"Petycja 'Stop okaleczaniu dzieci' jest atakiem na ogół społeczności osób transpłciowych oraz poważnym podważeniem zasady samostanowienia i autonomii cielesnej człowieka. Przemycane w niej zapisy de facto prowadziłyby do wykluczenia tranzycji większości dorosłych osób trans" - piszą organizacje zajmujące się tematem. Projekt autorstwa Ordo Iuris został skierowany do dalszych prac w Sejmie.
Sejmowa komisja ds. petycji w ubiegłym tygodniu skierowała do dalszych prac w komisjach zdrowia i praw człowieka projekt ustawy przewidującej wprowadzanie zakazu tranzycji płci w odniesieniu do osób nieletnich. Chodzi o petycję organizacji Ordo Iuris "Stop okaleczaniu dzieci", do której został dołączony projekt zmian w ustawie o zawodzie lekarza i lekarza dentysty. Jego autorzy domagają się zakazu przeprowadzania zabiegów operacyjnych lub podejmowania innych działań medycznych u małoletnich w ramach tzw. tranzycji płci. Jak podkreślają, rośnie liczba takich zabiegów i liczba osób żałujących podjęcia takiej decyzji.
"Jedynie pozornie dotyczy osób niepełnoletnich"
Stanowisko w tej sprawie opublikowały organizacje pracujące nad projektem ustawy o uzgodnieniu płci - Grupa Nieustającej Pomocy, Fundacja Trans-Fuzja, Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza, niebinarnosc.pl oraz tranzycja.pl. Przekazały, że informacje o decyzji komisji ds. petycji przyjęły "ze zdumieniem".
Według organizacji, w projekcie Ordo Iuris "wbrew doniesieniom medialnym nie chodzi wyłącznie o procedurę tranzycji u osób niepełnoletnich, co oczywiście już samo w sobie by było nieakceptowalne". "Petycja 'Stop okaleczaniu dzieci' jest atakiem na ogół społeczności osób transpłciowych oraz poważnym podważeniem zasady samostanowienia i autonomii cielesnej człowieka" - czytamy.
"Przemycane w niej zapisy de facto prowadziłyby do wykluczenia tranzycji większości dorosłych osób trans. Apelujemy do komisji o odrzucenie projektu w całości, a do mediów i polityków o rzetelność, gdy tematem dyskusji jest uzgodnienie płci i próby jego zakazania oraz o słuchanie eksperckich głosów społeczności, a nie ekstremistów, w temacie praw człowieka" - przekazano.
Jak stwierdzono w oświadczeniu, "projekt Ordo Iuris jedynie pozornie dotyczy osób niepełnoletnich, jednak w praktyce stanowi sposób na zablokowanie dostępu do medycyny afirmującej płeć dla istotnej części dorosłych osób transpłciowych". "Jeden z punktów ustawy precyzuje, że niedopuszczalne jest stosowanie leków hormonalnych i blokerów dojrzewania lub przeprowadzanie operacji związanych z uzgodnieniem płci u pacjentów, którym zdiagnozowano 'zaburzenia neurorozwojowe, choroby lub zaburzenia psychiczne, w tym zaburzenia osobowości'" - dodano.
"Mówimy więc o zakazie przechodzenia tranzycji dla osób z diagnozą spektrum autyzmu, ADHD, depresji, stanów lękowych czy zespołu stresu pourazowego. Podważanie prawa i zdolności do decydowania o swoim życiu i zdrowiu przez osoby neuroróżnorodne lub przyjmujące leki antydepresyjne to głęboko nieetyczny postulat, który nie znajduje poparcia we współczesnej medycynie, zarówno dotyczącej transpłciowości, jak i neuroróżnorodności oraz psychiatrii zaburzeń. Nie istnieją logiczne przesłanki dla takiego obostrzenia ani prawny precedens odebrania podstawowych praw ze względu na diagnozy psychiatryczne oraz neuroróżnorodność. Jedynym powodem do przemytu tak nieludzkich i absurdalnych zapisów jest chęć maksymalnego ograniczenia dostępu do medycyny afirmującej płeć, a tym samym bezpośredniego uderzenia w zdrowie i życie tysięcy osób, o których zniszczeniu marzą religijni fundamentaliści" - napisano.
"Taki zakaz nie tylko odebrałby możliwość uzgodnienia płci tym osobom transpłciowym, które wcześniej otrzymywały opiekę medyczną związaną ze zdrowiem psychicznym, ale też zniechęcałby kolejne do szukania pomocy z obawy przed utratą możliwości przystąpienia do procesu tranzycji. W połączeniu z istotnym wpływem stresu mniejszościowego i dyskryminacji na dobrostan osób transpłciowych, w tym wtórne występowanie depresji czy stanów lękowych, przyjęcie ustawy stworzyłoby istotną barierę na drodze do tranzycji niezależnie od wieku oraz odebrało dostęp do szerszej opieki, pogarszając dobrostan - a więc dokładnie to, czego faktycznie chcą twórcy projektu. Już teraz osoby transpłciowe często słyszą od lekarzy, że najpierw muszą zająć się leczeniem depresji, a później terapią hormonalną. Ten stan rzeczy wymaga natychmiastowej zmiany, nie pogłębienia" - czytamy.
"Oczywiście nie oznacza to, że projekt Ordo Iuris po ograniczeniu go do zapisów o nieletnich byłby jakkolwiek bardziej akceptowalny - transpłciowe dzieci i nastolatki to jedna z najbardziej wykluczonych i dotkniętych dyskryminacją grup spośród szerszej społeczności osób trans. Opieka oraz możliwość samostanowienia należą im się tak samo jak dorosłym. Muszą one być budowane na bazie faktów i nowoczesnych wytycznych, a nie ideologii ekstremistów zwalczających nowoczesne standardy praw człowieka" - dodano.
"Jednocześnie, odpowiedzią na postulaty Ordo Iuris nie może być wezwanie do jeszcze większej medykalizacji i patologizacji procesu tranzycji. Jako osoby transpłciowe i grupy działające na ich rzecz podkreślamy, że zespojenie tematu uzgodnienia płci z medycyną jest skutkiem ubocznym potrzeby terapii hormonalnych i operacji afirmujących płeć, a nie dowodem na immanentną medyczną naturę bycia trans. Osoby transpłciowe przyjmują preparaty hormonalne i blokery dojrzewania oraz przechodzą zabiegi chirurgiczne nie dlatego, że są chore i tak wygląda leczenie, lecz dlatego, że tylko w ten sposób mogą osiągnąć pożądany wygląd swoich ciał, stabilność psychiczną i równość społeczną. Transpłciowość nie jest chorobą, tylko naturalnym elementem różnorodności płciowej człowieka, a pogłębianie medykalizacji oddala nas od prawa bazującego na tym fakcie" - czytamy.
"Wymóg, by osoby transpłciowe przechodziły liczne testy psychologiczne, badania fizyczne, a czasem nawet okresy obserwacji jest utrwaleniem takiego myślenia o transpłciowości, które pozwala Ordo Iuris na manipulowanie badaniami naukowymi i językiem medycyny. Aby naprawdę pomóc osobom transpłciowym i traktować je z szacunkiem i godnością, należy uszanować ich zdolność do samostanowienia o swojej tożsamości. Środowisko medyczne powinno informować, wspierać i prowadzić osoby transpłciowe w procesie uzgodnienia płci, nie wydawać osądy, zgody i zakazy" - zakończono.
Głos autorów projektu
Członek zarządu Ordo Iuris Rafał Dorosiński podkreślił na ubiegłotygodniowym posiedzeniu komisji, że celem inicjatywy jest ochrona dzieci, a projekt opiera się na najnowszych badaniach.
- To, co często nam się przedstawia jako osiągnięcie, jako wyraz pewnego postępu, tak naprawdę zostało już sfalsyfikowane przez szereg ośrodków badawczych w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii. Są to kraje, które przez pewien czas podchodziły w sposób bardzo liberalny do tego zagadnienia, otwierając możliwość przeprowadzenia tego typu zabiegów. Te same kraje w ostatnim czasie wycofują się z tej polityki - mówił.
- Istnieje szereg zafałszowań w debacie publicznej na ten temat. (...) Tożsamość transpłciowa jest zjawiskiem o charakterze przejściowym. Radykalna większość przypadków dzieci, nastolatków, które doświadczają tego typu zaburzeń, radzi sobie, te zaburzenia mijają u nich w sposób samoczynny z biegiem czasu. Podawanie im hormonów płciowych czy blokerów proces ten zahamowuje i nie pozwala na samoczynny powrót do naturalnej tożsamości płciowej - powiedział Dorosiński.
Dyskusja na komisji
Do postulatów Ordo Iuris odniósł się poseł Platformy Obywatelskiej i wiceprzewodniczący Parlamentarnego Zespołu do Spraw Równouprawnienia Społeczności LGBT+ Marcin Józefaciuk.
- To, co państwo złożyli, jest wręcz sprzeczne z ochroną dzieci, ze względu na to, że nie uwzględniają państwo tego, żeby wspomóc dziecko. Decyzja niepełnoletniego nie jest jego samodzielną decyzją, jeśli chodzi o uzgodnienie płci, bo tak powinniśmy mówić. (...) Mówią państwo, że badania są nierzetelne. Jeśli badania są nierzetelne, powinniśmy doprowadzić do tego, żeby powstała nowa ścieżka diagnostyczna, (...) żeby psychologowie, seksuolodzy, psychiatrzy mieli większy wpływ na to, czy będzie operacja dokonana - powiedział.
- Nie sądzę, że powinniśmy wskazywać w kierunku zakazu. Jeśli już, to państwo powinni (...) wystosować wniosek o nową ścieżkę diagnostyczną - ocenił Józefaciuk.
Poseł partii Nowoczesna Krzysztof Mieszkowski stwierdził, że "politycy nie powinni w ogóle zabierać głosu i decydować o tym, kto kim ma być". - To są decyzje poszczególnych osób, rodzin, dzieci również. Warto je traktować podmiotowo w naszej rzeczywistości - dodał.
Z takim stwierdzeniem nie zgodził się Rafał Bochenek (PiS). Jego zdaniem politycy są od tego, żeby w tego typu sprawach zabierać głos. Dodał, że to problem społeczny i zagrożenie, które z roku na rok narasta. Dlatego - mówił - należy przygotować takie przepisy, aby dzieci nie ponosiły konsekwencji błędnych i czasem pochopnych decyzji.
Wiceprzewodnicząca komisji, poseł Urszula Augustyn (PO) zwróciła uwagę, że zadaniem komisji ds. petycji jest poprawa stanu prawnego, a nie podejmowanie zmian systemowych, których wymaga inicjatywa ustawodawcza dotycząca tranzycji płci u dzieci.
- Proces, o którym rozmawiamy, jest procesem bardzo rozległym. To sytuacja, która nie tylko ma na celu samą biologiczną, medyczną zmianę płci, ale też szeroką gamę kwestii prawnych, które tutaj też trzeba wziąć pod uwagę (...) Absolutnie potrzebna jest tutaj od strony medycznej komisja zdrowia i od strony prawnej komisja praw człowieka - rekomendowała Augustyn.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: stock.adobe.com