Profesor Anna Piekarska, która zasiada w Radzie Medycznej działającej przy premierze, pytana była w TVN24, dlaczego rząd nie słucha zaleceń Rady, która apeluje o obowiązkowe szczepienia między innymi dla medyków czy nauczycieli. - W tej chwili mam wrażenie, że niestety poddajemy się dyktaturze niezaszczepionej mniejszości, ponieważ większość jest zaszczepiona. Osobiście oczekiwałabym w tej sytuacji buntu zaszczepionych - powiedziała.
Ministerstwo Zdrowia potwierdziło w czwartek 24 882 nowe przypadki zakażenia koronawirusem. Resort przekazał, że zmarło 370 osób chorych na COVID-19. Wczoraj potwierdzono 24 239 nowych przypadków oraz śmierć 463 osób chorych na COVID-19.
O te dane pytana była na antenie TVN24 kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala w Łodzi, zasiadająca w Radzie Medycznej przy premierze profesor Anna Piekarska.
Profesor Piekarska: apelujemy o szczepienia
Co rekomenduje na dziś premierowi? - My od wielu miesięcy doradzamy konieczność szczepień, jeżeli nie obowiązkowych, to przynajmniej w tych zawodach, które są szczególnie narażone na kontakt z wieloma osobami. To medycy, nauczyciele i handel - odpowiedziała.
- To się oczywiście nie spotkało z dobrym przyjęciem i tego nie wprowadzono. Apelujemy o szczepienia. Ten apel również nie spotyka się ze zrozumieniem. Mamy około dziesięciu milionów nieimmunizowanych Polaków i to gigantyczna przestrzeń do tego, żeby wirus nie tylko zarażał nowych, ale także mutował - wytłumaczyła.
Profesor Piekarka zwróciła uwagę, że Rada Medyczna zapowiadała, że na jesieni czekać nas będzie test z naszej odporności. - Właśnie ten test oblewamy - skwitowała.
"Niestety poddajemy się dyktaturze mniejszości niezaszczepionej"
Dopytywana, dlaczego głos Rady Medycznej nie jest brany pod uwagę, odpowiedziała: - Proszę pytać o to premiera.
Opisując, jak ona odpowiedziałaby na to pytanie, Piekarska stwierdziła, że "nie ma społecznej akceptacji dla takich kroków". - W tej chwili mam wrażenie, że niestety poddajemy się dyktaturze mniejszości niezaszczepionej, ponieważ większość jest zaszczepiona - oceniła. - Osobiście oczekiwałabym w tej sytuacji buntu zaszczepionych - powiedziała.
- Dlatego że zaszczepieni, którzy zrobili wszystko, żeby nie chorować i żebyśmy wyszli z tej epidemii, tego kryzysu, w tej chwili nie mogą się dostać do szpitali, ponieważ cała opieka medyczna, która ledwo zipie – naprawdę jesteśmy wykończeni, a trwa to prawie dwa lata – nie jest w stanie udzielać efektywnie pomocy pacjentom, którzy cierpią na inne choroby niż covid - tłumaczyła. Piekarska podsumowała, że epidemia "absolutnie dotyka zaszczepionych".
Akcja "Szczepię się, bo...". Polacy mówią, dlaczego się szczepią
"Urządziliśmy się w tym nieszczęściu"
Jakie mogą być dalsze kroki, gdy osiągniemy punkt graniczny, jeśli chodzi o zakażenia i liczbę pacjentów w szpitalach? - Do tej pory granicą wydolności dla mnie było 10 tysięcy hospitalizacji. Uważam, że to tak naprawę granica wydolności systemu - odpowiedziała Piekarska.
W czwartkowym raporcie z danymi epidemicznymi resort zdrowia informował, że zajętych łóżek przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19 jest 15 713. - To, co robimy już w tej chwili, i to, co nas czeka, to absolutnie ponad naszą wydolność. To wszystko działania nadmiarowe, na które nas nie stać: fizycznie i finansowo, i w każdym innym względzie - mówiła.
Zwróciła uwagę, że trudno jej określić, czym jest wspomniany punkt graniczny z uwagi na to, że "możemy się posuwać do kolejnych nieszczęść, ponieważ przyzwyczailiśmy się do tego nieszczęścia, które jest w tej chwili". - Właściwie urządziliśmy się w tym nieszczęściu - przyznała.
Źródło: TVN24