W środę po godz. 9 w Sejmie wicepremier, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski udzielał informacji na temat aktów dywersji na kolei i działań mających na celu oddanie Polsce osób o nie podejrzewanych. Wcześniej premier Donald Tusk zwrócił się do szefa MSZ o podjęcie natychmiastowych działań dyplomatycznych, w tym o wystąpienie zarówno do władz Białorusi, jak i władz Rosji o wydanie Polsce podejrzewanych.
Posłowie PiS wyszli z sali
Gdy marszałek Włodzimierz Czarzasty zaprosił wicepremiera Sikorskiego na mównicę sejmową, posłowie PiS wstali i zaczęli wychodzić z sali.
Sikorski na początku wystąpienia podkreślił, że to pierwszy raz w czasie sprawowania przez niego urzędu ministra spraw zagranicznych, gdy poprosił o możliwość wystąpienia w Sejmie, korzystając z art. 186 Regulaminu Sejmu, "ponieważ ma Wysokiej Izbie do powiedzenia coś, co uważa za sprawę wagi najwyższej".
Do zachowania posłów opozycji minister na początku przemówienia się nie odniósł. W dalszej części swojego wystąpienia, mówiąc o traktacie lizbońskim, odniósł się do nieobecności prezesa PiS na sali.
"Jarosław Kaczyński nie miał odwagi wysłuchać moich słów"
- Jarosław Kaczyński zamiast pomstować na Brukselę, może powinien najpierw przeprosić Polaków, skoro uważa, że traktat lizboński został źle wynegocjowany - mówił szef MSZ. Jak podkreślił, to Kaczyński negocjował umowę ratyfikowaną przez Lecha Kaczyńskiego.
Sikorski zauważył, że UE zmieniała się w czasie a "strona nacjonalistyczna" argumentuje, że nie do takiej Unii wstępowaliśmy. Potwierdził, że od czasu naszej akcesji w 2004 roku Unia zmieniła zasady funkcjonowania i dzisiaj działa wedle reguł traktatu lizbońskiego z 2007 roku. - Nie jest to jakaś zagraniczna uzurpacja, a część naszego polskiego porządku prawnego, przegłosowana tu, w tej Izbie. Jarosław Kaczyński nie miał odwagi wysłuchać moich słów, ale to on ten traktat wynegocjował. A jego ratyfikację potwierdził prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński - zaznaczył szef MSZ.
Zadał pytanie, czy to są ci polscy politycy, którzy "wedle słów prezydenta Nawrockiego sprzedali naszą suwerenność?". Skierował też ponownie swoje słowa do prezesa PiS. - Jeśli teraz uważa pan, panie prezesie, że źle pan negocjował, albo że pański brat nie powinien był tego dokumentu podpisywać, to zamiast pomstować na Brukselę, może należałoby najpierw Polaków przeprosić? - pytał szef MSZ.
Podczas konferencji prasowej przed godz. 10 Sikorski został zapytany o nieobecność posłów PiS w trakcie jego przemówienia. - Nic nowego. Już premier wczoraj prosił o powagę, gdy się mówi o sprawach bezpieczeństwa Polski. Dzisiejsza opozycja rozczarowała, ale nie zdziwiła - ocenił.
Pytany przez dziennikarza TVN24 Sebastiana Napieraja o powody swojego wyjścia z sali obrad, Jarosław Kaczyński stwierdził, że "to jest rząd, który notorycznie łamie prawo, łamie konstytucję, który jest zewnętrznie uzależniony od swojego patrona-Berlina". Na uwagę, że mowa jest o rosyjskim terrorze na terytorium Polski, odparł: "no to co z tego?"
Posłanka PiS Anna Krupka, pytana o powody nieobecności posłów jej ugrupowania, odparła: "dlatego, że uznaliśmy, że to wystąpienie nie jest na tyle ważne, żeby w nim uczestniczyć". - Te informacje dotyczące rosyjskiego imperializmu i tego co ten imperializm za sobą niesie, to tak naprawdę my przed tym ostrzegaliśmy przez lata - stwierdziła.
Sikorski: to był akt terroru państwowego
W swoim wystąpieniu Sikorski powiedział m.in., że "rosyjskie GRU rutynowo do swojej brudnej roboty wynajmuje podwykonawców pod fałszywą flagą". - Tym razem był to akt nie tylko dywersji, jak poprzednio, lecz akt terroru państwowego, gdyż jasną intencją było spowodowanie ofiar w ludziach - dodał. Minister zapowiedział, że "spotka się to z naszą odpowiedzą, nie tylko dyplomatyczną". Dodał, że o tym "będziemy informować w najbliższych dniach".
Podkreślił, że "ci, którzy obwiniają Ukrainę za działania Rosji w Polsce, są politycznymi dywersantami". - A Rosja na podsycanie takich sentymentów, na dezinformację i propagandę wydaje miliardy. Chce nastawić część opinii publicznej przeciwko naszym sąsiadom, przeciwko Unii i przeciwko uchodźcom z Ukrainy, którzy uciekli do Polski przed rosyjskimi bombami - dodał.
Dywersja na kolei w Polsce
W weekend na torach kolejowych na stacji Mika w woj. mazowieckim oraz stacji Gołąb koło Puław w woj. lubelskim doszło do aktów dywersji. Premier Donald Tusk przekazał we wtorek, że służby ustaliły, iż stoi za nimi dwóch obywateli Ukrainy, którzy od dłuższego czasu mieli współpracować z rosyjskimi służbami. Jeden z nich to skazany w maju przez sąd we Lwowie za akty dywersji na terenie Ukrainy, a drugi to mieszkaniec Donbasu we wschodniej Ukrainie. Obaj przedostali się do Polski z Białorusi jesienią tego roku.
Autorka/Autor: pb//az
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24