Szef Agencji Wywiadu Piotr Krawczyk podał się do dymisji, ze względów osobistych - poinformował w czwartek rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn. Wcześniej o możliwej dymisji informował portal tvn24.pl. Bezpośrednią przyczyną są niejasności wokół śmierci i ekspresowej kremacji zwłok handlarza bronią i respiratorami Andrzeja Izdebskiego. - Odwołanie szefa tej newralgicznej agencji w apogeum wojny jest objawem głębokiego kryzysu państwa - komentował w czwartek poseł Marek Biernacki, który pracuje w sejmowej komisji do spraw służb specjalnych.
Piotr Krawczyk, szef Agencji Wywiadu, podał się do dymisji. W czwartek przed południem informację potwierdził na Twitterze rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn. Jak przekazał, Krawczyk podał się do dymisji "ze względów osobistych". "Trwają przewidziane w tej sytuacji procedury" - dodał we wpisie.
Dymisja Piotra Krawczyka. "Dowód na kryzys"
O możliwej dymisji Piotra Krawczyka portal tvn24.pl informował od rana w czwartek.
- Potrzebna (do dymisji – red.) jest opinia sejmowej komisji do spraw służb specjalnych. Najpewniej już w piątek posłowie się tym zajmą - mówił przed pojawieniem się wpisu Żaryna nasz rozmówca związany z Agencją Wywiadu.
Jednak opozycyjni członkowie komisji, pytani o to przez nas w środę, nie wiedzieli, by taki wniosek wpłynął z kancelarii premiera (formalnie szefa AW odwołuje Prezes Rady Ministrów, po zasięgnięciu opinii m.in. właśnie komisji).
- Spodziewam się takiego wniosku. Będzie to dowód na głęboki kryzys naszego państwa, do którego dochodzi w apogeum agresji Rosji na Ukrainę - komentował były minister koordynator służb specjalnych, a obecnie członek sejmowej komisji do spraw służb, Marek Biernacki.
Według dziennikarzy tygodnika "Wprost", którzy jako pierwsi poinformowali o tym, że Krawczyk "został poproszony o złożenie rezygnacji", jej przyczyną jest sprawa śmierci handlarza respiratorami Andrzeja Izdebskiego. A raczej wątpliwości, które są związane z jego ekspresową kremacją i pochówkiem.
Wyjazd, nie ucieczka
Nie niepokojony przez nikogo Izdebski - odpowiedzialny za niedostarczenie do Polski podczas pandemii respiratorów i nierozliczenie prawie 50 milionów złotych - wyjechał z kraju w grudniu 2020 roku. Mógł to zrobić, gdyż nie miał wtedy statusu podejrzanego i zarazem poszukiwanego. Prokuratura Regionalna w Lublinie wystawiła za nim - wyłącznie krajowy - list gończy dopiero w marcu tego roku.
Już wtedy jednak było wiadomo, że Izdebski przebywa w stolicy Albanii, Tiranie. To stamtąd łączył się z lubelskim sądem, by uczestniczyć zdalnie w rozprawie dotyczącej ujawnienia majątku spółki E&K w celu zabezpieczenia należności wobec Skarbu Państwa.
Jak niedawno informowaliśmy, ostatecznie międzynarodowy list gończy wystawiono za Izdebskim dopiero… po jego śmierci, czyli pod koniec czerwca tego roku.
Dlaczego Prokuratura Regionalna w Lublinie zwlekała z wystawieniem za Izdebskim międzynarodowego listu gończego? Na takie pytanie nie udzielono redakcji tvn24.pl odpowiedzi.
Wiadomo natomiast, że już 21 czerwca o odnalezieniu martwego Izdebskiego w mieszkaniu w Tiranie powiadomiona została polska ambasada.
Mimo to nikt z dyplomatów nie wziął udziału w jego identyfikacji. Nie zostali także do Tirany wysłani choćby polscy funkcjonariusze, by na miejscu sprawdzili wszelkie dokumenty.
Trumna trafiła do łódzkiego zakładu pogrzebowego, gdzie - bez otwierania - poddana została kremacji 4 lipca. Pogrzeb odbył się zaś 15 lipca.
- Państwo PiS tylko udawało, że Izdebski jest ścigany - uważają posłowie Michał Szczerba i Dariusz Joński.
Premier: wszystko zgodnie z procedurami
Szef rządu był pytany na konferencji prasowej w miniony piątek o doniesienia mediów, że polskie służby nie kontaktowały się ze służbami albańskimi po śmierci Andrzeja I., ani też przed jego zgonem.
- Jak to możliwe, że ani prokuratura, ani żadna inna instytucja nie pytała o Andrzeja I., handlarza bronią, który miał dostarczyć respiratory w trakcie pandemii - dociekał dziennikarz.
Premier odparł, że "według informacji, które otrzymał od kierownictwa nadzorującego służby specjalne, był kontakt ze służbami albańskimi, a podjęcie decyzji o kremacji mężczyzny nastąpiło na życzenie rodziny, po uzgodnieniu ze służbami". - Czyli wszystkie, lub ogromna większość informacji i wątpliwości, które były przytaczane, wyglądała inaczej. Kontakt naszych służb z albańskimi był, rodzina była włączona, wszystko zostało uzgodnione zgodnie z procedurami - dodał.
Na uwagę dziennikarza, że co najmniej dwóch prokuratorów zajmujących się tą sprawą twierdzi, że było inaczej, premier zaznaczył, że nie rozmawiał z prokuratorami. - Jeśli pan redaktor ma takie informacje, to tego nie kwestionuję. Mówię, że rozmawiałem z kierownictwem nadzorującym służby specjalne, mam informacje o kontakcie między naszymi służbami specjalnymi a służbami specjalnymi albańskimi - podsumował.
Pozytywna rekomendacja od Agencji Wywiadu
- Domyślam się, że w ten sposób politycy PiS chcą przeciąć niewygodny dla nich temat - mówi o dymisji Piotra Krawczyka poseł Michał Szczerba, który od miesięcy prześwietla kulisy transakcji Izdebskiego z rządem. I dodaje: - Rzeczywiście wiele łączyło Izdebskiego z Agencją Wywiadu.
O tym, że niewielką firmę Izdebskiego - E&K - do interesów z państwem rekomendowała Agencja Wywiadu, powiedział podczas przesłuchania w Najwyższej Izbie Kontroli wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.
- Przedstawiona przez niego (Andrzeja Izdebskiego – przyp. red.) oferta została pozytywnie zweryfikowana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, a oferent znajdował się na liście rekomendowanych dostawców, przekazanych przez Agencję Wywiadu spółkom Skarbu Państwa - powiedział Cieszyński kontrolerom NIK.
Jak wiadomo, ostatecznie Izdebski nie wywiązał się z umowy zawartej z Ministerstwem Zdrowia. Nie dostarczył 1000 z zamówionych 1241 respiratorów, nie rozliczył się także z 50 milionów złotych. Z kontroli NIK wynikało także, że w tym samym czasie respiratory były dostępne u oficjalnych dystrybutorów w cenach nawet dwukrotnie niższych.
Walka służb
Na korytarzach centrali polskiego wywiadu krąży informacja, że wyznaczony jest już następca Piotra Krawczyka, którym ma być oficer wywodzący się z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Według naszych informacji, odejście szefa AW może pociągnąć za sobą także dymisje dwóch jego dotychczasowych zastępców.
Tymczasem kontrwywiad (ABW) i wywiad toczą zaciętą rywalizację od momentu wydzielenia ich ze zlikwidowanego w 2002 roku Urzędu Ochrony Państwa.
Krawczyk, podobnie jak jego zastępcy, całą karierę był związany z pionem wywiadu. - Pojawienie się osoby z zewnątrz będzie źle odebrane przez kadrę, zapowiada to konflikty, bałagan - komentują zgodnie byli oficerowie AW pytani przez naszą redakcję o opinię.
Sam Krawczyk objął stery wywiadu w 2016 roku (wcześniej, od 2015 r., był zastępcą szefa AW), po niespodziewanej dymisji płk. Grzegorza Małeckiego, który w najważniejszym gabinecie przy ulicy Miłobędzkiej spędził tylko rok.
Dziennikarze dymisję wiązali wtedy z aferalną umową, którą zarząd PKP podpisał z firmą-widmem. Dostała ona około dwa miliony za ochronę dworców kolejowych podczas Światowych Dni Młodzieży. Za firmą stał były oficer wywiadu i znajomy płk Małeckiego. Dziś toczy się proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie, w którym oskarżony jest zarówno prezes spółki-widmo, jak i cały ówczesny zarząd polskich kolei.
Nie tylko wpadki
Jako szef Agencji Wywiadu Piotr Krawczyk miał także sukcesy. Mocno postawił na rekrutację młodych kadr, m.in. za pomocą sieci społecznościowych.
To również funkcjonariuszom AW udało się przechwycić kilka rozmów rosyjskich żołnierzy, a także precyzyjnie zlokalizować sieć "obozów filtracyjnych", które zorganizowali Rosjanie. Pojmani Ukraińcy są w nich poddawani torturom, jeśli nie przejdą testów na lojalność. Ci, którzy je przejdą, są wysyłani w głąb Rosji bądź wcielani siłą do rosyjskiej armii, a następnie wysyłani na front.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock