Od września pensje nauczycieli wzrosły o 9,6 procent, jednak samorządowcy twierdzą, że rząd nie przekazał im wystarczających kwot na tę podwyżkę. - Niedoszacowanie podwyżek z 2018 i 2019 roku to według naszych wyliczeń już 2,1 miliarda złotych – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski powtarza, że dochody samorządów rosną i że muszą one partycypować w wydatkach na oświatę.
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski wydał komunikat o sytuacji finansowej miasta. Czytamy w nim: "Gdy w ubiegłym roku przygotowywaliśmy budżet, a potem ostateczną wersję dokumentu przyjmowali na sesji radni miasta, nie mieliśmy jeszcze wiedzy o czekających nas niespodziankach". W ten sposób odniósł się do podwyżki nauczycielskich pensji w wysokości 9,6 proc., którą rząd obiecał w czasie kwietniowego strajku nauczycieli.
Majchrowski zaznacza: "Jednocześnie z budżetu państwa nie dotarły do nas w całości pieniądze, które mieliśmy wypłacać pedagogom. Samorząd został postawiony pod ścianą, bo chyba nikt z nas nie wyobraża sobie, że nauczyciele należących im się pieniędzy nie dostają. Dla Krakowa oznacza to, że w budżecie musimy 'znaleźć' kwotę 89 mln zł".
Z czego zrezygnują władze miasta, by zapłacić nauczycielom? Majchrowski wymienia: analizy i badania zlecane na potrzeby urzędu miasta, drobne remonty (m.in. 16 mln zł przeznaczonych początkowo na remonty torowisk), dofinansowanie wydarzeń organizowanych przez zewnętrzne podmioty. I dodaje: "Na wypłaty podwyżek dla nauczycieli wykorzystujemy też oszczędności, jakie mamy dzięki niższym niż zaplanowaliśmy kosztom obsługi długu czy niewykorzystane w stu procentach pieniądze, które zostały po realizacji innych zadań".
Subwencja rośnie wolniej niż wydatki
Skąd te problemy? Państwo przekazuje samorządom subwencje oświatową na realizację zadań związanych z edukacją. Kwota z budżetu państwa jest rozdzielana pomiędzy poszczególne jednostki samorządu na podstawie algorytmu, określanego corocznie w rozporządzeniu Ministerstwa Edukacji Narodowej. Problem w tym, że ten algorytm się zmienia, na przykład w tym roku premiuje małe klasy i biedniejsze samorządy. Do tego nie ma ustawowych wytycznych, które wskazywałyby jasno, w jakiej części państwo powinno pokrywać wydatki oświatowe samorządu. Praktyka pokazuje, że największym kosztem edukacyjnym dla gmin są zwykle nauczycielskie pensje. Samorządowcy uważają, że w całości powinno je pokrywać państwo.
Jak wyliczyła Najwyższa Izba Kontroli, w latach 2014-17 wydatki samorządów na oświatę wzrosły o 12,1 proc. (z 62,5 do 70 mld zł), a subwencja jedynie o 6,1 proc. To oznacza, że udział subwencji w wydatkach gmin na oświatę spadł w tym czasie z 63 do 60 procent.
Koszty edukacji w gminach wzrosły m.in. w związku z podwyżkami dla nauczycieli i likwidacją gimnazjów. Samorządowcy musieli wypłacić odprawy zwalnianym nauczycielom i przeprowadzić niezbędne remonty, gdy na przykład przerabiali gimnazja w podstawówki.
W miastach "płacz i zgrzytanie zębami"
- Wszystkie duże miasta są w podobnej sytuacji, właśnie prowadzimy analizę, z czego będziemy musieli zrezygnować – mówi tvn24.pl Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy.
Wiceprezydent Poznania Mariusz Wiśniewski komentuje: - Na wrześniową podwyżkę dostaliśmy 23 miliony złotych, czyli o 11 milionów za mało. Podjęliśmy dramatyczną z naszego punktu widzenia decyzję między innymi o rezygnacji z części zajęć dodatkowych. To dla nas bardzo przykra sytuacja, bo w ostatnich latach inwestowaliśmy sporo w edukację. A teraz wydatki obowiązkowe są tak wysokie, że nie będzie nas już stać na te rzeczy fakultatywne, które wpływały na jakość naszej oświaty.
Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu Związku Miast Polskich ds. legislacji, przyznaje, że "we wszystkich samorządach słychać płacz i zgrzytanie zębami, bo niedoszacowanie zadań edukacyjnych jest obecnie tak duże". Każdy samorządowiec, który widzi, jaką dostaje subwencję, załamuje ręce i z roku na rok jest tylko gorzej.
Zdaniem Wójcika niedoszacowanie zadań edukacyjnych to zabijanie samorządności. – Znam gminy, które za dwa, trzy lata będą dopłacały do szkół już drugie tyle w stosunku do tego, co dostają z subwencji oświatowej – mówi Wójcik. - To pozbawia nas możliwości na prowadzenie przedsięwzięć rozwojowych i to nie tylko w edukacji. Są gminy, które w związku z tym nawet nie zaczynają przygotowań do nowej perspektywy unijnej, bo tam trzeba mieć wkład własny, a one już wiedzą, że nie będą go mieć - dodaje.
Według ZMP niedoszacowanie z 2019 roku pogłębi problemy związane z ubiegłoroczną podwyżką (o 5 proc.). - Niedoszacowanie podwyżek z 2018 i 2019 roku to według naszych wyliczeń już 2,1 miliarda złotych - mówi Wójcik.
Są plany dalszych podwyżek, nie widać na to pieniędzy
Co na to resort edukacji? Minister Dariusz Piontkowski powtarza, że dochody samorządów rosną i że władze samorządowe muszą partycypować w wydatkach na edukację. - My mówimy o inwestycji w edukację, natomiast duża część samorządów mówi o kosztach. I ten sposób myślenia trzeba zmienić - mówił pod koniec września - w czasie kampanii wyborczej - na konferencji prasowej w Białymstoku.
Piontkowski w kampanii wyborczej zapowiadał, że w 2020 r. nauczyciele dostaną kolejne 6 proc. podwyżki. W ustawie budżetowej na 2020 r. zaplanowano subwencję oświatową w wysokości 49 mld 735 mln zł, czyli wyższą o 2 mld 828 mln zł (ok. 6 proc.) od subwencji w 2019 r. Jak jednak zauważa branżowy "Głos Nauczycielski", pieniędzy na kolejne podwyżki w planach przyszłorocznego budżetu nie widać. Nie przewiduje ich też opublikowany w poniedziałek projekt rozporządzenia MEN w sprawie sposobu podziału subwencji oświatowej w roku 2020.
Na posiedzeniu zespołu problemowego ds. usług publicznych Rady Dialogu Społecznego związkowcy dopytywali o to wiceministra edukacji Macieja Kopcia. – Nie ma na razie żadnych przesłanek, by wycofywać się z tych słów, które powtarzał pan minister Piontkowski, dotyczących wprowadzenia podwyżki w ciągu 2020 roku – mówił. Przypominał, że nie będzie to podwyżka od 1 stycznia.
A od kiedy dokładnie? Nadal nie wiadomo.
Samorządowcy załamują ręce
- Z prognozy, którą otrzymaliśmy z MEN wynika, że dostaniemy w przyszłym roku o około 200 milionów złotych za mało względem naszych wydatków na oświatę. A to jeszcze bez uwzględnienia tej obiecywanej podwyżki – wylicza Kaznowska.
Problemy będzie miał też Gdańsk. - Choć w 2020 roku budżet na bieżące funkcjonowanie oświaty w Gdańsku pierwszy raz w historii przekroczy miliard złotych, to i tak musimy dokonać cięć w planowanych wydatkach. Na dziś jest to kwota 54 milionów złotych - mówi Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska ds. edukacji i usług społecznych.
Wylicza, co władze miasta "ograniczają lub kasują": akcje Zima i Lato, różne rodzaje stypendiów, zajęcia na basenach, edukację morską, gale i uroczystości społeczności szkolnych, Tydzień Zawodowca, dopłaty do wyjazdów na Odyseję Umysłu, zakupy komputerów i pomocy dydaktycznych. - Wycofujemy także planowaną dodatkową podwyżkę dla administracji i obsługi, nie będziemy też płacić za siedziby związków zawodowych, oferując przestrzeń w placówkach oświatowych. Rząd nie daje nam wyboru, ta sytuacja jest dramatyczna - podkreśla wiceprezydent Gdańska.
Kowalczuk zaznacza, że miasto będzie musiało oszczędzać nie tylko na oświacie. - Cięcia dotyczą także innych obszarów funkcjonowania miasta, tak, by dało się złożyć zgodny z prawem budżet do rady miasta - mówi.
Ile zarabiają nauczyciele?
Pensje nauczycieli od września 2019 r. wzrosły o 9,6 proc. Oznacza to, że wynagrodzenie zasadnicze dla nauczyciela (z tytułem magistra i przygotowaniem pedagogicznym) wynosi obecnie odpowiednio: 2782 zł brutto - dla stażysty, 2862 zł - dla nauczyciela kontraktowego, 3250 zł – dla mianowanego, i 3817 zł dla dyplomowanego.
Autor: Justyna Suchecka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock