2,5 oraz 4,5 roku więzienia zażądał prokurator dla dwojga byłych urzędników z Kamienia Pomorskiego, oskarżonych o niedopełnienie obowiązków w procesie w sprawie pożaru hotelu socjalnego. Obrońcy domagają się uniewinnienia swych klientów. W tragedii zginęły 23 osoby.
Hotel socjalny spłonął w 2009 roku w drugi dzień świąt wielkanocnych. W budynku, gdzie zameldowanych było 77 osób, nikt nie dostrzegł nadchodzącego niebezpieczeństwa. Gdy na miejsce dotarła straż pożarna, prawie cały stał już w płomieniach. Zginęły 23 osoby, w tym 13 dzieci.
Dyrektorowi Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Kamieniu Pomorskim Krzysztofowi G. i Barbarze K., inspektorowi do spraw administracyjno-budowlanych prokuratura zarzuca niedopełnienie obowiązków. Budynek był w złym stanie technicznym.
Prokurator zażądał dla G. 4,5 roku więzienia, a dla K. 2,5 roku więzienia. Chce też dla obojga zakazu wykonywania zawodu zarządcy nieruchomości na - kolejno - sześć i cztery lata. Dla b. dyrektora wnosił też o zakaz sprawowania stanowisk kierowniczych w administracji państwowej i samorządowej na sześć lat.
"W tym budynku nie powinni byli w ogóle mieszkać ludzie"
Kończący się przed Sądem Okręgowym w Szczecinie proces zaczął się w sierpniu 2011 roku. Zdaniem prokuratury do pożaru mogłoby było nie dojść, gdyby oskarżeni wypełniali swoje obowiązki prawidłowo.
Według prokuratury główne nieprawidłowości to brak wymaganych przeglądów i kontroli okresowych oraz wymaganych ekspertyz dotyczących konstrukcji obiektu, niezapewnienie - wbrew prawu budowlanemu - ograniczenia rozprzestrzeniania ognia i dymu, czy niezapewnienie możliwości ewakuacji ludzi.
Po pożarze strażacy, którzy brali udział w akcji ratowniczej, przedstawili druzgocący raport. Według nich w tym budynku nie powinni byli w ogóle mieszkać ludzie.
- Warunki nie spełniały norm, a straż pożarna zbyt późno była powiadomiona o ogniu - zdaniem strażaków właśnie te czynniki wpłynęły na rozmiar tragedii w hotelu robotniczym. - W naszej ocenie konstrukcja oraz wyposażenie, wystrój, czyli przedmioty, które tarasowały drogi ewakuacyjne, stwarzały stan zagrożenia życia. W obiekcie w takim stanie ludzie nie mogą mieszkać - mówił w 2009 roku ówczesny zastępca komendanta głównego PSP Janusz Skulich. W hotelu znajdowała się specjalna klatka ewakuacyjna, ale wyjścia na nią były zatarasowane rowerami.
Za późno powiadomiono o ogniu
Na tragedię wpłynęło również zbyt późne powiadomienie o pożarze. Do tego stopnia, że - jak mówił Wiesław Leśniakiewicz, szef straży - rozmiar zastanego zdarzenia nie dawał możliwości uratowania większej liczby osób.
Jak stwierdził Skulich, prawdziwa jest relacja jednego ze świadków, że pożar był już widoczny o godz. 00.15. - Jego zeznania są dość prawdopodobne. Ten pan powiedział, że widział ogień w oknach za szybami w miejscach, gdzie podejrzewamy, że ten pożar powstał - mówił Skulich. Dodał, że świadek był przekonany, że ktoś już zadzwonił po straż.
Informację o pożarze straż otrzymała jednak o godz. 00.32. - Ta różnica czasu, dla rozwoju tego pożaru to epoka - powiedział Skulich.
Z raportu wynikało też, że straż pożarna przybyła na miejsce i działała zgodnie z obowiązującymi standardami. Decyzje podejmowane przez dowódcę akcji były - zdaniem autorów raportu - najlepsze z możliwych. Gdy 4 minuty po otrzymaniu zgłoszenia strażacy przybyli na miejsce, pożar obejmował już cały budynek.
Obrona chce uniewinnienia
Obrońcy dwojga oskarżonych domagają się ich uniewinnienia. Uważają, że nie ma winy po stronie byłych urzędników, bo nie mogli wiedzieć o zwiększonym zagrożeniu pożarowym w budynku socjalnym. - Żadne przeglądy okresowe nie dałyby zarządcy informacji dotyczących stanu technicznego budynku, ponieważ byłyby to przeglądy administracyjne, niedające wiedzy technicznej - mówił mecenas Patryk Zbroja. - Nie było po stronie naszych klientów umyślności ani świadomości, w jakim stanie technicznym jest hotel socjalny - podkreślił. Adwokat przywołał opinie biegłych w zakresie pożarnictwa sprzed tragicznego pożaru, wystawione po wcześniejszym, niewielkim pożarze. Żaden z biegłych nie wskazał jakiegokolwiek zagrożenia związanego z eksploatacją budynku pod kątem pożarowym - przypomniał. - Jedyne, co zostało ustalone w sposób prawidłowy, to fakt, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji - dodał. Jako argument przemawiający za niewinnością swoich klientów mecenas podawał również brak zapewnionych w budżecie miasta środków na remont budynku.
Autor: eos//rzw / Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24