Na Dolnym Śląsku Polskie Linie Kolejowe odnowiły nieużywaną od dawna linię między Lubinem a Legnicą i wybudowały na niej przystanki. Jednak nikt z nich nie może skorzystać, bo lokalny samorząd nie chce się zgodzić, by na tych przystankach zatrzymywały się pociągi. Materiał magazynu "Polska i świat" TVN24.
Kolejarze wybudowali peron dla pasażerów pociągów, ale pociągi peron tylko mijają. Przystanek w Rakoniewicach Milickich jest czynny od niespełna miesiąca i od tamtej pory nie zatrzymał się na nim żaden pociąg.
Samorządowcy apelowali do kolejarzy, żeby w ramach modernizacji trasy do Krotoszyna, nie wydawali pieniędzy na remont tego peronu, bo nikomu się nie przyda. - Ten przystanek znajduje się w obszarze leśnym, bez bitej, utwardzonej drogi, która doprowadzałaby ruch pasażerski do tego miejsca - tłumaczy Michał Nowakowski, rzecznik prasowy marszałka województwa dolnośląskiego.
"W ogóle nie rozumiemy takiego działania"
Kolejarze jednak postawili na swoim i postawili nowe wiaty, latarnie, ułożyli kostkę. W ramach misji Polskich Linii Kolejowych. - Te przystanki zwiększają możliwości dostępu do kolei na terenie województwa Dolnośląskiego - zapewnia Mirosław Siemieniec z PKP Polskie Linie Kolejowe.
Na wyremontowanej trasie między Lubinem a Legnicą dzięki modernizacji 9 czerwca, po latach, wrócą pociągi pasażerskie. Żaden jednak nie zatrzyma się przy czterech nowych peronach. - Po co nam nowy peron, nowa linia kolejowa, która będzie zamknięta na klucz? - pyta tamtejszy mieszkaniec Tadeusz Kosturek.
O tym czy i kiedy zatrzymają się tutaj pociągi, decyduje urząd marszałkowski. Ten zdecydował, że na razie składy nie zabiorą ludzi z nowych peronów. Dzięki temu mieszkańcy większych miast szybciej dojadą do Wrocławia.
- Pociąg z Lubina do Wrocławia i odwrotnie mógłby pojechać w około godzinę, natomiast zatrzymując się na stacjach pośrednich, ten czas wydłużony byłby przynajmniej o kilkanaście minut - tłumaczy Michał Nowakowski, rzecznik prasowy marszałka województwa dolnośląskiego.
Mieszkańcy pytają, po co był w takim razie ten remont. Wójt bombarduje urzędników i radnych pismami z prośbą o zmianę decyzji. - Mieszkańcy gminy Lubin nie są absolutnie gorsi od pozostałych Dolnoślązaków. W ogóle nie rozumiemy takiego działania - mówi Bartosz Chojnacki, zastępca wójta Gminy Lubin.
Miasto: sytuacja nieoczywista
Urzędnicy twierdzą, że sprawa nie jest tak oczywista. Podzieleni są też sami mieszkańcy. - Tak samo, jak jest potrzeba na wszystkich możliwych stacjach kolejowych, tak samo pasażerowie składają do nas wnioski, aby właśnie przyspieszać połączenia - zauważa Michał Nowakowski, rzecznik prasowy marszałka województwa dolnośląskiego.
Urząd ma iść na kompromis. Po wakacjach planuje puścić na trasy pociągi przyspieszone, które ominą część stacji oraz pociągi zwykłe, które zatrzymają się na każdym przystanku.
- Będą puszczone pociągi w takich porach, które niekoniecznie będą odpowiadać. Następnie po pół roku czy po roku zdecyduje się, że nie ma chętnych na te pociągi, w związku z tym są nieopłacalne, więc w ogóle nie będą się zatrzymywać - mówi Bartosz Chojnacki. - Nie, my żądamy, żeby te pociągi zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami zatrzymywały się o wszystkich porach - zaznacza.
Konflikt trwa, choć obie strony zapewniają, że zależy im na tym, żeby nikogo nie odstawić na nowy, boczny tor.
Więcej materiałów na stronie magazynu "Polska i świat" TVN24.
Autor: mm/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24