Od poniedziałku najmłodsi uczniowie mają lekcje stacjonarnie w szkołach. Minister edukacji zalecił, by dzieci uczyły się w bańkach, pod okiem jednego nauczyciela, co okazało się niemal nierealne. - My katechezę i angielski postanowiliśmy zorganizować zdalnie – mówi Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydent Sopotu. Wcześniej minister Czarnek twierdził, że to niemożliwe.
W poniedziałek, 18 stycznia po niemal miesięcznej przerwie związanej ze świętami oraz feriami zimowymi uczniowie z klas 1-3, czyli tak zwanej edukacji wczesnoszkolnej, wrócili do nauki stacjonarnej. W całym kraju to ponad milion uczniów. Ich starsi koledzy nadal uczą się zdalnie i nie wiadomo, jak długo to potrwa.
"Zalecenie, a nie obowiązek"
Przed powrotem do podstawówek ministerstwo edukacji wraz ze służbami sanitarnymi opracowało wytyczne, które miały zapewnić bezpieczeństwo w szkołach. Jednym z jego filarów miało być umieszczenie dzieci w tak zwanych szkolnych bańkach. - Będą klasy od klas oddzielone, nie będą się ze sobą te klasy spotykały, nie będzie również spotkań między nauczycielami. Po to to wszystko, żeby zachować maksimum bezpieczeństwa – mówił w minionym tygodniu minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.
Kilka dni później przyznawał jednak, że te wytyczne to jedynie "zalecenia, a nie obowiązek" dla dyrektorów szkół.
Jednym z problemów przy tworzeniu baniek, sygnalizowanych między innymi przez związki zawodowe, była organizacja pracy nauczycieli. Bo dzieci w edukacji wczesnoszkolnej wbrew powszechnemu przekonaniu nie znajdują się wcale pod opieką tylko jednego nauczyciela przez cały czas. W wielu szkołach zajęcia dla klas 1-3 prowadzą również specjaliści w swoich dziedzinach, tacy jak nauczyciele języków obcych, informatyki czy wychowania fizycznego. Właściwie wszędzie nawet najmłodsze dzieci mają osobnych nauczycieli do katechezy i etyki.
Minister: nie można robić wyjątku dla anglistów
Temat nauczycieli przedmiotowców w edukacji wczesnoszkolnej został poruszony w trakcie piątkowej sesji pytań i odpowiedzi, która została zorganizowana przez prezydenta Andrzeja Dudę. W jej trakcie minister Czarnek odpowiadał na pytania przesłane przez internautów – nauczycieli, uczniów i rodziców.
Jedna z anglistek zapytała o bezpieczeństwo nauczycieli, którzy pracują w kilku klasach.
Odnosząc się do tej kwestii, Czarnek podkreślił, że wszędzie tam, gdzie wprowadzenie zasady "jeden nauczyciel – jedna klasa" będzie możliwe, zostanie wdrożone. - Jeśli nie będzie – dodał – to będą wprowadzane wszystkie zasady sanitarne i środki ostrożności, by zapewnić im bezpieczeństwo zdrowotne na najwyższym poziomie.
Minister podkreślił, że "nie ma takiej możliwości, byśmy zrobili nauczanie stacjonarne wszystkich przedmiotów poza językiem angielskim, który byłby zdalnie".
Władze Sopotu: a my to zrobimy
Władze Sopotu uznały jednak, że wbrew słowom ministra zamierzają właśnie nauczanie języka obcego oraz katechezy zorganizować najmłodszym uczniom zdalnie. Taką formę nauczania hybrydowego zaakceptował lokalny sanepid. - Dla nas bezpieczeństwo jest najważniejsze – podkreśla w rozmowie z portalem tvn24.pl Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydent Sopotu odpowiedzialna za edukację.
W czterech sopockich podstawówkach dzieci uczą się w bańkach pod okiem jednego nauczyciela. Na angielskim i religii łączą się zaś z innym nauczycielem zdalnie.
- Ministerstwo tego nie uwzględniło, więc postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce – mówi Czarzyńska-Jachim. - To oczywiście oznacza, że dochodzi do podwójnego finansowania, bo nauczycielom wczesnoszkolnym, którzy pilnują swojej klasy, gdy trwa na przykład zdalny angielski, też musimy zapłacić – dodaje.
Nie wiadomo, ile to będzie łącznie kosztować, bo nie wiadomo, jak długo potrwa ten stan. Ta metoda nie zadziałałaby też w przypadku starszych klas, gdyby wróciły do nauki stacjonarnej, bo w nich już każdego przedmiotu uczy ktoś inny.
Niech dyrektor decyduje
Związek Nauczycielstwa Polskiego i Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty, zrzeszające dyrektorów szkół przyjęły dziś wspólne stanowisko "w sprawie możliwości wprowadzania hybrydowej edukacji przez dyrektorów szkół i placówek".
Zgodnie z obecnie obowiązującym rozporządzeniem w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach, dyrektor może wprowadzić edukację hybrydową (tak jak to zrobiono na przykład w Sopocie) lub zdalną ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną i zagrożenie zdrowia uczniów. Jednak decyzję taką może podjąć jedynie za zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu pozytywnej opinii Powiatowego Inspektora Sanitarnego.
"Zarówno Związek Nauczycielstwa Polskiego, jak i Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty od początku domagały się zawarcia w przepisach prawa regulacji uprawniającej dyrektora do wprowadzenia hybrydowej edukacji, która pozwoli na elastyczną organizację pracy szkoły i placówki w okresie zagrożenia epidemicznego na terenie kraju, bez uzależnienia tej decyzji od opinii sanepidu" – czytamy w stanowisku.
Zdaniem sygnatariuszy stanowiska "możliwość podejmowania decyzji o zawieszeniu zajęć i wprowadzeniu przez dyrektora hybrydowej nauki będzie miała charakter prewencyjny i pozwoli na zamienną pracę klas i oddziałów (stacjonarną i zdalną), co bez wątpienia zmniejszy liczbę uczniów na korytarzach, w toaletach, stołówkach, świetlicach oraz przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa na terenie szkoły".
A co ze szczepieniami?
Czarzyńska-Jachim postawiła na szkolne bańki z prawdziwego zdarzenia również dlatego, że jest zaniepokojona przygotowaniem do szczepienia nauczycieli. - Nie ma zasad, terminów, harmonogramu – wylicza. - Musimy więc robić, co w naszej mocy, by zapewnić nauczycielom bezpieczeństwo na miarę dostępnych możliwości.
Już 12 stycznia pisała do pomorskiego kuratora oświaty: "Jesteśmy mocno zaniepokojeni faktem, że nikt nie zwrócił się do placówek oświatowych nawet po dane dotyczące liczby osób, które zgłaszają chęć zaszczepiania". W Sopocie ze wstępnych ustaleń wynika, że chęć szczepienia wyraża 71 procent nauczycieli.
Kurator Małgorzata Bielang w odpowiedzi przypomniała, że nie ma samodzielnych kompetencji w kwestii organizacji szczepień, a te są nieobowiązkowe. Podkreśliła równocześnie, że jej zdaniem "szczepienia są pożądane i oczekiwane" oraz "stanowią wielką nadzieję społeczeństwa polskiego na skuteczną walkę z pandemią".
Zgłaszać będzie pracodawca
Niepokoją się nauczyciele nie tylko w Sopocie. Pytają, czy muszą sami zadeklarować chęć uczestnictwa w szczepieniu, zwracając uwagę, że w formularzu dla obywateli nie ma możliwości zaznaczenia, że ktoś jest nauczycielem.
Zapytaliśmy o to resort zdrowia. Justyna Maletka z biura komunikacji odpowiedziała: "W przypadku poszczególnych grup zawodowych, w tym nauczycieli, do szczepień będzie zgłaszał pracodawca. Na podstawie tego zgłoszenia wystawione dostanie e-skierowanie".
Testy do powtórki
Minister zdrowia Adam Niedzielski we wtorek odpowiadał na pytania internautów dotyczące również edukacji.
- Przeprowadziliśmy badanie przesiewowe wśród nauczycieli, które na 134 tysiące nauczycieli dały wynik prawie 3 tysięcy pozytywnych przypadków. To mniej więcej 2 procent populacji – przypomniał minister. I poinformował: Będziemy chcieli to badanie powtórzyć mniej więcej po dwóch tygodniach. Czyli na początku lutego. Zobaczymy, jak wygląda wskaźnik zakażeń w przesiewowym badaniu i być może na jego podstawie podejmiemy decyzję, co robimy.
Według dotychczasowych zapowiedzi ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka jako kolejni mogliby wrócić do edukacji stacjonarnej maturzyści i ósmoklasiści.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24