Poznański sąd zdecydował w piątek, że Jakub Wróblewski nie zniesławił Łukasza Mejzy wpisami z 2021 roku. Poseł PiS pozwał siedemnastoletniego wówczas licealistę o to, że naruszył w mediach społecznościowych jego dobre imię i naraził na utratę zaufania publicznego, gdy był wiceministrem sportu. Sąd sprawę umorzył, a rozprawa trwała 10 minut.
Z list Prawa i Sprawiedliwości poselską reelekcję wywalczył Łukasz Mejza, były wiceminister sportu. Swoje rządowe stanowisko stracił w 2021 roku w atmosferze skandalu dotyczącego zarabiania na namawianiu rodziców nieuleczalnie chorych dzieci na leczenie niesprawdzoną metodą.
Wpisy na temat ujawnionych publikacji dotyczących Mejzy udostępniał wtedy między innymi siedemnastoletni wówczas licealista Jakub Wróblewski, dodając przy tym swoje komentarze.
Poseł PiS domagał się skazania Wróblewskiego za zniesławienie. Jak podała "Gazeta Wyborcza", polityk żądał 50 tys. złotych nawiązki.
W piątek poznański sąd zdecydował, że Wróblewski nie zniesławił Mejzy. Sędzia Robert Kubicki ogłosił decyzję po 10 minutach, że sprawa zostaje umorzona. Jak przekazała "GW", sędzia w ciągu tygodnia przygotuje pisemne uzasadnienie, a Mejza ma prawo zaskarżyć tę decyzję do sądu okręgowego.
Mejza i jego pełnomocnik nie pojawili się w piątek w sądzie.
Adwokat: mój klient opatrywał informacje komentarzem, do czego, tak jak każdy z nas, ma prawo
Adwokat Wróblewskiego Mateusz Bogacz powiedział w rozmowie z TVN24, że jego klient nie formułował informacji, lecz podawał je z artykułów, które były publikowane w mediach. - I opatrywał je nierzadko swoim komentarzem, do czego, tak jak każdy z nas, ma prawo - przekazał.
- I sąd ocenił, że ten czyn nawet nie tylko, że nie jest przestępstwem, ale to zachowanie, które zarzucał mojemu klientowi pan Mejza, jako przestępstwo, nie zawierało znamion, czyli elementów składowych - dodał.
Jakub Wróblewski ocenił, że nie wie, co kierowało panem Mejzą. - Natomiast podejrzewam, że może być to jakiś taki akt w zamian za to, że w październiku 2021 roku poinformowałem społeczeństwo, opinię publiczną o tym, że zakładał spółki na swoich dosyć młodych asystentów, no i później też były w związku z tym pewne nieścisłości - powiedział TVN24.
- Pracowałem wtedy dla pewnego projektu medialnego jako redaktor portalu. Miałem wtedy 17 lat - podkreślił.
Na pytanie, jak się poczuł, gdy dowiedział się, że został pozwany przez Mejzę, Wróblewski odparł, że dowiedział się o tym na początku tego roku. - Bodajże ten akt został skierowany w listopadzie, natomiast trochę to trwało, zanim się dowiedziałem. I było to dla mnie sporym zaskoczeniem, aczkolwiek od razu znalazłem wsparcie - dodał.
Mejza oferował niesprawdzoną metodę leczenia chorych dzieci
W listopadzie 2021 roku portal Wirtualna Polska napisał o firmie Łukasza Mejzy. Z ustaleń portalu wynikało, że obiecywała ona leczenie umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na alzheimera, parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości. Z publikacji wynikało również, że miał on osobiście przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Tymczasem metoda nie miała potwierdzenia medycznego. Sprawą zajęła się prokuratura.
Łukasz Mejza odniósł się do doniesień medialnych najpierw w oświadczeniu, a następnie na konferencji prasowej, twierdząc, że mamy do czynienia "z największym atakiem politycznym po '89 roku". 23 grudnia 2021 roku "w poczuciu odpowiedzialności za Polskę i obóz Zjednoczonej Prawicy" Mejza poinformował o "dobrowolnym" podaniu się do dymisji. "Odchodzę na swoich warunkach, z podniesionym czołem" - zapewnił w oświadczeniu.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", tvn24.pl