- 79-letni pan Tadeusz z Poznania ma początki demencji. W styczniu zaparkował na poznańskiej Starołęce auto i nie mógł sobie przypomnieć dokładnej lokalizacji. Poszukiwania auta trwały pół roku.
- Po tym jak we wrześniu sprawą zainteresował się portal tvn24.pl, policja zdecydowała się opublikować komunikat o zagubionym aucie. Po niespełna pięciu godzinach auto odnalazło się. Dostrzegł je jeden z mieszkańców Poznania.
- - Wszyscy już pożegnaliśmy się z tym samochodem, a tutaj taka informacja. Czujemy wielką radość. Myślę, że decydującą rolę tutaj odegrały media - powiedział tvn24.pl syn właściciela auta.
"Tata naszego czytelnika zaparkował gdzieś pojazd na początku roku i od tego czasu trwają poszukiwania. - Auta nadal szukamy, chociaż raczej zostało skradzione, bo to jest niemożliwe, żeby od stycznia się nie odnalazło - zaznacza pan Tomasz" - można było przeczytać w sierpniu na portalu epoznan.pl.
W artykule podany był numer telefonu. Zadzwoniłam. Odebrał pan Tomasz, syn właściciela auta. Jak się okazało, mimo że od zamieszczenia kolejnego już w tej sprawie ogłoszenia minęło kilka tygodni, lokalizacja kremowego fiata pandy wciąż pozostawała zagadką.
- Wszystko zaczęło się 16 stycznia. To wtedy mój tata przyszedł roztrzęsiony do sąsiadów i powiedział im, że pojechał załatwić sprawę do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na Starołęce i nie ma pojęcia, co się stało z jego samochodem. Znajomi doradzili, by od razu pojechał na komisariat. I tak zrobił - opowiada pan Tomasz.
Pan Tadeusz zgłosił się do komisariatu Poznań - Nowe Miasto jeszcze tego samego dnia. Otwarcie powiedział policjantom, że ma problemy z pamięcią i nie wie, co się stało z pojazdem. - W takim przypadku zgodnie z obowiązującymi przepisami i procedurami nie ma podstaw prawnych do przyjęcia zawiadomienia o przestępstwie, czyli o kradzieży pojazdu. Nie oznacza to jednak, że policjanci pozostawili starszego mężczyznę bez pomocy. Niezależnie od okoliczności, które wskazywały, że nie mamy do czynienia ze sprawą o charakterze kryminalnym, zajęliśmy się tą sprawą - zapewniała mł. asp. Anna Klój z zespołu prasowego poznańskiej policji.
I rzeczywiście policjanci sprawdzili z panem Tadeuszem wszystkie wskazane przez niego lokalizacje. Skontaktowali się również ze strażą miejską, by dowiedzieć się, czy zguba mogła zostać odholowana. Bez rezultatu.
Auto jak igła w stogu siana
18 stycznia w Poznaniu pojawił się syn seniora. Pan Tomasz zaczął poszukiwania na własną rękę. Sprawdził policyjne parkingi. Nic. Zapytał o auto straż miejską. Wynajął biuro detektywistyczne, ale i to nie przyniosło rezultatu. - Objechałem Starołękę i Rataje oraz wszystkie lokalizacje, które wskazywał tata. Sąsiad, który jest aktywny w mediach społecznościowych zamieścił prośbę o pomoc na Facebooku. Niestety, poza falą hejtu nie otrzymaliśmy żadnych wartościowych informacji czy wskazówek. Podobnie było, gdy po kilku miesiącach wysłałem podobne ogłoszenie do lokalnego medium – mówił pan Tomasz.
Internauci w komentarzach pod prośbą o pomoc, zwracali uwagę na to, że przede wszystkim pan Tadeusz nie powinien już kierować autem. - Tata miewał jesienią początkowe problemy z pamięcią. Można powiedzieć, że dość niewinne. To były kwestie dotyczące "pamięci świeżej", czyli na przykład, gdzie położył telefon. Z całą resztą świetnie sobie radził. Nie dostrzegliśmy, by w jego zachowaniu coś zmieniło się na tyle, by potrzebował pomocy specjalisty - wspominał syn 79-latka.
Wszystko się zmieniło, gdy pod koniec 2024 roku zmarła żona pana Tadeusza. - Dla taty to było traumatyczne przeżycie i najprawdopodobniej to ono spowodowało nagłe pogorszenie stanu zdrowia. Nigdy w życiu bym nie pozwolił na to, żeby tata jeździł tym samochodem, gdyby były przypuszczenia, że coś takiego może się stać - zarzekał się pan Tomasz.
"Mam poczucie, że wyczerpałem wszystkie możliwości"
Senior i jego syn jeszcze kilkukrotnie odwiedzili komisariat Nowe-Miasto i Wilda. O aucie nie było żadnych wieści. Poza możliwością złożenia zawiadomienia o utracie pojazdu nie dało się nic więcej wskórać. - Ilekroć jakoś próbowałem ruszyć tą sprawę, miałem poczucie, że jestem zbywany - opowiadał.
- Każda czynność policjantów oraz wizyta zgłaszającego na komisariacie policji została udokumentowana w formie notatki. Fakt zaistnienia takiej sytuacji został również odnotowany w policyjnych systemach informatycznych, "zagubiony" pojazd w dalszym ciągu jest w naszym zainteresowaniu - zapewniała 15 września mł. asp. Klój.
Sytuacja zrobiła się patowa. Policja wskazywała, że ma związane ręce, bo nie doszło do przestępstwa. Auta przez pół roku nie udało się namierzyć. Nie było możliwości, by z niego korzystać. Żeby uniknąć płacenia ubezpieczenia OC, trzeba wyrejestrować auto w urzędzie lub sprzedać je. Żadna z tych opcji dla rodziny nie wchodziła w grę.
Zrezygnowany syn seniora postanowił zwrócić się o pomoc do prokuratury. - Mam poczucie, że wyczerpałem już wszystkie możliwości poszukiwań. Dlatego na początku lipca napisałem mejla do prokuratury, w którym opisałem całą sytuację i poprosiłem o pomoc - powiedział.
Wiadomość co prawda trafiła dla śledczych, ale oni również podejmują się spraw, w których nie doszło do przestępstwa. - Sprawa opisana w tej korespondencji zostanie przekazana do procedowania do Prokuratury Poznań-Nowe Miasto. Po tym, jak zostaną uzupełnione braki formalne tego zawiadomienia na pewno prokurator podejmie dalsze kroki i czynności procesowe - mówił nam Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
"Wszyscy już pożegnaliśmy się z tym samochodem"
Tego, jak dalej potoczyłaby się ta sprawa w prokuraturze już się nie dowiemy. We wtorek (23 września), tuż przed publikacją naszego artykułu poznańska policja poinformowała, że jeszcze raz spróbuje pomóc panu Tadeuszowi, choć tym razem inaczej. W mediach społecznościowych pojawił się apel do poznaniaków z prośbą o pomoc, poglądowe zdjęcie auta oraz początkowe numery rejestracyjne.
Niespełna pięć godzin później samochód odnalazł się. - Około godziny 16.30 dyżurny otrzymał telefon od mężczyzny, który powiedział, że widział publikacje prasowe dotyczące poszukiwanego fiata panda i wie, gdzie auto stoi zaparkowane. Wskazał dokładne miejsce. Policjanci pojechali tam i potwierdzili, że to rzeczywiście samochód pana Tadeusza - poinformowała we wtorek młodsza aspirant Anna Klój.
Pan Tomasz nie kryje radości. Auto znaleziono na Starołęce, na ulicy Śliskiej. W linii prostej to 700 metrów od siedziby Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - a więc tam, gdzie swoją obecność deklarował pan Tadeusz. - Byliśmy w pobliżu, ale nie dotarliśmy w to miejsce. Teraz, gdy widzę, gdzie to auto stało, zupełnie inaczej zaplanowałbym poszukiwania - powiedział i dodał:
- Wszyscy już pożegnaliśmy się z tym samochodem, a tutaj taka informacja. Myślę, że decydującą rolę tutaj odegrały media. To, że pan Norbert, sąsiad taty zamieścił pierwsze ogłoszenie, potem ja kolejne na epoznan.pl i tak to dotarło do tvn24.pl. Pani zaczęła dopytywać o tę sprawę policję oraz prokuraturę i dopiero wtedy pojawił się komunikat z apelem do mieszkańców o pomoc, ktoś dostrzegł auto i poinformował policję. Wszyscy mieliśmy w tym swój udział. Dziękujemy - podsumował pan Tomasz.
Policjanci zwracają uwagę, że w minimalizowaniu tego typu zdarzeń może pomóc nowoczesna technologia. - Można wykorzystać proste rozwiązania techniczne takie jak korzystanie z aplikacji lokalizujących pojazd i przypominających o miejscu parkowania lub z opasek z lokalizatorem GPS - podpowiada młodsza aspirant Anna Klój.
Autorka/Autor: Aleksandra Arendt-Czekała/PKoz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KMP Poznań