Krzyki, płacze, piski dzieci. I nauczycielki, które mówią o nich "oszołomy", a woźna wyzywa od "czubków" - opowiada Anna, matka 5-letniego Piotrusia. To nagrał dyktafon, który ukryła w kieszeni spodni syna. Złożyła zawiadomienie do prokuratury. Pod koniec grudnia ubiegłego roku do sądu trafił akt oskarżenia. Przeciwko pani Annie.
Jak relacjonuje matka 5-latka, problemy jej syna zaczęły się w październiku 2022 roku. Zauważyła, że z dziecka wesołego, które chętnie chodziło do przedszkola, zmienił się w dziecko nerwowe i wystraszone.
- Syn został zapisany do przedszkola jako dwuipółlatek, lubił je. W październiku 2022 roku doszła nowa nauczycielka. Po kilku tygodniach, odbierając syna, zastałam go siedzącego w kącie zlanego potem i roztrzęsionego. Nauczycielka siedziała nad nim na krześle. Powiedziałam, że w takim stanie nigdy dziecka nie odbierałam, na co ona odparła, że syn powinien być w grupie, w której jest mniej dzieci. Nie usłyszałam nic więcej, przyjęłam to do wiadomości. Ale został. Od tego momentu nauczycielka unikała mnie, nie miałam z jej strony żadnych informacji o funkcjonowaniu syna w przedszkolu. Zakładałam, że wszystko jest w porządku - mówi Anna.
O zachowaniu Piotrusia rozmawiała z drugą nauczycielką.
Anna: - Ta pani opowiadała, że Piotruś biega w kółko, pluje, rzuca zabawkami. Dopytywałam, co spowodowało takie zachowanie. Mówiła, że nie wie, że nie wychwyciła, nie zauważyła.
Zachowanie chłopca w domu zaczęło jednak być dla jego rodziców niepokojące.
- Sygnałem ostrzegawczym było dla mnie to, że syn zaczął się jąkać. Z dnia na dzień gasł, był coraz mniej radosny. Z przedszkola odbierałam dziecko, którego nie poznawałam. Przez całą drogę do domu nawet się nie odzywał, dopiero wieczorem wracał do siebie, rozmawiał, bawił się. Mimo to wykazywał większą agresję, szybko się denerwował, rzucał zabawkami. Potem przed wyjściem rano do przedszkola pojawiły się ataki histerycznego płaczu, że nie chce iść do przedszkola, że boi się pani. Dopytywany dlaczego, mówił, że pani jest niemiła, że krzyczy. Zapaliła mi się czerwona lampka - opowiada matka pięciolatka.
Anna sama jest nauczycielką. Uczy języka angielskiego w szkole w Ostródzie. W tym samym zespole szkół mieści się również przedszkole, do którego posłała Piotrusia. Zespołem szkolno-przedszkolnym zarządza ten sam dyrektor. Jest przełożonym zarówno nauczycielek z przedszkola, jak i pani Anny.
Syn Anny niemal codziennie płakał przed wyjściem do przedszkola. Rodzice czuli się bezradni. W desperacji, jak mówi matka Piotrusia, wraz z mężem podjęli decyzję, by nagrać syna w przedszkolu.
- Mąż kupił dyktafon. To był dla nas jedyny sposób, by dowiedzieć się, co dzieje się w trakcie zajęć - wyjaśnia.
Co nagrał dyktafon
Był 17 marca 2023 roku. Mąż Anny ukrył dyktafon w kieszeni spodni, które Piotruś miał cały czas na sobie. Urządzenie nagrywało przez sześć godzin to, co działo się w pomieszczeniach, w których akurat był chłopiec, czyli najczęściej w sali przedszkolnej. Potem jeszcze 4 i 5 kwietnia rodzice zdecydowali się nagrać po sześć godzin pobytu dziecka w placówce. Łącznie urządzenie zarejestrowało 18 godzin spędzonych przez Piotrusia w przedszkolu.
- Wolny dzień przeznaczyłam na przesłuchanie tych nagrań. Proszę pani, jak to przesłuchałam, przeżyłam załamanie nerwowe - mówi matka chłopca.
Na nagraniach słychać, że w sali jest wiele osób. Słychać głosy dzieci i głosy nauczycielek, które do poszczególnych maluchów zwracają się po nazwisku, krzycząc na nie lub upominając je. Rodzicom tych dzieci pani Anna udostępni potem fragmenty nagrań. Dyktafon nagrywa słowa wypowiadane przez dzieci, interakcje między nimi, uwagi kierowane do dzieci, a potem rozmowę nauczycielki z woźną.
Rozmawiają m.in. o pani Annie i jej synu, dyktafon nagrywa wyraźnie wszystko, co dzieje się w obecności chłopca.
Nauczycielka zwraca się do niego, że sobie nagrabił, a jego problem w przedszkolu polega na tym, że bije, pluje albo rzuca stołem. Dodaje, że nie będzie się denerwowała cały dzień i ma po dziurki w nosie przychodzenia do pracy. Przez Piotrusia i jeszcze jednego chłopca.
Potem nauczycielka zwraca się do woźnej (pani Anna rozpoznaje ją po głosie). Obok jest Piotruś, a zatem i dyktafon.
Mówi, że praca w przedszkolu nie może polegać na tym, żeby dziecko trzymać na smyczy, bo jest niebezpieczne i rzuca przedmiotami. Dodaje, że jeśli matka nic z tym nie zrobi, to napisze do kuratorium, czy takie "głupie dziecko" może być w grupie.
Woźna odpowiada, że trzeba coś z tym zrobić, bo "może to asperger".
Nauczycielka zaczyna wrzeszczeć na inne dziecko, żeby przestało pokazywać "jęzor", podkreśla, że tu rządzą panie, a nie (tu pada nazwisko innego chłopca). Woźna na to odpowiada: "Ja pierd...!".
Nauczycielka kontynuuje rozmowę z woźną. Mówi, że matka musi zrobić wszystko, by Piotruś był "normalny". Podkreśla, że było dobrze, a teraz jest tragedia. Ta sama nauczycielka kolejnego dnia, jak słychać na nagraniu, krzyczy na inne dziecko, które płacze i krzyczy, że chce do mamy. Mówi też dzieciom, że są winne, na zabawę trzeba zasłużyć, a jej mąż przyjdzie z wojskowym pasem.
Na nagraniu woźna mówi, że to nie do pomyślenia, że przez "dwóch czubków" trzeba robić "osobne prace" (z kontekstu wynika, że chłopcy nie wykonali lub nieprawidłowo wykonali pracę plastyczną). Druga z nauczycielek, którą nagrał dyktafon, nazywa Piotrusia i jego kolegę "oszołomami".
- Z nagrań wynika, że dyscyplinowanie dzieci polega na karach: sadzanie wybranych dzieci przy stoliku na okres 30-90 minut, podczas gdy inne dzieci mogą swobodnie spędzać czas, odmowie zjedzenia drugiego śniadania, zostawiania dwóch przedszkolaków za karę w sali i opuszczenie pomieszczania z resztą grupy, zakazie bawienia się zabawkami czy wykluczania z zajęć edukacyjnych - relacjonuje Anna.
Na jednym z nagrań jedno z dzieci krzyczy i płacze, że chce jeść i chce dżemu, na co woźna odpowiada, że nie da dżemu i jej to lata.
Na innym nagraniu słychać, jak Piotruś krzyczy, a nauczycielka mówi do niego, że może krzyczeć i się zakrzyczeć.
Anna: - Na tych nagraniach ani razu nauczycielki nie zwróciły się do mojego dziecka w sposób przyjazny, wrzeszczały też na inne dzieci. Reakcją tych dzieci był krzyk, pisk i płacz. Jestem nauczycielką, takie zachowania nie mieszczą mi się w głowie. Kompetentny nauczyciel wie, że krzyki odnoszą skutek odwrotny do zamierzonego, a ciągłe kary, zakazy i nakazy tylko pogarszają sytuację. Dziecko poniżone, ośmieszone nigdy nie będzie współpracować z dorosłym.
Co zaszkodziło wizerunkowi
13 kwietnia 2023 roku, czyli blisko miesiąc po pierwszym nagraniu, a tydzień po ostatnim, rodzice Piotrusia złożyli do Prokuratury Rejonowej w Ostródzie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez dwie nauczycielki i woźną. Złożyli też skargę na zachowanie pracownic do dyrektora szkoły.
Rodzice Piotrusia udostępnili nagrania również dwóm innym matkom, wobec których dzieci, zdaniem rodziców Piotrusia, nauczycielki przekroczyły granice psychiczne i fizyczne. Fragmenty nagrań pani Anna udostępniła też dyrektorowi szkoły.
17 maja 2023 roku, czyli miesiąc później, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez panią Annę złożyło 16 osób, rodziców dzieci z grupy Piotrusia. Ośmioro z nich zdecydowało się na udział w sprawie w charakterze oskarżycieli posiłkowych, jedna osoba wycofała swoje nazwisko z zawiadomienia. Oskarżycielem posiłkowym jest też jedna z nagranych nauczycielek, woźna oraz dyrektor zespołu szkolno-przedszkolnego.
- Zarzucają mi posługiwanie się nielegalnym urządzeniem podsłuchowym. W zawiadomieniu jest też wzmianka jednej z matek o tym, że naruszyłam prywatność nauczycielek i dzieci, a nawet własnego syna. Absurd - mówi Anna.
Udało mi się skontaktować z kilkorgiem rodziców, których nazwiska widnieją pod zawiadomieniem. Odmówili rozmowy na ten temat.
Gdy pytam dyrektora placówki, dlaczego zdecydował się wystąpić przeciwko matce Piotrusia, odpowiada, że w tej sprawie zaistniały też inne okoliczności, a poza tym pani Anna zepsuła reputację szkole. W lokalnym portalu ukazał się artykuł, w którym Anna opisała sytuację w placówce, co zdaniem dyrektora zaszkodziło wizerunkowi szkoły i samego dyrektora.
Te "inne okoliczności", o których mówi dyrektor, to skargi złożone na Annę przez inną nauczycielkę oraz woźną. Wpłynęły do dyrekcji już po tym, jak Anna złożyła nagrania w prokuraturze.
Akt oskarżenia
29 grudnia 2023 roku do Sądu Rejonowego w Ostródzie wpłynął akt oskarżenia przeciwko pani Annie.
- Oskarżono mnie o nielegalny podsłuch i udostępnienie nagrań osobom trzecim. Ugięły się pode mną nogi. Czuję się osaczona, skrzywdzona. Chciałam chronić swoje dziecko - mówi Anna.
2 stycznia 2024 roku dyrektor zawiesił nauczycielkę.
Anna: - Otrzymuję w tej chwili jedynie wynagrodzenie zasadnicze. Dyrektor napisał w piśmie do kuratorium, że jego zdaniem uchybiłam godności nauczyciela, w dodatku "wyrażałam dezaprobatę względem przełożonego", wulgarnie się wyrażałam, podsycałam negatywne emocje. Żadne wulgarne zachowanie z mojej strony nie miało miejsca. Dyrektor po prostu zmyśla.
Proszę o komentarz dyrektora placówki.
"W rzeczonej sprawie podjęto niezbędne kroki zmierzające do wyjaśnienia całej sprawy. Jako dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego niezwłocznie zawiadomiłem odpowiednie instytucje, które natychmiast zajęły się wyjaśnieniem okoliczności zgłoszonych nieprawidłowości. Odpowiednie organy są w trakcie analizy i oceny sytuacji. W momencie uzyskania prawomocnych decyzji, popartych rzetelną opinią uprawnionych do tego podmiotów, zostaną podjęte odpowiednie kroki zmierzające do wymierzenia konsekwencji lub do przywrócenia osób zainteresowanych na wcześniej przydzielone stanowiska" - napisał dyrektor Piotr Konopka.
Zadałam dyrektorowi dodatkowe pytania:
- Jakie niezbędne kroki podjęto w sprawie wyjaśnienia sprawy? W której sprawie? Przeciwko pani Annie czy nauczycielkom przedszkolnym? Czy w obu tych sprawach?
- Jakie nieprawidłowości ma Pan na myśli?
- Jakie instytucje Pan powiadomił?
- Wobec kogo mają być ewentualnie wymierzone konsekwencje? Wobec Pani Anny czy wobec nauczycielek przedszkolnych?
- Czy ktoś poza Panią Anną jest jeszcze zawieszony?
Zadałam też pytanie o to, czy dyrektor zapoznał się z nagraniami i czy, jego zdaniem, zarejestrowane słowa, zachowania są odpowiednie w stosunku do czterolatków.
Dyrektor nie odniósł się do tych pytań.
Kuratorium bada sprawę
- Sprawa zgłoszona przez panią Annę została zbadana w ramach nadzoru pedagogicznego i skierowana do rzecznika dyscyplinarnego. Na polecenie Warmińsko-Mazurskiego Kuratora Oświaty rzecznik wszczął postępowania wyjaśniające wobec dwóch nauczycielek. W trakcie postępowania wezwano w charakterze świadka również panią Annę - informuje Jolanta Skrzypczyńska, szefowa kuratorium.
Po zakończeniu postępowań wyjaśniających rzecznik dyscyplinarny skierował wnioski do komisji o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego, zarówno wobec pani Anny, jak i dwóch nauczycielek.
- We wnioskach skierowanych do komisji dyscyplinarnej sformułowano zarzuty, których brzmienie dotyczy uchybienia godności zawodu nauczyciela lub obowiązkom, o których mowa w art. 6 ustawy Karta Nauczyciela. (…). Jednocześnie w placówce prowadzone są działania w ramach nadzoru pedagogicznego sprawowanego przez Warmińsko-Mazurskiego Kuratora Oświaty - wyjaśnia Skrzypczyńska.
Oba postępowania są aktualnie zawieszone. Kuratorium czeka na rozstrzygnięcie sprawy pani Anny przez sąd, a nauczycielek przez prokuraturę.
Skrzypczyńska dodaje: - Trudno mi ocenić, co zaszło w przedszkolu. Z jednej strony wiem, że ludzie są tylko ludźmi i mogą popełniać błędy, rozumiem też oburzenie związane z nagrywaniem bez zgody. Z drugiej strony rozumiem też krok rodziców, którzy chcieli ochronić dziecko. Sprawy te powinien rozstrzygnąć sąd.
Anna: - Sprawa może utknąć w komisji dyscyplinarnej nawet na kilka lat. W tym czasie nie będę mogła wykonywać pracy nauczycielki w tej szkole.
Pani Anna złożyła też zażalenie do kuratorium na decyzję dyrektora o zawieszeniu jej w obowiązkach nauczycielki. Kuratorium decyzją wydaną pod koniec marca podtrzymało stanowisko dyrektora. Pani Anna na razie do szkoły nie wróci.
Dwa postępowania
O sprawę, którą Anna złożyła przeciwko nauczycielkom i woźnej, zapytałam prokurator Ewę Ziębkę, rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Elblągu. Przekazała, że na podstawie zawiadomienia złożonego przez panią Annę zapadła decyzja o wszczęciu śledztwa w sprawie znęcania się nad dziećmi oraz nieumyślnego narażenia ich na niebezpieczeństwo.
Dodała też, że postępowanie aktualnie pozostaje zawieszone z uwagi na oczekiwanie na opinię z zakresu fonoskopii (dotyczy nagrania z dyktafonu).
"W toku tego śledztwa uzyskano bardzo obszerny materiał dowodowy: uzyskano dokumentację m.in. z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego, Kuratorium Oświaty, przesłuchano w charakterze świadków rodziców innych dzieci uczęszczających do tej samej grupy, nauczycielki, kierownictwo i cały personel pomocniczy, pracowników kuratorium. Biegły [od fonoskopii - red.] został natomiast powołany do dokonania transkrypcji wielogodzinnych nagrań dokonywanych w przedszkolu przez panią Annę. Dopiero tak zgromadzony, całościowy materiał dowodowy będzie, w ocenie prokuratury, mógł stanowić podstawę jednoznacznych ustaleń w tej sprawie" - wyjaśniła rzeczniczka.
Dodała, że opracowywanie opinii znajduje się na końcowym etapie, jednak fizycznie ekspertyza jeszcze nie wpłynęła do prokuratury. Postępowanie toczy się w sprawie, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono żadnych zarzutów.
Prokuratura nie informuje, czy ekspert od fonoskopii oceniał też, czy nagranie nosi ślady jakichkolwiek ingerencji. Na podstawie tego nagrania nagrania prokuratura sporządziła akt oskarżenia przeciwko Annie.
O to, na jakim etapie jest sprawa przeciwko pani Annie, zapytałam też rzecznika Sądu Okręgowego w Elblągu.
"Informuję, że sprawa [...] wpłynęła do Sądu Rejonowego w Nowym Mieście Lubawskim w dniu 20.06.2024 r. (po przekazaniu z Sądu Rejonowego w Ostródzie)" - odpisał sędzia Arkadiusz Kuta. I dodał, że na połowę listopada wyznaczono posiedzenie w przedmiocie umorzenia postępowania z art. 17 § 1 pkt 1 k.p.k.
Punkt ten mówi o tym, że postępowanie umarza się, gdy "czynu nie popełniono albo brak jest danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie jego popełnienia".
Panią Annę reprezentuje adwokat Aleksandra Wyrzycka.
- Do sprawy przystąpiłam już po wniesieniu aktu oskarżenia do sądu. Po analizie materiału dowodowego jako obrońca złożyłam wniosek o umorzenie postępowania - mówi mec. Wyrzycka. Podkreśla, że jej klientka nie zgadza się z przedstawionymi zarzutami. - Sprawa jest złożona i faktycznie wszystkie okoliczności mają tu znaczenie i powinny być przez sąd rozstrzygane. W sytuacji mojej klientki należałoby przede wszystkim zbadać, czy te informacje, które zostały zarejestrowane na nagraniach, były poufne, jak stanowi przepis. Kwestia dotycząca motywacji i pobudek mojej klientki powinna być również zbadana przez sąd w ramach rozpoznawania wniosku o umorzenie postępowania - zaznacza adwokatka.
To właśnie jej wniosek miał w połowie listopada rozpoznać sąd. Ale sprawa została zdjęta z wokandy, nowego terminu na razie nie ma.
Nagrywanie legalne czy nie?
Radosław Wróblewski, adwokat specjalizujący się w sprawach karnych, podkreśla, że nielegalny podsłuch jest przestępstwem, natomiast liczy się kontekst i zamiar, z jakim działała osoba oskarżona o dokonanie czynu zabronionego.
- W tej konkretnej sytuacji, jak zwykle, chodzi o określenie czyjegoś zachowania, czy ono jest karygodne, czy nie, zawinione, czy nie. Bo przepisy prawa karnego określają tylko abstrakcyjne przypadki, które potem muszą mieć swoje odbicie w rzeczywistości. W tej konkretnej sytuacji, jeżeli potencjalny sprawca czy podejrzany, któremu już postawiono zarzuty, miałby się posługiwać takim urządzeniem podsłuchowym, które umieścił w kieszeni swojego dziecka, a następnie wysłał to dziecko do szkoły w celu uzyskania informacji w postaci prywatnych rozmów pomiędzy opiekunami, do których nie był uprawniony, to z pewnością działałby na szkodę tych osób. Kluczowe jest ustalenie, jaki był zamiar tej osoby - tłumaczy Wróblewski.
Adwokat zaznacza, że matka użyła dyktafonu, bo domyślała się, że coś złego dzieje się w przedszkolu, ponieważ takie informacje przekazało jej dziecko.
- Jeżeli rodzic działał w celu uzyskania informacji, która nie była poufna, nie była przeznaczona do celów prywatnych i chroniona z uwagi na okoliczności, gdyż na przykład nie było to spotkanie czy rozmowa dwóch osób, która miała ze względu na treść i okoliczności charakter prywatny, to myślę, że należałoby mieć wątpliwości, czy te znamiona czynu zabronionego zostały wyczerpane. Bo czy matka chciała nagrać poufne informacje? Nie. Chciała zweryfikować, co mówi dziecko. To nie były rozmowy poufne, tylko w sali pełnej dzieci, gdzie każdy może wejść, słuchać rozmów przez otwarte drzwi czy okno. Dzieci mają też prawo do tego, by różne sytuacje opisywać rodzicom - uważa prawnik.
- Można również przyjąć taki scenariusz, że jeżeli rodzić chciałby lub liczyłby się z tym, że zostanie utrwalona rozmowa mająca charakter poufny, to można zastanowić się nad przyjęciem, że kierował się ochroną dobra o większej wartości niż prywatność potencjalnego sprawcy, to jest działał w tak zwanym stanie wyższej konieczności, co wyłączałoby przestępczość takiego czynu. Gdyby kodeksowe przesłanki stanu wyższej konieczności nie zostały zachowanie, sąd finalnie może ocenić, że społeczna szkodliwość tego czynu była znikoma i umorzyć postępowanie - dodaje.
I podsumowuje: - Sądzę, że jeżeli ktoś w przedszkolu publicznym mówi do dzieci słowa karcące czy znieważające z pełną świadomością, że mogą to słyszeć inne dzieci, mogą to słyszeć również inne nauczycielki czy inni opiekunowie i ma też świadomość, że dziecko może tę informację przekazać rodzicom, to z punktu widzenia dóbr pokrzywdzonego, które miałyby być naruszone, a konkretnie prawa do poufności tej informacji, takie dobro nie zostało naruszone. Dlatego że ten pokrzywdzony nie zrobił absolutnie nic, żeby tę informację chronić - mówi Wróblewski.
Ekspertka: szkodliwe zachowanie
- Jeśli osoby, które opiekują się kilkulatkami, używają epitetów, które dzieci mogą zrozumieć, to jest to szkodliwe zarówno dla dziecka, które jest w dany sposób określane, jak i dla reszty grupy. Wszelkie słowa dorosłych, które określają dane dziecko jako inne, gorsze, głupsze, źle się zachowujące, skutkują tym, że grupa je izoluje. A wychowawczynie powinny wkładać wysiłek w to, by dzieci ze sobą integrować - mówi dr Barbara Arska-Karyłowska, psycholożka i psychoterapeutka dzieci i młodzieży.
- Z tego, co słyszę, opiekunki próbowały zmodyfikować zachowanie dziecka poprzez stosowanie kar. Bo zakaz używania zabawek czy postawienie na końcu kolejki jest rodzajem kary. Otóż kara to nie jest dobra metoda wychowawcza, bo mówi dzieciom tylko to, czego mają nie robić, a nie uczy, co powinny zrobić. Postawienie dziecka na końcu kolejki czy zakaz zabawy nie poprawi jego zachowania, może je ewentualnie pogorszyć, bo wywoła negatywne uczucie. Jest to działanie przeciwskuteczne, które będzie tylko pogłębiać złość i frustrację. Opiekunki najwyraźniej nie znały dobrych metod, które mogłyby zastosować wobec dziecka - tłumaczy dr Arska-Karysłowska.
Na nagraniach słychać też, że panie stosowały inną karę - zakazywały jeść drugiego śniadania.
- Absolutnie nie wolno karać zabraniem jedzenia. Takie zachowania są niedopuszczalne. Do pracy z dziećmi trzeba mieć kompetencje i aktualną wiedzę na temat psychologii rozwoju dziecka oraz metod wychowawczych. Trzeba mieć narzędzia wychowawcze, które umożliwią radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Nie wiem, jakie te wychowawczynie mają przygotowanie, ale takie błędy wychowawcze popełniane są najczęściej z bezsilności, co nie zmienia faktu, że takie metody dyscyplinowania dzieci są bardzo szkodliwe - podsumowuje dr Arska-Karyłowska.
Pytam Annę, czy żałuje, że nagrała nauczycielki.
Anna: - A co pani zrobiłaby na moim miejscu?
Imię dziecka zostało zmienione
Jakie niezbędne kroki podjęto w sprawie wyjaśnienia sprawy? W której sprawie? Przeciwko pani Annie czy nauczycielkom przedszkolnym? Czy w obu tych sprawach?
Jakie nieprawidłowości ma Pan na myśli?
Jakie instytucje Pan powiadomił?
Wobec kogo mają być ewentualnie wymierzone konsekwencje? Wobec Pani Anny czy wobec nauczycielek przedszkolnych?
Czy ktoś poza Panią Anną jest jeszcze zawieszony?
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock