gdy rząd PiS wesprze cel klimatyczny Unii. Czyli kiedy?"
Prezydent stolicy zauważył też, że fundusz na transformację energetyczną, z którego może skorzystać między innymi Śląsk, w wyniku negocjacji został znacznie zmniejszony – z planowanych 37,5 mld euro do 17,5 mld euro, przy czym - jak dodał - Polska będzie miała dostęp jedynie do 50 procent należnej nam puli. "Po resztę będziemy mogli sięgnąć dopiero wtedy, gdy rząd PiS wesprze cel klimatyczny Unii. Czyli kiedy? Może nigdy. A to byłaby stracona szansa dla Polski" - zaznaczył Trzaskowski.
Przyznał, iż łącznie pieniędzy dla naszego kraju będzie dużo, teoretycznie ponad 120 mld euro. "Teraz trzeba te pieniądze obronić w dalszych negocjacjach, a następnie umieć je wydać - także na cele klimatyczne (30 proc. wszystkich unijnych środków). Bez współpracy rządu z samorządami to się nie uda" - podkreślił.
Dodał, że "walka z kryzysem klimatycznym i działania na rzecz poprawy jakości powietrza to priorytety dla Warszawy i warszawiaków". "W stolicy mocno stawiamy na ekorozwiązania w wielu dziedzinach, m.in. w transporcie. Deklaruję ze swojej strony gotowość do pełnej współpracy. Nie zaprzepaśćmy tej szansy!" - napisał prezydent stolicy.
Porozumieniem zajmie się teraz Parlament Europejski
Wypracowanym we wtorek nad ranem porozumieniem zajmie się teraz Parlament Europejski. Część eurodeputowanych krytykuje zapisy konkluzji szczytu UE. Współprzewodniczący Zielonych w PE Philippe Lamberts zapowiedział w oświadczeniu, że unijne stolice muszą się przygotować na twarde negocjacje z Parlamentem Europejskim. "Parlament Europejski będzie naciskał na wyższy wieloletni budżet, na to, by mieć prawo głosu w sprawie środków z funduszu odbudowy i by dostęp do funduszy był powiązany z silnym mechanizmem praworządności" - zapowiedział Lamberts.
We wnioskach ze szczytu przyjętych przez przywódców pojawił się zapis, że Rada Europejska "podkreśla znaczenie ochrony interesów finansowych Unii" oraz "poszanowania praworządności". "Na tej podstawie zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu i funduszu odbudowy. W tym kontekście Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń, które Rada UE przyjmie kwalifikowaną większością głosów. Rada Europejska szybko powróci do tej sprawy" - czytamy dokumencie.
Oznacza to, że Komisja najpierw przedstawi propozycję mechanizmu mającego chronić budżet, a następnie Rada UE zatwierdzi ten mechanizm większością kwalifikowaną. Potem sprawa trafi na Radę Europejską, gdzie decyzje zapadają jednomyślnie.
CZYTAJ WIĘCEJ: Powiązanie pieniędzy z praworządnością. O co chodzi?
Źródło: PAP, TVN24