Prokuratura Okręgowa w Warszawie przez 15 godzin przesłuchiwała konstytucjonalistę, który w swojej ekspertyzie napisał, że decyzja premiera związana z organizacją tak zwanych wyborów kopertowych była wydana z "rażącym naruszeniem prawa". - Wbrew faktom próbowano wymóc na mnie oświadczenie, iż ekspertyza nie była sporządzona na zamówienie Biura Analiz Sejmowych - mówi w rozmowie z tvn24.pl dr hab. Michał Bernaczyk.
Konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego - jak ujawniliśmy w kwietniu na tvn24.pl - w sporządzonej na zamówienie Biura Analiz Sejmowych ekspertyzie napisał, że prawo nie pozwala na przekazanie przez samorządy danych wyborców Poczcie Polskiej, której żądanie opiera się na decyzji premiera Mateusza Morawieckiego "wydanej z rażącym naruszeniem prawa".
W reakcji na naszą publikację marszałek Elżbieta Witek zapowiedziała na konferencji prasowej złożenie zawiadomienia do prokuratury. - Opinia w sprawie udostępniania danych wyborców nie została przygotowana przez Biuro Analiz Sejmowych. Bezprawnie wykorzystano logo Sejmu RP i BAS-u, ktoś się podszywa pod Biuro - oceniła marszałek. Pokazała także dziennikarzom dokument na druku z logo Sejmu i nagłówkiem "Biuro Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu".
Pytaliśmy o tę sprawę Centrum Informacyjne Sejmu, ale odmówiło nam odpowiedzi i odesłało do konferencji prasowej marszałek Witek z kwietnia.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie w odpowiedzi na nasze pytania poinformowała, że śledztwo zainicjowane zawiadomieniem marszałek Sejmu złożonym 29 kwietnia zostało wszczęte 25 maja.
"Próbowano wymóc na mnie oświadczenie"
Dr hab. Michał Bernaczyk, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego, autor ekspertyzy, mówi w rozmowie z tvn24.pl, że w połowie lipca został wezwany na przesłuchanie. Prokuratura nie zgodziła się na przeprowadzenie czynności we Wrocławiu w ramach tzw. pomocy prawnej. Pojechał więc do Warszawy.
- Razi mnie sztuczność całej sprawy, która wynikała z zadawanych mi pytań. Nie ma tu mowy o fałszerstwie dokumentu, bo nikt go nie przerabiał. Wbrew faktom i wszelkiej logice próbowano wymóc na mnie oświadczenie, iż ta ekspertyza nie była sporządzona na zamówienia Biura Analiz Sejmowych - mówi konstytucjonalista.
Ekspertyzę, jak pisaliśmy w tvn24.pl, Bernaczykowi zleciło Biuro Analiz Sejmowych na prośbę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (jako wicemarszałek Sejmu ma prawo do zamawiania ekspertyz w BAS i wskazania nazwiska zewnętrznego eksperta, który ma ją sporządzić).
Mail, którego treść ujawniliśmy na początku maja, jest podpisany przez urzędniczkę pełniącą funkcję specjalisty ds. rozliczeń finansowych w BAS. Informuje ona naukowca, że "z gabinetu Wicemarszałek Sejmu RP poseł Małgorzaty Kidawy-Błońskiej do Biura Analiz Sejmowych wpłynęło zamówienie z prośbą o wykonanie opinii prawnej" na temat dopuszczalności zastosowania art. 99 ustawy o covid w celu udostępnienia danych ze spisu wyborców".
Ekspert przesłuchiwany przez 15 godzin
- Premier Donald Tusk narzekał kiedyś na 13-godzinne przesłuchanie. Śmiem twierdzić, że pobiłem ten rekord, bo moje przesłuchanie zajęło 15 godzin w rozłożeniu na dwa dni - dodaje nasz rozmówca.
Musiał dojechać z Wrocławia do stolicy na własny koszt i zapłacić za nocleg, bo po zakończeniu przesłuchania 14 lipca prokuratura chciała je kontynuować. - Dostałem bardzo prosty wybór: albo stawię się dobrowolnie kolejnego dnia, albo zostanę wezwany oficjalnie w trakcie urlopu. Z formalnego punktu widzenia poddałem się temu dobrowolnie, ale nie czuję, by była to swobodna decyzja - relacjonuje Bernaczyk. Jeszcze w lipcu zwrócił się do prokuratury o zwrot kosztów dojazdu i noclegu, ale mimo że od przesłuchania upłynęły ponad dwa miesiące, nie dostał odpowiedzi.
Zastrzega, że nie może podać szczegółów przesłuchania, by nie narazić się na zarzut ujawnienia tajemnicy śledztwa.
Według konstytucjonalisty prokuraturze "chodziło o zdyskredytowanie zawartości ekspertyzy". - Można było wyjaśnić wszystkie wątpliwości w dwie minuty przez telefon. Przez brak możliwości merytorycznej polemiki z tą ekspertyzą zdecydowano się na radykalne posunięcie - ocenia Bernaczyk.
Podkreśla, że w czasie trwającego już cztery miesiąc śledztwa dostał trzy postanowienia prokuratorskie. - Wszystkie dotyczyły zajęcia urządzeń, poczty elektronicznej. Dziekan mojego wydziału poinformował mnie kilka tygodni temu, że dwa tygodnie po przesłuchaniu zajęto serwery pocztowe Uniwersytetu Wrocławskiego. Nie wiem, czemu to miało służyć, bo dość obszernie przekazywałem informacje. To tak, jakby prokuratura wyraziła nieufność wobec moich zeznań - ocenia prawnik.
- Przyjdzie czas na ustalenie, kto stał za tym zawiadomieniem i rozważenie odpowiedzialności marszałek Witek za tę publiczną wypowiedź - podsumowuje.
Wyrok WSA
Bernaczyk jako ekspert zewnętrzny współpracował z Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej i Biurem Analiz Sejmowych od 2012 roku.
W kwietniu po konferencji marszałek Sejmu, na której padły słowa o sfałszowaniu ekspertyzy, konstytucjonalista powiedział tvn24.pl, że nie był związany z żadną opcją polityczną i współpracował z politykami różnych stron. - Jestem zaskoczony i oburzony tą sytuacją. Od wczoraj otrzymuję dużo wyzwisk. Szkoda mi tych urzędników i prokuratorów, którzy będą musieli brać udział w tej farsie - podkreślał wtedy.
W kwietniu - jak relacjonował - zadzwoniła do niego pracownica BAS-u, która potem wysłała mail ze zleceniem napisania ekspertyzy. - Napisałem ją i wysłałem do BAS-u. To, co się potem tam działo, było już poza mną - mówił ekspert.
Według WSA decyzja premiera jest nieważna. "Przepis przewiduje dwie podstawy stwierdzenia nieważności: gdy rażąco narusza prawo i została wydana bezpodstawnie. W ocenie sądu obie te podstawy w tej sprawie zaistniały" - orzekł WSA.
Źródło: tvn24.pl