Jaka była faktyczna przyczyna śmierci Tadeusza Wądołowskiego w 1986 roku? Według Konrada Kornatowskiego, mężczyzna zmarł na zawał serca. Jan Rokita zarzuca jednak ówczesnym prokuratorom, że Wądołowski został śmiertelnie pobity, a śledczy zatuszowali zbrodnię. Dowodem na to mają być jego zdaniem zdjęcia z celi. Dotarła do nich reporterka "Czarno na białym".
Tadeusz Wądołowski został zatrzymany 21 października 1986 w Gdyni za kradzież kury. Zmarł tego samego dnia w celi - zaledwie trzy godziny od aresztowania. Według śledczych - w tym Konrada Kornatowskiego, który był wówczas asesorem prokuratorskim i oglądał ciało Wądołowskiego - z powodu ataku serca. Bliscy mężczyzny twierdzili jednak, że Wądołowski został przez milicjantów śmiertelnie pobity, a sprawę zatuszowano. Świadczyć miały o tym m.in. ślady krwi w celi mężczyzny. Kornatowski tłumaczył, że Wądołowski spadł z ławki, uderzył twarzą o posadzkę i dostał krwotoku z nosa - stąd krew. Zlecił biegłemu sekcję zwłok mężczyzny. Ten stwierdził, że powodem zgony była "ostra niewydolność lewokomorowa", czyli zawał serca.
Ślady krwi w celi
Na zdjęciach wykonanych w celi, do których dotarła reporterka "Czarno na białym" widać jednak, że krwi było sporo. Prokuratura jednak przyjęła wersję biegłego i 22 stycznia 1987 roku umorzyła śledztwo. Rodzina zmarłego nie wiedziała o jego śmierci. I nie wierzy, że spowodowana była przez zawał serca. W 1990 roku rodzice Tadeusza Wądołowskiego napisali list do Jana Rokity - wówczas przewodniczącego sejmowej komisji, która miała wyjaśniać niewyjaśnione lub budzącę wątpliwość zgony z udziałem funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. - Jako ojciec i matka (...) zwracamy się o wyjaśnienie (...) prawidłowości umorzenia śledztwa przez Prokuraturę Wojewódzką w Gdańsku i zadośćuczynienia (...) za zamordowanie jedynego żywiciela rodziny na komisariacie MO w Gdyni - pisali. Rokita sprawę zbadał i uznał, że prokuratorzy przekroczyli swoje uprawnienia. Zarzuca im, że tuszowali dowody zbrodni. Koronnym dowodem według niego mają być właśnie zdjęcia z celi.
Sprawa wraca z hukiem
Sprawa wróciła z hukiem w 2007 roku, gdy Kornatowski został szefem policji. Wówczas Rokita publicznie oświadczył, że Kornatowski "sfabrykował dowody niewinności osób odpowiedzialnych za zabójstwo Tadeusza Wądołowskiego przez nakazanie biegłemu przeprowadzającemu sekcję zwłok sporządzenia fałszywej opinii, że bicie Wądołowskiego nie ma związku z jego śmiercią". W opinii Rokity miał też ukrywać dowody winy osób, które dokonały zabójstwa Wądołowskiego oraz bezprawnie naruszać zasady prowadzenia postępowania karnego. Nazwał też Kornatowskiego "wyjątkowo nikczemnym prokuratorem, który hańbi polską policję". Te słowa sprawiły, że Kornatowski pozwał Rokitę i wygrał sprawę we wszystkich instancjach. Przeprosin się jednak nie doczekał do tej pory.
IPN umarza śledztwo
W czerwcu 2007 roku sprawą śmierci Wądołowskiego zajął się IPN. Wezwał na świadków bliskich mężczyzny, ale też byłych milicjantów. W dokumentacji napisano, że funkcjonariusze przyznali się do uderzenia Wądołowskiego pałką - jeden raz.
W czasie śledztwa zbadano też m.in. zachowane w Akademii Medycznej w Gdańsku tkanki Wądołowskiego. Biegli orzekli, że przyczyną śmierci mężczyzny był zawał. IPN przesłuchał również biegłego sądowego, który w 1986 r. stwierdził śmierć z przyczyn naturalnych. Lekarz wciąż pracuje w tym samym Zakładzie Medycyny Sądowej, w której badał ciało Wądołowskiego. O drastycznych zdjęciach z celi rozmawiać nie chce. W 2010 roku IPN śledztwo umorzył. Ale rodzina nadal ma wątpliwości.
Autor: jk//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24