Teraz przyjmujemy wielu młodych ludzi, którzy dotychczas na nic się nie leczyli. Próbują się leczyć sami, a później prosto z SOR trafiają w ciężkim stanie na oddział intensywnej terapii. Niestety wielu tych chorych nie udaje nam się uratować - mówił w TVN24 doktor Tomasz Drygalski ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Pielęgniarki z tego szpitala podkreślały, że "w tej pracy nie ma miejsca na rutynę" i są sytuacje, które "potrafią człowieka zwalić z nóg".
W Polsce trwa trzecia fala epidemii COVID-19. W piątek poinformowano o 768 zgonach osób zakażonych w ciągu doby. Na "łóżkach covidowych" leży blisko 35 tysięcy pacjentów. 3,3 tysiąca z nich jest podłączonych do respiratorów.
W piątek w programie "Sprawdzam" w TVN24 o swojej pracy opowiedzieli medycy, którzy pracują na oddziałach covidowych.
Młodzi ludzie "prosto z SOR trafiają w ciężkim stanie na oddział intensywnej terapii"
Doktor Tomasz Drygalski, ekspert do spraw intensywnej terapii w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, powiedział, że do tego krakowskiego szpitala "jeszcze w zeszłym roku trafiało wielu chorych w podeszłym wieku, chorych obciążonych".
- Teraz do oddziału intensywnej terapii przyjmujemy wielu młodych ludzi, którzy dotychczas na nic się nie leczyli. Młodzi próbują leczyć się w domu przez tydzień lub dwa, a później trafiają do szpitala. Prosto z SOR, w ciężkim stanie trafiają na oddział intensywnej terapii. Niestety wielu tych chorych nie udaje nam się uratować - powiedział Drygalski.
"Nie, to nie jest trochę cięższa grypa"
Doktor Anna Trojan-Królikowska z oddziału pulmonologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie podkreślała, że "ten wirus ewoluuje".
- Brytyjski wariant raczej prowadzi do łatwiejszego zakażania, a niekoniecznie powoduje ciężki przebieg. Zaczynamy mieć wirusy, które uciekają układowi immunologicznemu i powodują ciężki przebieg - powiedziała lekarka.
Dodała, że na większą liczbę młodych osób trafiających do szpitali może mieć wpływ "taka nonszalancja, wciąż obecne wyobrażenie, że COVID-19 to taka trochę cięższa grypa".
- Nie, to nie jest trochę cięższa grypa. Przebieg tej choroby jest bardziej złożony, prowadzi do większej liczby powikłań - podkreślała Trojan-Królikowska.
"Złapaliśmy troszeczkę oddechu"
Doktor Jacek Nasiłowski, pulmonolog, który pracuje w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym w Warszawie, wyraził nadzieję, że "ta fala już za nami". - Dla nas w Szpitalu Narodowym najtrudniejszy moment to była druga połowa marca, gdy liczba chorych rosła z dnia na dzień o dwudziestu chorych. A liczba personelu nie jest w stanie tak szybko wzrosnąć - mówił lekarz.
Teraz - dodał - na Narodowym "zatrudniane są nowe osoby, a liczba chorych ustabilizowała się na poziomie około 300". - Złapaliśmy troszeczkę oddechu. Mam nadzieję, że w związku z przyjściem wiosny i wyższych temperatur, a także w związku ze szczepieniami, liczba chorych zacznie spadać - powiedział Nasiłkowski.
"Są takie sytuacje, które potrafią człowieka zwalić z nóg"
Gośćmi "Sprawdzam" były też dwie pielęgniarki, które pracują na SOR-ze w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.
Patrycja Bielak przyznała, że "przez rok takiej pracy każdy trochę do tego przywykł", zaznaczyła, że "są takie sytuacje, które potrafią człowieka zwalić z nóg".
Małgorzata Byczek mówiła, że "ciężko odpowiadać pacjentom na pytania: 'czy ja przeżyję?', 'czy ja tutaj zostanę?', 'co ze mną będzie?'". - Nie potrafimy odpowiadać na takie pytania. Zwłaszcza, że trafiają do nas młodsze osoby - dodała.
- Wydaje się, że taka praca to jest rutyna. Tutaj nie ma żadnej rutyny, nie ma miejsca na rutynę. Każdy pacjent jest inny - podkreśliła Byczek.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24