Krakowscy radni chcą monitorowania stanu jakości rzek w mieście, by uniknąć powtórki z katastrofy w Odrze. Czujniki miałyby pojawić się na Rudawie, Wildze i Dłubni, a także na potoku Olszanickim. System ma pozwolić na błyskawiczną reakcję i ukaranie sprawców wlewania toksyn do wód. Urzędnicy podkreślają jednak, że stworzenie takiej sieci jest bardziej skomplikowane, bo wymaga współpracy z władzami ościennych gmin i Wodami Polskimi. Tymczasem, jak uważa profesor Mariusz Czop z AGH, "stan rzek w Krakowie jest fatalny".
Rada Miasta Krakowa zadecydowała w środę, że jakość płynących przez miasto rzek powinna być monitorowana. Przyjęta jednogłośnie uchwała dotyczy stworzenia systemu, który mógłby natychmiast wykryć znajdujące się w wodzie zanieczyszczenia i pozwolić na ukaranie sprawców.
Projektodawcy z ugrupowania Kraków dla Mieszkańców tłumaczą, że takie rozwiązanie może pomóc ukrócić zrzuty nieczystości do cieków wodnych i uniknąć ewentualnej katastrofy ekologicznej. "Niedawna katastrofa rzeki Odry bardzo dobitnie wykazała, że w zakresie badań jakości wód powierzchniowych istniejący system państwowego monitoringu nie jest reprezentatywny" - czytamy w uzasadnieniu uchwały.
Radny: jeśli nie będziemy karać, będą to robić w nieskończoność
Według Łukasza Gibały, lidera klubu Kraków dla Mieszkańców i jednego z autorów uchwały, rzeki w stolicy Małopolski są regularnie zanieczyszczane, a interwencje odpowiednich służb - nieskuteczne.
- Regularnie otrzymujemy od mieszkańców zdjęcia i wiadomości o zanieczyszczeniu rzek, przede wszystkim Dłubni, Rudawy, Potoku Olszanickiego i Wilgi. Skarżą się, że pomimo zgłoszeń reakcja inspektorów ochrony środowiska jest bardzo wolna i często nieskuteczna. Miejski system monitorowania jakości wody pozwoli błyskawicznie wykryć zanieczyszczenia i pociągnąć winowajców do odpowiedzialności - podkreśla radny w rozmowie z tvn24.pl.
W myśl uchwały prezydent Krakowa powinien teraz podjąć kroki w stronę stworzenia systemu monitorowania rzek. - Liczymy na to, że prezydent Jacek Majchrowski zwróci się do Wód Polskich z propozycją wspólnego utworzenia punktów monitorowania jakości wody na rzekach. Chciałbym, żeby system powstał do końca przyszłego roku, to sprawa na tyle istotna, że nie można przeciągać jej w nieskończoność - podkreśla Łukasz Gibała. I dodaje, że "jeśli nie będziemy karać osób, które zanieczyszczają rzeki, będą to robić w nieskończoność".
Urząd: potrzebna współpraca z Wodami Polskimi
Urzędnicy z miejskiej jednostki Klimat-Energia-Gospodarka Wodna (KEGW) podkreślają, że samorząd nie może samodzielnie wprowadzić własnego systemu monitorowania stanu wody w rzekach. Taką decyzję mogą podjąć wyłącznie Wody Polskie, które są właścicielem wszystkich rzek w kraju. Rzeczniczka KEGW Magdalena Wasiak zaznacza jednak, że "istnieją rozwiązania ustawowe, które pozwoliłby na podjęcie w tym przedmiocie współpracy z Wodami Polskimi".
- W podobny sposób podjęta została decyzja o budowie grodzic przeciwpowodziowych na Bieżanowie. Chcieliśmy je wybudować, by nie dochodziło do kolejnych powodzi, jak ta z ubiegłego roku na osiedlu Złocień, ale jednocześnie nie mogliśmy ingerować w koryto rzeki. Miasto doszło do porozumienia z Wodami Polskimi, że my zapłacimy za budowę 10 milionów złotych, a Wody Polskie zrealizują inwestycję. W grudniu grodzice powinny być już wybudowane - powiedziała Wasiak dziennikarzowi tvn24.pl.
Zdaniem rzeczniczki KEGW w przypadku systemu monitorowania jakości wody w rzekach mogłoby być podobnie. Tyle że, jak wynika z opinii miejskiej jednostki do projektu uchwały, inwestycja miałaby sens tylko w przypadku, gdyby obejmowała także ościenne gminy. To jednak oznacza, że ich wójtowie również musieliby chcieć badać "swoje" odcinki rzek. Czy będą chcieli - na razie nie wiadomo.
Jako że uchwała nie zaczęła jeszcze obowiązywać, jak dotąd nie były prowadzone rozmowy zmierzające do utworzenia takiego systemu. - Natomiast jesteśmy otwarci na takie rozwiązania, jeśli tylko będzie wola samorządu, ponieważ zależy nam na jakości rzek. Takie decyzje musiałyby jednak zapaść w porozumieniu z Krajowym Zarządem Gospodarki Wodnej - przekazała nam Magdalena Gala, rzeczniczka prasowa Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie.
Ekspert: potok w 90 procentach składa się ze ścieków
Autorzy uchwały chcieliby, aby w krakowskich rzekach pojawiło się minimum ponad 20 czujników. W mieście znajdują się już czujniki badające poziom zanieczyszczeń w wodach, którymi zarządza Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Jednak - jak podkreśla profesor Mariusz Czop z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, "ten system jest niewystarczająco dokładny".
- Można to porównać do ubezpieczenia zdrowotnego: można korzystać z podstawowej wersji ubezpieczenia, czyli systemu GIOŚ, ale kiedy jedziemy na wakacje, powinniśmy wykupić bardziej szczegółowe, na przykład od nieszczęśliwych wypadków. Ochrona środowiska jest złożona z kilku pięter, które mają się uzupełniać, a nie zastępować czy ze sobą konkurować. Samorząd może wprowadzić taki system, bo jednym z jego zadań jest kontrola kwestii związanych ze środowiskiem - powiedział dla tvn24.pl ekspert, z którym radni konsultowali treść uchwały.
Jako przykład szczególnie zanieczyszczonego cieku wodnego Czop wskazuje wypływający z okolic lotniska w Balicach potok Olszański, który - jak mówi - "w 90 procentach składa się ze ścieków". - Mieszkańcy nieraz zgłaszali, że unosi się z niego fetor, a na wodzie unosi się piana. Jednak zanieczyszczenie nie jest wykrywane, bo dwa punkty monitoringowe znajdują się dopiero na Rudawie, do której wpływa potok. W dodatku jeden z punktów pomiarowych jest położony powyżej ujścia Potoku Olszanickiego - zaznacza naukowiec. I dodaje, że "ten (istniejący - red.) system nic nie wykryje, bo próbki są pobierane co kilka lat i badane w bardzo ubogim zakresie parametrów, nie obejmującym zanieczyszczeń emitowanych przez lotnisko". - Stan rzek w Krakowie jest fatalny - ocenia profesor.
"Truciciele są bezkarni"
Według profesora Czopa "wody wpływające do Krakowa są stosunkowo lepszej jakości, ale już w mieście ulegają silnemu zanieczyszczeniu".
- Dopóki nie będzie dowodów w postaci badań prowadzonych z odpowiednią częstotliwością w większej liczbie odpowiednio ulokowanych punktów monitoringowych, rzeki nigdy nie zostaną oczyszczone, bo truciciele są bezkarni. A teraz? Inspektorzy ochrony środowiska przyjeżdżają kilka dni po zgłoszeniu i często nie wykrywają już zanieczyszczeń - podkreśla naukowiec z AGH.
W sprawie monitoringu stanu jakości rzek i pomysłu krakowskich radnych wysłaliśmy pytania do rzecznika Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Czekamy na odpowiedzi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Stowarzyszenia Nasza Olszanica