- To nie było funkcjonowanie, jakiego należało oczekiwać od jednostki, która wydaje środki publiczne - powiedział w "#BezKitu" przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek, odnosząc się do działań Rządowego Centrum Legislacji za czasów Prawa i Sprawiedliwości Krzysztofa Szczuckiego. Wskazał "najbardziej wyrazistą sytuację patologiczną, jaką można sobie wyobrazić".
Donald Tusk poinformował we wtorek, że były szef Rządowego Centrum Legislacji Krzysztof Szczucki od wczesnego lata do zimy ubiegłego roku zatrudnił sześciu pracowników, którzy nie świadczyli żadnej pracy. - Ani w RCL, ani w żadnej podległej instytucji. Nie logowali się nawet na komputerach - powiedział premier. Jak wskazał, tych sześciu pracowników organizowało Szczuckiemu kampanię wyborczą. - W ciągu tych kilku miesięcy wypłacono im 900 tysięcy złotych - powiedział, dodając, że w tej sprawie skierowano wniosek do prokuratury.
Szczucki w rozmowie z TVN24 zaprzeczył słowom Tuska i zapowiadał złożenie zawiadomienia do prokuratury. "Nie zgadzam się na zniesławianie mnie i formułowanie wobec mnie fałszywych oskarżeń" - napisał na X.
Krzysztof Szczucki był szefem Rządowego Centrum Legislacji za czasów rządu PiS, od września 2020 roku do listopada 2023 roku. Obecnie jest posłem PiS, kandyduje również w wyborach do PE.
CZYTAJ WIĘCEJ: Donald Tusk o Krzysztofie Szczuckim i Rządowym Centrum Legislacji: w kilka miesięcy 900 tysięcy na kampanię
"To nie było funkcjonowanie, jakiego należało oczekiwać od jednostki, która wydaje środki publiczne"
Sprawę w "#BezKitu" komentował przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek, minister - członek Rady Ministrów. We wtorek w mediach społecznościowych opublikował wpis, w którym dołączył audyt wybranych aspektów funkcjonowania Rządowego Centrum Legislacji w latach 2015-2023.
- Wszystkie osoby, które pełnią jakieś funkcje publiczne, muszą się poruszać w ramach prawnych. To jest jednoznaczne i jasne dla każdego, kto pełni funkcję publiczną, ale oczekuje się od nich też takiej szczególnej staranności, szczególnej uczciwości i rzetelnego podejścia - powiedział.
- I w mojej ocenie ten materiał, który został upubliczniony, który pokazuje funkcjonowanie Rządowego Centrum Legislacji w tym okresie, kiedy kierował ją Krzysztof Szczucki, obecnie poseł Prawa i Sprawiedliwości, to nie było funkcjonowanie takie, jakiego należało oczekiwać od jednostki, która wydaje środki publiczne - mówił Berek.
Berek o tym, czym jest Rządowe Centrum Legislacji
Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek wyjaśniał, na czym polega rola Rządowego Centrum Legislacji. - RCL czuwa nad rządowym procesem legislacyjnym, koordynuje, kreuje te projekty, odpowiada za obsługę tego całego procesu, zgłasza uwagi, pilnuje projektów przygotowywanych przez wszystkie ministerstwa. Jest takim ważnym uczestnikiem tego procesu od samego początku, bo ten rządowy proces jest pewnie mniej znany niż parlamentarny, ale trochę tak jak parlamentarny, jest ułożony w etapach - tłumaczył.
- Są etapy, z jednego przechodzimy do drugiego. Na każdym z tych etapów RCL istnieje, funkcjonuje, musi wyrazić swoją opinię w zwykłej, dobrze ułożonej procedurze, po to, żeby projekt mógł trafić na rząd, by go ostatecznie mógł przyjąć i wysłać - mówił.
"Najbardziej wyrazista sytuacja patologiczna, jaką można sobie wyobrazić"
Odnosząc się do działalności RCL pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, Berek wyraził opinię, że "po pierwsze nie do końca dobrze realizowało swoje zadanie, do którego jest powołane, czyli nie stało na straży tego procesu legislacyjnego". - Natomiast jeszcze istotniejsze jest to, że znaczną część swojej aktywności poświęciło na rozwiązania, które w ogóle nie były związane z tym, po co jest powołane RCL - dodał.
- I ten audyt właśnie to pokazuje. Mieliśmy do czynienia, w moim przekonaniu, z taką chyba najbardziej wyrazistą sytuacją patologiczną, jaką sobie można wyobrazić. Prezes RCL-u wydaje udokumentowane polecenie, albo SMS-ami, albo mailami, utworzenia komórki organizacyjnej, wskazuje osoby, które mają być w tej komórce zatrudnione, określa wysokość ich wynagrodzenia - mówił gość TVN24.
Jak kontynuował, "robi to wszystko z pominięciem zwykłych, normalnych procedur, w których powinien uczestniczyć na przykład dyrektor tej struktury, w której ci ludzie mają pracować". - On nie miał tam zupełnie nic do powiedzenia. Otrzymał informację, kogo ma zatrudnić, na jakich warunkach - powiedział.
- Co jeszcze ciekawe, ten dyrektor tej struktury był w ogóle pominięty przy zarządzaniu tymi pracownikami. Nie miał wpływu na to, co oni robią. Oni byli zadaniowani bezpośrednio przez prezesa RCL-u i zajmowali czymś, co można najogólniej nazwać promocją pana Krzysztofa Szczuckiego - dodał Berek.
Berek: obsługiwali Szczuckiego jako kandydata na posła
Jak mówił gość TVN24, "Szczucki z jakiegoś powodu uznał, że RCL funkcjonuje w dwóch miejscach". - W Warszawie i w takiej części Polski, która, jak się okazało później, pewnie zupełnym przypadkiem, była okręgiem wyborczym, w którym pan Krzysztof Szczucki, jako kandydat PiS-u, startował na posła - mówił.
- To, co jest pokazane w audycie i udokumentowane, pokazuje, że ten obszar, który był przyszłym okręgiem wyborczym, był obszarem szczególnie intensywnych wyjazdów pana prezesa. (…) To były wyjazdy z użyciem samochodów służbowych, wyjazdy z wykorzystaniem pracowników, którzy zostali zatrudnieni. Co robili na miejscu? Wspierali pana prezesa w przedsięwzięciach, które można opisać w taki sposób: wizyty gospodarskie, czyli spotykamy się z prezesem firmy, przecinamy wstęgę, odwiedzamy proboszcza, (spotykamy się - red.) z prezydentem miasta, z burmistrzem, z wójtem. Pracownicy RCL asystowali prezesowi, część z tych zadań robili też sami, ale przeważnie asystowali w tych czynnościach prezesowi, który tam jeździł, ale jest jeszcze lepiej, dlatego że pracownicy, będąc zatrudnieni w tym RCL-u w czasie kampanii wyborczej, obsługiwali Krzysztofa Szczuckiego już jako kandydata na posła, prowadząc mu konferencje prasowe, rozdając jego ulotki wyborcze - mówił dr Berek.
Gość TVN24 powiedział, że słyszał taką wypowiedź z ostatnich godzin Szczuckiego, w której były prezes RCL został zapytany o koszty wynajmu. - Koszty związane z obsługą podróży służbowych polegały także na potrzebie wynajmu samochodu, co samo z siebie nie jest niczym nagannym. Każdy urząd musi dysponować jakąś flotą samochodów, ale ja bardzo mocno usłyszałem, jak pan prezes powiedział, że do końca nie wie, o co chodzi. Być może był wynajęty jakiś bus, by woził pracowników na jakieś wydarzenia. To był samochód, który był klasy takiej, jaką jeździł prezes, który był w długotrwałym wynajmie trwającym prawie cały rok. To nie najem jest problemem, bo samochód można kupić, wydzierżawić, wyleasingować. Problem jest w tym, do czego ten samochód jest używany. Jak słyszę posła Szczuckiego, który nie przypomina sobie tej sytuacji w audycie (…), to myślę, że jest jakiś kłopot z pamięcią - stwierdził Berek.
Audyt funkcjonowania RCL
We wnioskach sprawozdania z audytu "Analiza wybranych aspektów funkcjonowania Rządowego Centrum Legislacji w latach 2015-2023" czytamy, że "za naganne należy uznać działania Prezesa RCL w latach 2022-2023, polegające na wykorzystywaniu zasobów Centrum w celu realizacji promocji własnej osoby, w konsekwencji prowadzenia kampanii wyborczej jako kandydata na posła na Sejm".
Wśród nich wymieniono:
- "stworzenie w strukturach Departamentu Prawa Ustrojowego i Edukacji Wydziału Edukacji i Komunikacji, który, jak wynika z przeprowadzonych badań, stał się autonomiczną jednostką podlegającą i zarządzaną bezpośrednio przez Prezesa RCL, pracownicy Wydziału, w ramach zatrudnienia w RCL, realizowali zadania niemieszczące się w celach definiowanych ustawowo dla Centrum";
- "wykorzystanie samochodów służbowych RCL w celach nienależących do zadań statutowych RCL";
- "kierowanie na delegacje służbowe (rozliczane i finansowane w RCL) pracowników Wydziału Edukacji i Komunikacji, którzy w trakcie delegacji realizowali obowiązki służbowe nienależące do zadań statutowych RCL, a które - jak wynika z przeprowadzonych analiz i badań - były zadaniami wykonywanymi na rzecz Prezesa RCL jako kandydata na posła";
- "decyzję Prezesa RCL o pozbawieniu Dyrektora Departamentu Prawa Ustrojowego i Edukacji realnego nadzoru nad pracownikami Wydziału Edukacji i Komunikacji, która skutkowała m.in. dysfunkcją systemu kontroli w obszarze przestrzegania przez tych pracowników dyscypliny pracy, wynikającej z przepisów obowiązującego w RCL Regulaminu Pracy";
- "zaangażowanie pracowników Wydziału Edukacji i Komunikacji w działania Prezesa RCL jako kandydata na posła, co skutkowało zmniejszeniem ich dyspozycyjności w realizację zadań ustawowych Departamentu Prawa Ustrojowego i Edukacji i w konsekwencji w zdecydowany sposób zaburzało to prawidłową realizację zadań departamentu".
Jak napisano, "tylko w 2023 roku, w którym odbywały się wybory do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej - a urzędujący Prezes RCL był jednocześnie kandydatem na posła w obszarze okręgu wyborczego nr 5 w wyborach do Sejmu, z budżetu RCL w stosunku do średnich wydatków z lat poprzednich wydatkowano blisko 400 tys. zł więcej, i to tylko w przypadku wybranych 4 pozycji rodzajowych".
Pytanie o grudzień i Trybunał Konstytucyjny. "Odpowiedź nie jest prosta"
Podczas programu pytanie gościowi TVN24 zadał między innymi Mikołaj Gniadzik ("Młodzi o Polityce"). - Panie ministrze, pan wspominał, że zajmuje się legislacją, dlatego chciałbym zadać pytanie o Trybunał Konstytucyjny. W grudniu urzędowanie w Trybunale skończy między innymi Julia Przyłębska, Piotr Pszczółkowski, ale również Mariusz Muszyński, który według sejmowej uchwały został wybrany nielegalnie na miejsce już obsadzone - powiedział.
- Co planują państwo jako koalicja rządowa zrobić, kiedy przyjdzie w Sejmie wybierać następcę pana Muszyńskiego? I czy wyobraża pan sobie taką sytuację, w której ponownie zostanie przegłosowana kandydatura jednego z trzech sędziów, którzy nie odebrali ślubowania od prezydenta, który ich nie zaprosił na to ślubowanie od dziewięciu lat? - zapytał.
Berek przyznał, że to sprawa, o której "w zupełnie innym gronie" rozmawiał wczoraj wieczorem, "zastanawiając się nad tym, co będzie w grudniu, jeśli byłoby tak, że do grudnia nic by się nie zadziało". - Z Trybunałem Konstytucyjnym mamy problem, który znamy, to znaczy mamy trzy osoby, które są nieuprawnione do orzekania. Po tej uchwale, którą Sejm podjął, już właściwie jest to w sensie prawnym bezdyskusyjne - powiedział.
Jednocześnie przyznał, że "odpowiedź nie jest właśnie taka prosta". - Dlatego, że proszę zobaczyć, co robi Trybunał. Zaczął zbierać się w składach, jak mówimy potocznie, niedublerskich, czyli z sędziami, co do wyboru których żadnych wątpliwości nie zgłaszano. Ale sposób, w jaki korzysta ze swoich kompetencji, przekracza wyobraźnię prawników i przekracza ramy prawne, w których do tej pory Trybunał się poruszał - mówił Berek.
- Starając się odpowiedzieć wprost na pana pytanie: to jest tak skomplikowane i tak dynamiczne, że ta perspektywa do grudnia jest perspektywą, która nie pozwala na to, żeby dziś powiedzieć, jak na pewno będzie zrobione. Moim zdaniem, gdyby doszło do takiej sytuacji, że w grudniu Sejm podejmuje decyzję o tym, żeby dokonywać wyboru trzech sędziów na te zwakowane miejsca, to trzeba by było uznać, że dokonuje wyboru na dwa miejsca, które są opuszczane przez sędziów wybranych i jedno miejsce, które jest cały czas tak naprawdę prawidłowo nieobsadzone - kontynuował gość TVN24.
Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów mówił, że trzej sędziowie, od których prezydent nie odebrał ślubowania (Roman Hauser, Krzysztof Ślebzak i Andrzej Jakubecki) "to są prawnicy z dużym dorobkiem, doświadczeniem, z nazwiskami, które w świecie prawa naprawdę wiele znaczą". - I dla nich ta sytuacja była bardzo trudna. Czy któryś z nich decydowałby się ponownie kandydować? Nie wiem, trzeba by ich spytać, ale jakbym miał się kierować intuicją, nie spodziewałbym się - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański / PAP