Dla dobrego wizerunku Polski bardzo ważne jest zapewnienie, aby osoby, które znajdują się na polskim terytorium, miały zapewniony dostęp do opieki zdrowotnej, medycznej, ratunkowej - mówił w TVN24 Wojciech Wilk, szef Medycznego Zespołu Ratunkowego Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, który pełni dyżur przy granicy. - Ludzie nocują w lasach czasami przez wiele tygodni. To już są przypadki wycieńczenia, wychłodzenia. Nie możemy pozwolić, aby ktokolwiek, niezależnie czy przekroczył granicę legalnie czy nie, na polskiej ziemi umierał - zaznaczył.
W nocy z 13 na 14 listopada zniszczono pięć samochodów osobowych należących do dyżurujących członków grupy Medycy na Granicy oraz towarzyszących im wtedy dokumentalistów. Auta miały przebite opony, potłuczone szyby i lampy. Zniszczona została też karoseria.
18 listopada policja poinformowała o zatrzymaniu trzech osób podejrzewanych o zdewastowanie aut. To dwóch mężczyzn w wieku 25 i 23 lat oraz 23-letnia kobieta. Mają być związani ze środowiskiem pseudokibiców.
Po ataku grupa poinformowała, że w związku z tym kończy wcześniej swój ostatni dyżur przy granicy. Ich obowiązki przejął Medyczny Zespół Ratunkowy Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) - pozarządowa organizacja niosąca pomoc rozwojową i humanitarną poza granicami Polski. PCPM działał między innymi w Libanie, Nepalu, Iraku, Kenii, Palestynie i Etiopii.
Medyczny Zespół Ratunkowy PCPM jest jedyną w Polsce i jedną z kilku w Europie medycznych grup szybkiego reagowania, zdolną do wyjazdu do strefy dotkniętej klęskami żywiołowymi lub kryzysami humanitarnymi w ciągu 48 godzin.
"Były przypadki zagrażające życiu"
O pracy zespołu opowiedział na antenie TVN24 prezes PCPM Wojciech Wilk. Uczulał, że "nie możemy być obojętni wobec tego, co dzieje się na granicy". - Niestety nie jesteśmy dopuszczeni do strefy stanu wyjątkowego, ale z drugiej strony jest to strefa na razie stosunkowo wąska. To kilka kilometrów od granicy, natomiast osoby potrzebujące pomocy są znajdowane bardzo często w odległości 20-30 kilometrów od granicy - powiedział.
Przywołał tu przypadek ze środy. - Był to przypadek grupy Syryjczyków. Trzy osoby, z których jedna osoba miała bardzo duże boleści jamy brzusznej, co było spowodowane spożyciem nieprzegotowanej zabrudzonej wody. W innych przypadkach były to różnego rodzaju otarcia i rany - opisał.
- Ci ludzie nocują w lasach czasami przez wiele tygodni. To już są przypadki wycieńczenia, wychłodzenia. Były przypadki zagrażające życiu. Nie możemy pozwolić, aby ktokolwiek, niezależnie czy przekroczył granicę legalnie czy nie, na polskiej ziemi umierał - podkreślił.
"Tego aspektu sprawy powinniśmy być świadomi"
Wilk podczas rozmowy wspomniał, że potrzebą "numer jeden" jest woda. - Bardzo często osoby te przez wiele dni piją wodę ze stawów czy różnego rodzaju rozlewisk. Naprawdę choroby spowodowane spożyciem skażonej brudnej wody są jednym z głównych problemów, z którymi się spotykamy - mówił. Dodał, że problemem jest także hipotermia. Wyraził nadzieję, że medycy nie będą musieli niedługo udzielać pomocy przy odmrożeniach.
Zwracając uwagę, że ostatnie dni przy granicy przebiegły względnie spokojnie, Wilk przekazał, że obawia się tego, że w ciągu następnych dni osób, które będą potrzebowały pomocy będzie więcej.
Relacjonował, że zespół otrzymuje jedno, dwa zgłoszenia w ciągu nocy. Zauważył, że trudno tu ocenić, ile osób mogło przejść granicę. - Naszym zadaniem jest niedopuszczenie, aby te osoby umierały w lasach Podlasia. Niezależnie od tego w jaki sposób przekroczyły granicę i niezależnie od tego, jakiej są narodowości - podkreślił. Dodał, że PCPM pomaga także Polakom.
- Dla dobrego wizerunku Polski bardzo ważne jest zapewnienie, aby osoby, które znajdują się na polskim terytorium, miały zapewniony dostęp do opieki zdrowotnej, medycznej, ratunkowej, gdyż ich śmierć będzie nie tylko tragedią ale także będzie wykorzystana w brutalnej rozgrywce politycznej. Tego aspektu sprawy powinniśmy być świadomi - ocenił.
Kryzys na granicy
Od wiosny gwałtownie wzrosła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską przez migrantów z krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i innych regionów. Unia Europejska i państwa członkowskie uważają, że to efekt celowych działań reżimu Alaksandra Łukaszenki, który instrumentalnie wykorzystuje migrantów w odpowiedzi na unijne sankcje.
Według informacji przekazywanych przez rząd, w pasie przygranicznym po białoruskiej stronie granicy przebywa obecnie około tysiąca migrantów, regularnie dochodzi do prób siłowego przekroczenia granicy oraz prowokacji ze strony służb białoruskich.
Do strefy objętej stanem wyjątkowym nie mają dostępu dziennikarze. Relacjonując wydarzenia na granicy, media mogą korzystać niemal wyłącznie z oficjalnych rządowych nagrań i informacji.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: DWOT