- Takie słowa powinny były paść, zwłaszcza w chwili obecnej, gdy w Europie coraz częściej można spotkać się z taką monachijską postawą uznania, że Krym stracony, że to rozdział zamknięty i tutaj nie ma już nic do zrobienia - mówił w "Kropce nad i" Włodzimierz Cimoszewicz o ostrych słowach Baracka Obamy odnośnie działań Rosji na Ukrainie.
- (Obama - przyp. red.) w gruncie rzeczy mówił, że coś, co próbowano osiągnąć z naruszeniem prawa międzynarodowego, nie może być nigdy uznane - stwierdził były minister spraw zagranicznych. - I słusznie - dodał. Cimoszewicz przyznał, że słowa Obamy, które padły w środę na placu Zamkowym w Warszawie, są tym cenniejsze, ponieważ wielu przywódców europejskich nie stać na tak twarde postawienie sprawy. - Niestety postawa wielu krajów europejskich, w odniesieniu do agresji rosyjskiej przeciwko Ukrainie, rozczarowuje - stwierdził były premier. Dodał, że reakcja większości krajów Zachodu jest "oportunistyczna" i "związana z bardzo małymi, doraźnymi interesami".
Słowa Obamy i arogancja Putina
- Rzeczy słuszne, rzeczy prawidłowe z prawnego punktu widzenia powinny być stwierdzone. I to dobrze, że one zostały stwierdzone, niezależnie od reakcji pana Putina - stwierdził Cimoszewicz pytany o to, czy jego zdaniem środowe przemówienie Baracka Obamy rozzłościło prezydenta Federacji Rosyjskiej. Były minister spraw zagranicznych dodał, że obecnie mamy do czynienia z "ostentacyjną bezczelnością" Władimira Putina, który oskarża Stany Zjednoczone o prowadzenie "najbardziej agresywnej" polityki międzynarodowej, kiedy sam jest odpowiedzialny za "agresję na pokojowego, bliskiego sąsiada i próbę grabieży części tego terytorium". - Dlatego też jasność języka, jakim posługiwał się Barack Obama, liczy się - ocenił Cimoszewicz.
Putin w Normandii "bo tak wypada"
Były premier pytany był też o zbliżające się obchody lądowania wojsk alianckich w Normandii, na których obecny będzie prezydent USA, nowo wybrany prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, ale także Władimir Putin.
- Nie oczekiwałbym od prezydenta-elekta Ukrainy, czy od przywódców europejskich w tej chwili jakichkolwiek serdeczności, gestów wobec Putina - stwierdził Cimoszewicz. - Pamiętajmy, że to jest prezydent państwa odpowiedzialnego za agresję, za bardzo świeży akt agresji. On jest zaproszony do Normandii, bo tak wypada - dodał.
NATO w Europie Środkowo-Wschodniej
Cimoszewicz odniósł się też do obietnic zwiększenia amerykańskiej obecności wojskowej w Europie Środkowo-Wschodniej. Wspomniał przy tym o postawie Czech i Słowacji, które nie chcą sił NATO u siebie. Obydwa kraje twierdzą, że ich obywatele nieufnie podchodzą do stacjonowania obcych wojsk na ich terytorium mając w pamięci inwazję wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku.
- W jakiś sposób się uzasadnia zawsze publicznie swoje wypowiedzi - stwierdził były minister spraw zagranicznych. - Ja osobiście zaryzykowałbym tezę, że Słowacja ma tradycyjnie bardzo duże powiązania ekonomiczne z Rosją - dodał Cimoszewicz. Dodał przy tym, że w gruncie rzeczy od Amerykanów nie powinno się wymagać obecności wojsk, ale żeby inwestować w rozwój infrastruktury NATO na terenie Europy Środkowo-Wschodniej.
- Chodzi o to, żeby na przykład magazyny amerykańskie w Europie nie były cały czas ulokowane w Niemczech zgodnie z logiką zimnej wojny, ale chodzi o to, żeby ta infrastruktura była przeniesiona bardziej na wschód - dodał były premier.
Autor: dln/tr/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24