O sytuacji migrantów na granicy z Białorusią mówiła w "Faktach po Faktach" doktor Hanna Machińska, zastępczyni rzecznika praw obywatelskich. - Odbyliśmy niezwykle dramatyczne spotkanie z rodziną, która znalazła się w lesie - powiedziała. Jak relacjonowała, "te osoby były w dramatycznym stanie, przez 15 dni znajdowały się w lasach, najpierw na Białorusi, pięć dni w Polsce".
Ponad 20 migrantów - w tym kobiety oraz ośmioro dzieci - znalezionych w poniedziałek rano w Szymkach przebywało później tego dnia przed placówką Straży Granicznej w Michałowie na Podlasiu. W środę rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału SG Katarzyna Zdanowicz przekazała w rozmowie z reporterką TVN24, że wobec migrantów "zastosowano procedurę zgodnie z rozporządzeniem". Potwierdziła, że wśród nich były kobiety i dzieci. Przekazała też, że migranci "zostali doprowadzeni do linii granicy i teraz znajdują się na Białorusi".
Hanna Machińska pytana w piątek w "Faktach po Faktach", czy ktoś z Biura RPO wie, gdzie znajdują się te dzieci, powiedziała, że "nie wiemy, gdzie są dzieci z Michałowa, ale bardzo żywo interesujemy się ich losem".
- Wczoraj spędziliśmy dzień i noc przy granicy w placówkach Straży Granicznej, ale nie tylko. Byliśmy między innymi w Michałowie, Narewce – dodała.
- Odbyliśmy niezwykle dramatyczne spotkanie z rodziną, która znalazła się w lesie, rodziną trzyosobową. Był w tej rodzinie chłopiec 10-letni w dramatycznej sytuacji – powiedziała zastępczyni RPO.
Dodała, że "to były osoby z Konga, Kamerunu, które wymagały natychmiastowej pomocy". – Oczywiście tej pomocy udzieliliśmy. Byliśmy razem z ratownikami medycznymi PCK. Musieliśmy zawiadomić, co jest naturalne, Straż Graniczną. Osoby te zostały przewiezione do Narewki – relacjonowała.
- Potem spotkaliśmy się ponownie z tymi osobami. Były w dramatycznym stanie. To były osoby, które przez 15 dni znajdowały się w lasach. Najpierw na Białorusi, pięć dni w Polsce. Właściwie niewiele jadły. Stwierdziły, że jedynym pożywieniem były jabłka i to, co znaleźli w lesie – kontynuowała Machińska.
Zastępczyni RPO: te obrazy są wstrząsające
Powiedziała, że "wzburzyła" ją wypowiedź zastępcy komendanta straży granicznej w Michałowie majora Piotra Dederki. Zabrał on głos na czwartkowej sesji rady miejskiej. Opowiadał między innymi o tym, że wiele dzieci jest bez butów i bez skarpet, ale - jak twierdził - nie dlatego, że je zgubiły. A dlatego - jak podkreślał - że ich rodzice specjalnie je zdejmują i wyrzucają, próbując wzbudzić litość funkcjonariusza.
- Chciałam powiedzieć, że nie jest to jedyny przypadek, gdzie właśnie ludzie są bez butów, gdzie potrzebują butów. Naprawdę nie zdjęli tych butów tylko dlatego, że chcieliby wzbudzić litość. Wczoraj ratownicy medyczni zdejmowali buty temu chłopcu, który był po prostu przemarznięty, przemoczony. To są obrazy tak wstrząsające – mówiła Machińska.
Zastępczyni RPO: spotkaliśmy też funkcjonariuszy, którzy oddawali swoje ubrania
- A jeżeli dzisiaj mówimy o dzieciach z Michałowa, to muszę powiedzieć, że to jest dzisiaj najczarniejszy obraz Polski – powiedziała. Dodała, że "to jest po prostu skandal".
- Ten sposób potraktowania rodzin i dzieci, już nie mówiąc o złamaniu wszelkich reguł, o złamaniu konwencji o prawach dziecka, o złamaniu konstytucji, o złamaniu regulacji Unii Europejskiej, świadczy o dramatyczny kryzysie, ale też bezwzględności niektórych funkcjonariuszy – oceniła.
Dodała, że przedstawiciele Biura Rzecznika Praw Obywatelskich "spotkali też funkcjonariuszy, którzy oddawali swoje ubrania i starali się pomóc tym ludziom". – Ale są też tacy, którzy podejmują ryzyko odpowiedzialności, już nie mówiąc o tym, że człowiek nie jest w stanie patrzeć na tak dramatyczne nieszczęście – zauważyła.
Machińska: migranci zwrócili się o ochronę międzynarodową
Machińska była pytana, czy jest spokojna o los grupy, którą spotkała i czy jest przekonana, że te osoby nie trafiły z powrotem na granicę. – My to oczywiście sprawdzimy. Jestem o tyle pewna, że te osoby zwróciły się o ochronę międzynarodową. Złożyły tę deklarację w naszej obecności. Co więcej, dostaliśmy potwierdzenie złożenia tej deklaracji, więc procedura w ich przypadku zostanie rozpoczęta i będzie kontynuowana - powiedziała.
Dodała, że "chodzi o to, żeby we wszystkich tych przypadkach zastosowano procedurę".
Pytana, jakie są kryteria, że jednej grupie migrantów pozwala się złożyć wniosek, a innej, choćby z Michałowa nie pozwala się na to i odwozi na granicę, powiedziała, że "my się upominamy o te kryteria". - Chcieliśmy dostać je na piśmie. Nie ma. Natomiast funkcjonariusze mówią: to są sytuacje, kiedy widzimy, że osoba jest chora, kiedy osoba potrzebuje pomocy, przecież są kobiety również w ciąży. Ale to są tak płynne kryteria, że nie pozwalają na to, żebyśmy powiedzieli, że to są jasne decyzje, którymi muszą kierować się funkcjonariusze– mówiła zastępczyni RPO.
Przekazała, że w trakcie rozmowy RPO Marcina Wiącka z komendantem głównym Straży Granicznej gen. dyw. Tomaszem Pragą "dostaliśmy obietnicę, że będziemy dopuszczani do wszystkich jednostek, placówek, że nie będzie żadnych problemów".
- Natomiast kategorycznie domagamy się zastosowania procedury związanej ze składanymi deklaracjami – dodała. Mówiła, że często migranci są "tak zdezorientowane i tak zmaltretowane, że nie są w stanie nawet wydusić z siebie słowa, o co chodzi". Podkreśliła, że trzeba im wyjaśnić procedurę.
Zaznaczyła, że "te osoby nielegalnie przekraczają granicę", ale, jak dodała, "nie oznacza to, że powinny być wydalane, wyrzucane z terytorium Polski".
- Im się należy, zgodnie z prawem międzynarodowym, Konwencją Genewską, regulacjami Unii Europejskiej, rozpoczęcie normalnej procedury - podkreśliła Machińska.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24