Nawołują się w nocy, w lesie tak też nadciąga pomoc. Na granicy polsko-białoruskiej ludzie pozostawieni są bez pomocy. Reporter TVN24 spotkał Syryjczyków, którzy chcą trafić do Niemiec, do rodziny. Często decydują się zostać w lesie z obawy, że Straż Graniczna wypchnie ich na Białoruś. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W polskim lesie dają się usłyszeć nawoływania w języku syryjskim - mężczyzna nawołuje brata, który ukrywa się gdzieś w pobliżu ze swoimi towarzyszami. Dzięki temu wiadomo, że nadciąga pomoc. Znalezieni Syryjczycy to Ahmed, Ahmud i Jasir.
- Przyszliśmy z Białorusi. Jesteśmy już trzy dni bez wody i bez jedzenia. Brat Jasira zadzwonił do ciebie, żebyś nam pomógł. A ty przyniosłeś jedzenie, wodę i herbatę - mówi Ahmed do reportera TVN24. - Jesteśmy z Syrii. Ten człowiek ma astmę. Też jestem chory, odwodniony i jest mi zimno. On ma problem ze wzrokiem - dodaje.
Ahmed tłumaczy, że cała trójka nie miała bezpiecznego życia w Syrii. - Przybyliśmy z Libanu. Mieszkaliśmy tam przez sześć lat. Przyjechaliśmy szukać bezpieczeństwa - podkreśla. - Chcę dostać się do Niemiec, do rodziny - przyznaje Ahmud.
Pół godziny później na miejscu pojawiły Katarzyna i Agata - wolontariuszki Fundacji Ocalenie. Pod drzewem przysłoniętym gałęziami ustalały, jakiej pomocy potrzebują Syryjczycy.
Wolontariusze Fundacji Ocalenie zostali pełnomocnikami Syryjczyków. Zapewnili im jedzenie, wodę, ubrania i powerbanki do naładowania telefonów komórkowych. Mężczyźni zdecydowali, że zostaną w lesie. Bali się, że Straż Graniczna wypchnie ich na Białoruś.
Migranci wywiezieni na granicę z Białorusią
Następnego dnia o godzinie 5 nad ranem Straż Graniczna zatrzymała Syryjczyków. Przedstawiciel Straży Granicznej zapytany o czynności wykonywane wobec tej grupy migrantów, odpowiada: "Nie mogę po prostu teraz udzielać takiej informacji. Są objęte tajemnicą zawodową".
Godzinę później rzeczniczka podlaskiej Straży Granicznej potwierdziła, że trzej Syryjczycy zostali wypchnięci z Polski na Białoruś. - Te osoby nielegalnie przekroczyły granicę polsko-białoruską i one otrzymały postanowienie o opuszczeniu terytorium Polski, zostały doprowadzone do linii granicy - przekazała Katarzyna Zdanowicz ze Straży Granicznej.
- Każde osoby, które źle się czują albo deklarują, że źle się czują, albo widać, że źle się czują, wzywane jest do nich pogotowie, jeśli tego wymagają. A jeśli jest potrzebna inna pomoc, to jest im ona udzielana - podkreśliła.
Migranci opowiadają o działaniach Straży Granicznej
Tych słów rzecznik Straży Granicznej dziennikarze nie mogli zweryfikować. Reporterzy nie mają prawa przebywać w strefie stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią. Chcieliśmy zostać w Polsce - twierdzą Syryjczycy, którzy już z Białorusi skontaktowali się z dziennikarzami. Jak mówią, polska Straż Graniczna dała im do podpisania dwa dokumenty napisane w języku polskim i angielskim - nie było tłumacza.
Pogranicznicy mieli powiedzieć, że nie ma innego wyjścia jak podpisanie tych dokumentów i powrót tam, skąd Syryjczycy przyszli. Uchodźcy nie wiedzieli, że podpisują zgodę na wyrzucenie ich z Polski.
Kontakt z wypchniętymi uchodźcami nadal ma brat jednego z nich - ten, który pozostał w ogarniętej wojną Syrii. - Straż Graniczna nie dopuściła pełnomocnika do brata i jego towarzyszy. Teraz na Białorusi grozi im niebezpieczeństwo. Proszę polski rząd i polskiego prezydenta: pomóżcie im - apeluje.
Piotr Czaban, asty//now
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24