To jest bardzo dobra wiadomość, ale to pierwszy krok - tak w "Faktach po Faktach" doktor Paweł Grzesiowski, immunolog z Naczelnej Rady Lekarskiej komentował informację Pfizera o stworzeniu szczepionki przeciwko koronawirusowi, według koncernu skutecznej w ponad 90 procentach. - Można ją produkować, jeśli tylko okaże się, że jest skuteczna i bezpieczna, właściwie w nieograniczonych ilościach w bardzo szybkim tempie - dodał. Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie Marcin Jędrychowski ocenił zaś, że możliwość zaszczepienia się będziemy mieli za "kilka, kilkanaście miesięcy".
Amerykański koncern farmaceutyczny Pfizer poinformował w poniedziałek, że rozwijany przez niego projekt szczepionki przeciwko COVID-19 ma ponad 90 procent skuteczności. Firma ogłosiła, że do końca 2020 roku jest w stanie wyprodukować 50 milionów dawek szczepionki, a w 2021 roku liczba ta może wzrosnąć do 1,3 miliarda dawek. Projekt szczepionki jest rozwijany we współpracy z niemiecką firmą biotechnologiczną BioNTech SE.
Grzesiowski: szczepionkę można produkować, jeśli tylko okażę się, że jest skuteczna i bezpieczna, właściwie w nieograniczonych ilościach w bardzo szybkim tempie
Pojawienie się potencjalnej szczepionki komentowali w "Faktach po Faktach" w TVN24 doktor Paweł Grzesiowski, immunolog z Naczelnej Rady Lekarskiej oraz Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Prezes NRL podkreślił, że po tej informacji na jego twarzy jest "zdecydowanie więcej" uśmiechu. Jego zdaniem "to jest bardzo dobra wiadomość".
- To jest pierwszy krok do pozyskania szczepionki, która notabene jest szczepionką syntezy chemicznej. Czyli nie potrzebujemy do jej wyprodukowania żadnych hodowli, co zawsze opóźnia i utrudnia cały proces. W związku z tym można ją produkować, jeśli tylko okaże się, że jest skuteczna i bezpieczna, właściwie w nieograniczonych ilościach w bardzo szybkim tempie - mówił Grzesiowski.
"Szybko w przypadku nowej szczepionki to oznacza kilka, kilkanaście miesięcy"
Jędrychowski mówił natomiast o tym, kiedy możemy mieć możliwość zaszczepienia się. - Musimy mieć świadomość jednej rzeczy, szybko w przypadku nowej szczepionki to oznacza kilka, kilkanaście miesięcy. A my musimy poradzić sobie z sytuacją, z którą mamy do czynienia tu i teraz - powiedział.
- Nawet jeżeli ta szczepionka przejdzie ostateczne testy i zacznie się jej produkcja, to sam moment dystrybucji tej szczepionki, a następnie podania poszczególnym grupom (…), to tak naprawdę prawie cały następny rok i to przy bardzo dobrych rokowaniach - mówił dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Immunolog o mechanizmie działania szczepionki
Na kwestię oczekiwania na szczepionkę wskazywał także Grzesiowski. - Ja powiedziałem o pierwszym roku, a tych kroków jest jeszcze niemało - zaznaczył. Zwrócił uwagę, że "muszą najpierw zostać ostatecznie zakończone badania trzeciej fazy, to ma nastąpić do końca roku, i złożone dokumenty do rejestracji".
Immunolog podkreślił, że "tu rozmawiamy o szczepionce, której jeszcze nigdy nie było na świecie". - To jest technologia oparta o kwas rybonukleinowy, czyli o kawałki genów wirusa, która mają w naszym organizmie wniknąć do naszych komórek – trochę tak, jak to wirus robi – i wyprodukować białka – wyjaśniał.
Według niego "to jest bardzo złożona technologia, która wymaga naprawdę wielkiej precyzji i oceny przede wszystkim bezpieczeństwa".
- Bo ludzkość boi się nowego i może pojawić się mnóstwo jakichś ostrzeżeń, czy wręcz mogą nas straszyć antyszczepionkowcy, że ta szczepionka jest niebezpieczna i efekty tej szczepionki poznamy za kilka bądź kilkanaście lat na podstawie jakichś strasznych działań niepożądanych. Więc my musimy mieć pewność, że ta szczepionka jest bezpieczna, a tę pewność można uzyskać tylko analizując bardzo drobiazgowo i przy pełnej transparentności wyniki badań trzeciej fazy - mówił.
Zdaniem eksperta z NRL "to nie będzie kwestia kilku dni". - Nie robi się takich analiz przez kilka dni - podkreślił.
"Obserwujemy od dłuższego czasu pewnego rodzaju zniechęcenie"
Resort zdrowia potwierdził w poniedziałek 21 713 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Przekazano też informację o śmierci 173 osób, u których stwierdzono infekcję SARS-CoV-2. Łącznie w Polsce zakażenie potwierdzono u ponad 568 tysięcy osób. Jednak przez kilka dni, do soboty, odnotowywano dobowe bilanse powyżej 27 tysięcy zakażeń.
Jak ocenił dyrektor krakowskiego szpitala, "trend, który obserwujemy, czyli trend mówiący o tym, że po weekendzie tych zachorowań jest zdecydowanie mniej, jest trendem, który wynika z prostego faktu".
- Mianowicie z faktu, że w weekendy możliwość skonsultowania się i dostania zlecenia od lekarza rodzinnego (…) na wymaz jest mocno ograniczona - zauważył.
- Poza tym dodatkowo obserwujemy od dłuższego czasu pewnego rodzaju zniechęcenie. Ludzie, którzy do tej pory stali czasami w kilkugodzinnych w kolejkach, a potem przez kilka dni, prawie do połowy okresu kwarantanny, w izolacji oczekiwali na wyniki badań, mówią wprost: ja prawdopodobnie mam koronawirusa, ale nie badam się – dodał Jędrychowski.
Według niego "jakimś światełkiem w tunelu" w tej sytuacji jest wykonywanie testów antygenowych. Podkreślił jednak, że "niezależnie, czy będziemy wykonywać testy PCR, czy antygenowe, każdy z tych testów ma pewnego rodzaju okienko diagnostyczne". - Okienko, które powoduje, że w specyficznych warunkach ten wirus może, ale nie musi być wykryty – mówił gość TVN24.
Grzesiowski: przegrywamy z pandemią wtedy, kiedy szpitale są zablokowane pacjentami covidowymi
- Może powiem coś, co jest bardzo kontrowersyjne, ale mnie naprawdę nie interesuje, czy jest 100 tysięcy chorych, czy jest 120. Mnie interesuje, ile osób spośród tych chorych trafi do szpitali - komentował natomiast Grzesiowski.
- My przegrywamy z pandemią nie dlatego, że ktoś w domu przeżywa lekką postać COVID-19, tylko my przegrywamy z pandemią wtedy, kiedy szpitale są zablokowane pacjentami covidowymi i nie ma już więcej miejsca dla pacjentów covidowych i niecovidowych - wskazywał.
Jak mówił immunolog, wtedy "zaczyna się tragedia ludzi, którzy nie mogą dzisiaj uzyskać pomocy na czas". - To już widzimy w niektórych szpitalach w niektórych regionach, gdzie pacjenci czekają kilka, kilkanaście godzin w karetkach, zanim zostaną przyjęci do szpitala. To jest niestety dowód na zablokowanie systemu i bardzo się niepokoję, bo akurat tu nie widzimy spadku - kontynuował gość TVN24.
- To, czy będzie 20, czy 30 tysięcy (zakażonych – red.) jutro, moim zdaniem nie ma znaczenia. Najważniejsze jest, ile ludzi trafi do szpitala jutro, ilu będzie wymagało respiratorów - mówił Grzesiowski. Według niego, "jeśli ta liczba będzie dalej rosła w takim tempie, to nam zagraża blokada ochrony zdrowia".
- I będą dziać się rzeczy niedobre, takie jak chociażby w Hiszpanii czy we Włoszech w marcu, gdzie pacjenci nie mogli znaleźć miejsca w szpitalu i musieli czekać na karetki wiele godzin w domach i też nie było gwarancji, że zostaną przyjęci - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24