- Chciałbym przekonać naszych rywali z PiS, że żarty naprawdę się skończyły - podkreślił w "Faktach po Faktach" Radosław Sikorski. - To jest moment, w którym trzeba pomyśleć strategicznie, a nie o tym, jak wygrać następne wybory - mówił. Zdaniem byłego szefa MSZ propozycje PiS dotyczące przyszłości UE nie będą traktowane poważnie, dopóki obóz rządzący nie zmieni antyunijnej retoryki.
Po czwartkowym głosowaniu, w którym Brytyjczycy opowiedzieli się za opuszczeniem Unii Europejskiej, trwają dyskusje na temat zmian mogących usprawnić funkcjonowanie UE. O swoich propozycjach mówił m.in. prezes PiS, który uważa, że Wspólnota potrzebuje nowego traktatu, który ustaliłby zasady współpracy pomiędzy państwami członkowskimi.
- Nie wiem, co jest w propozycjach prezesa (Jarosława) Kaczyńskiego, wiem natomiast, że nikt ich nawet nie przeczyta - skomentował w "Faktach po Faktach" Radosław Sikorski, były szef MSZ. - Nie przyjmuje się na poważnie propozycji od ludzi, którzy uchodzą za wrogów Unii Europejskiej - podkreślił.
Przywrócić wiarygodność Polski w relacjach z UE
Zdaniem Sikorskiego sam pomysł, by UE zmieniła kształt, jest dobry. Jak mówił, wzmocnienie współpracy w niektórych dziedzinach, np. obronności, leżałoby w interesie Polski. Inne można byłoby natomiast przywrócić na poziom narodowy.
- Nie wykluczam, że w propozycjach osoby rządzącej Polską mogą być ciekawe pomysły. Tylko że one nie będą traktowane poważnie, chyba że przywrócimy wiarygodność Polski w relacjach z Unią Europejską - ocenił. W jego opinii rządząca obecnie ekipa musiałaby jednak zmienić dotychczasową politykę.
- W tej chwili jesteśmy na ścieżce wychodzenia z Unii Europejskiej. To nie będzie tak nazwane, a torysi też uważali, że nie wyprowadzali Wielkiej Brytanii, aż wyprowadzili. To jest polityka szczucia. To musiałoby się zmienić, ale to za mało - podkreślił były szef polskiej dyplomacji.
Jak podkreślał Sikorski, poprzedni rząd prowadził politykę dołączania do decydentów w Unii Europejskiej. - Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy jeszcze na wszystkich prawach, bo np. nie jesteśmy w strefie euro. Nadrabialiśmy to dużą aktywnością dyplomatyczną, entuzjazmem, pomysłowością europejską w innych dziedzinach - mówił.
W opinii Sikorskiego obecny rząd prowadzi nieprzyjazną wobec UE politykę zagraniczną i politykę wewnętrzną, która jest niezgodna z unijnymi zasadami.
- Potrzebna byłaby tutaj korekta, ale to nie wszystko. Potrzebne byłoby coś, co by przekonało przywódców Europy, że coś się w Polsce zmieniło - tłumaczył b. szef MSZ. Jak zaznaczył, wynik brytyjskiego referendum powinien stanowić dla rządzącej ekipy szok i przekonać, że nie da się już dłużej prowadzić "polityki strzelania zza węgła do Unii, razem z Brytyjczykami i innymi".
Polska w przedsionku
- Bruksela się do Polski nie dostosuje. To my jesteśmy w ciężkim położeniu geograficznym i to nam grozi, że zostaniemy przedpolem Unii Europejskiej. UE za chwilę być może stworzy budżet strefy euro, "karolińska" Europa bardziej się zintegruje, a my zostaniemy albo przedpolem, albo przez nas samych wytworzonym przedsionkiem tej prawdziwej Unii, gdzie będą zapadać decyzje - przestrzegał Sikorski.
Były szef MSZ ocenił, że dążenie przez Warszawę do bycia liderem w niewielkiej grupie mniejszych krajów, ze względu na sytuację geopolityczną, byłoby dla Polski "samobójczym planem".
Jak mówił, zamiast tego należy wrócić do ambicji współzarządzania Unią Europejską.
- Aby przekonać Europę do prawdziwej zmiany polityki, trzeba byłoby zrobić coś politycznie odważnego i bardzo trudnego - podkreślił. W jego opinii mogłoby to być ogłoszenie przez Jarosława Kaczyńskiego decyzji o powrocie na ścieżkę przyjęcia przez Polskę euro.
Sikorski zauważył, że byłoby to wypełnienie naszych zobowiązań traktatowych. - Wiem, że dla Prawa i Sprawiedliwości, i prezesa Kaczyńskiego, byłaby to rzecz bardzo trudna. Oznaczałaby przełożenie wajchy o 180 stopni. Ale dokładnie to byłoby potrzebne, żeby uwiarygodnić Polskę w Unii Europejskiej - powiedział.
"To nie są jacyś oni"
W opinii byłego ministra spraw zagranicznych taka decyzja musiałaby oznaczać "pewne przełamanie się, także psychologiczne wobec Unii Europejskiej".
- To nie są jacyś "oni". Nie możemy popełnić błędu Brytyjczyków, którzy przez 30 lat mówili o UE "ci", "oni", "źli", "Bruksela", "komisja", "narzucanie" - podkreślił. Jak zaznaczył, należałoby odejść od zgubnych mitów, które narosły wokół funkcjonowania Wspólnoty.
- Trzeba byłoby przyznać, że Polacy mają interesy jako naród, ale także jako Europejczycy, a Unia Europejska, lepiej lub gorzej, je reprezentuje. Trzeba by się było poczuć jednocześnie Polakami i Europejczykami. Wrócić do współzarządzania UE i przywrócić Polsce możliwość wpływania na ten wielki tankowiec, który za chwilę zmieni kierunek - mówił.
"Żarty naprawdę się skończyły"
Odnosząc się do zarzutów przedstawicieli PiS, którzy uważają, że poprzednia ekipa prowadziła politykę zbytniej uległości wobec UE, Sikorski odpowiedział: - Można uprawiać propagandę, tak robili torysi i już wiemy, do czego ich to doprowadziło.
- To jest jeden z takich momentów w historii narodu, gdzie historia nagle zmienia bieg. Można się z nią zmierzyć i zrobić coś, co da nam elementarne bezpieczeństwo, nie mówiąc już o korzyściach. Albo można nadal zarządzać tylko i wyłącznie interesem partyjnym - mówił.
- Przestrzegam i błagam: trzeba naprawdę wyciągnąć wnioski z tego, co się stało - apelował. - Chciałbym naszych rywali z PiS przekonać, że naprawdę żarty się skończyły; że to jest taki moment, w którym trzeba pomyśleć strategicznie i pomyśleć o dobru narodu i państwa, a nie o tym, jak wygrać następne wybory - podkreślił.
Były szef dyplomacji zaznaczył, że "suwerenność zyskuje, gdy wspólnie z innymi państwami realizujemy nasze interesy". - Suwerenność nie jest absolutem. Jest czymś, czego się używa dla dobra narodu - powiedział.
Autor: kg/kk / Źródło: tvn24