Apeluję, by każdy lekarz, pielęgniarka, pracownik medyczny mógł wykonywać testy - mówił w "Debacie Faktów. Koronawirus" w TVN24 profesor Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Jak argumentował, "to jedyna droga, aby skrócić czas rozprzestrzeniania się wirusa". Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński przekonywał, że "to absolutnie nie jest prawda, że rząd nie godzi się na testowanie medyków". Przekonywał, iż całkowita liczba przeprowadzanych testów wskazuje, że "w Polsce testujemy relatywnie szeroko".
Do niedzieli do wieczora obecność SARS-CoV-2 stwierdzono w Polsce u 9287 osób, 360 zmarło. O sytuacji związanej z rozprzestrzenianiem się koronawirusa dyskutowali w niedzielę goście programu "Debata Faktów. Koronawirus" w TVN24.
Maseczki na stałe przez 1,5 roku lub dwa lata. Wiceminister zdrowia: jest taka możliwość
W pierwszej części wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński był pytany o to, czy istnieje możliwość, że będziemy zmuszeni nosić maseczki nawet 1,5 roku lub dwa lata. - Jest taka możliwość, wszystko zależy od wyników badań, od rekomendacji naukowców - odpowiedział. Jak wskazywał, jeżeli będzie zmiana rekomendacji ze strony ekspertów, to resort zdrowia będzie się do nich dostosowywał.
Wiceminister był także pytany, czy jego zdaniem w okresie wakacji rodzice będą mogli się udać się ze swoimi dziećmi na urlop lub też wysłać je na kolonie. - Jak najbardziej będzie możliwość wybrać się na rodzinne wakacje, ale kolonie to jest zupełnie co innego - wskazywał. Jak tłumaczył, podczas kolonii spotyka się ze sobą wiele obcych sobie osób, przez co łatwiej może dojść do zakażenia wirusem.
- Będziemy mogli wychodzić z domu, będziemy mogli się przemieszczać, ale powinniśmy ograniczać swoje kontakty z innymi osobami - kontynuował Cieszyński.
Przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia tłumaczył także sposób, w jaki resort pozyskuje takie dane dotyczące statystyk zgonu z powodu zakażenia koronawirusem. Jak wyjaśniał, przyczynę zgonu określa lekarz, a jeżeli stwierdza wystąpienie choroby zakaźnej, to musi powiadomić inspektora sanitarnego, a następnie ten przekazuje informacje do wojewódzkiej stacji sanitarno-epidemiologicznej.
- My opieramy się na tych danych, które są do nas dostarczane - przekonywał Cieszyński.
"W Polsce testujemy relatywnie szeroko"
Gość TVN24 mówił także, że liczba wykonywanych w skali całego kraju testów "systematycznie rośnie". - Wczoraj to było 13 tysięcy, dzisiaj to było 11 tysięcy, mamy całkowitą wydolność na poziomie 20 tysięcy - wskazywał. Jak mówił dalej, "w Polsce pozytywny wynik jest w przypadku 1 do 20", a "w innych krajach to jest nawet 1 do 3".
- Na tej podstawie można stwierdzić, że w Polsce testujemy relatywnie szeroko, czyli nawet tam, gdzie to prawdopodobieństwo nie jest tak wysokie jak to, przy którym testuje się w innych krajach - przekonywał.
Cieszyński: poprawka opozycji dotycząca testowania pracowników medycznych miała wady legislacyjne
Wiceminister był pytany także o to, dlaczego Sejm w nocy z czwartku na piątek odrzucił jedną z poprawek do projektu paktu antykryzysowego, która dotyczyła przeprowadzania testów na obecność koronawirusa u wszystkich pracowników ochrony zdrowia. Odpowiedział, że "poprawka miała wady legislacyjne, ponieważ stanowiła nadmiarową regulację wobec możliwości, które istnieją już do wprowadzenia na podstawie rozporządzenia, wydanego na podstawie ustawy o zwalczaniu chorób zakaźnych u ludzi".
- Bardzo często jest tak, że parlamentarzyści opozycji proponują coś, co brzmi bardzo dobrze, ale gdy rozłożymy to na czynniki pierwsze z prawnikami, to okazuje się, że nie jest to poprawne - ocenił. Jednocześnie mówił, że "nie ma możliwości poprawienia w Sejmie błędów zawartych w poprawkach senackich".
- Sejm głosuje nad przyjęciem lub odrzuceniem poprawek Senatu w całości - zwracał uwagę.
- To absolutnie nie jest prawda, że rząd nie godzi się na testowanie medyków. Wręcz przeciwnie - przekonywał Cieszyński. - Naczelna Rada Lekarska niedawno wydała stanowisko, w którym poparła kierunek zmian w zarządzeniu prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia właśnie w zakresie zmiany tego zarządzenia pod kątem testowania medyków, stworzenia specjalnej szybkiej ścieżki i pewnego finansowania dla tego rodzaju testów - podkreślał.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej: testowanie pracowników medycznych to jedyna droga, abyśmy skrócili czas rozprzestrzeniania się wirusa
Do tych tłumaczeń odniósł się w kolejnej części programu prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, profesor Andrzej Matyja. Nawiązał do słów Cieszyńskiego, że NRL pozytywnie zaopiniowała zarządzenie prezesa NFZ. Jak wskazywał, ono "doprecyzowało tylko i wyłącznie to, kto za te badania płaci".
- Natomiast nic się nie zmieniło, jeżeli chodzi o dostęp do wykonywania testów dla personelu medycznego - wskazywał. - A to przecież jedyny, najkrótszy sposób skrócenia rozprzestrzeniania się epidemii. Skoro 70-80 procent zakażonych wirusem to pacjenci bezobjawowi, to dopóki my, jako personel medyczny, którzy mamy na co dzień do czynienia z naszymi pacjentami, nie będziemy mieć tej możliwości, to dalej będziemy - rozsadnikami epidemii, będziemy tym miejscem transmisji wirusa - mówił dalej prezes NRL.
- Apeluję do pana ministra o jasne kryteria, by każdy lekarz, pielęgniarka, pracownik medyczny mógł wykonywać testy. Jest to jedyna droga, abyśmy skrócili czas rozprzestrzeniania się wirusa - podkreślił Matyja.
Profesor Matyja: może wzorem innych krajów wprowadzić tak zwaną klauzulę dobrego samarytanina?
Prezes Narodowej Rady Lekarskiej odniósł się także do decyzji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry o tym, aby uruchomić śledztwa mające zbadać, czy nie doszło do "rażącego naruszenia procedur związanych z gwarantowaniem bezpieczeństwa w domach pomocy społecznej". - Lepiej, żeby zamiast wszczynania spraw prokuratorskich w stosunku do pracowników medycznych, zainteresować się brakami ochrony, warunkami pracy. A może wzorem innych krajów - na przykład Stanów Zjednoczonych - wprowadzić tak zwaną klauzulę dobrego samarytanina (zasada ochrony prawnej osób udzielających pomocy medycznej - red.), a nie zaczynać od karania? - dopytywał się gość TVN24.
Profesor Chybicka: pracownicy ochrony zdrowia powinni być testowani
W kolejnej części programu profesor Alicja Chybicka z kliniki "Przylądek Nadziei", senator Koalicji Obywatelskiej, przekonywała, że "pracownicy ochrony zdrowia powinni być testowani". - W szczególności w takich klinikach, jak nasz "Przylądek Nadziei" we Wrocławiu, który leczy dzieci chore na nowotwory, dzieci podlegające transplantacji komórek macierzystych układu krwiotwórczego czy tez dzieci z ciężkimi przypadkami hematologicznymi. Tak samo we wszystkich centrach onkologii, ale też na oddziałach onkologii zasadą powinien być bezpieczny personel - mówiła.
Podkreśliła jednocześnie, że "nie może być tak, że na takim oddziale pojawi się ktoś, kto bezobjawowo będzie rozsiewał wirusa".
Profesor Szczylik: uderzenie wirusa w personel ośrodków onkologicznych może być dramatyczne
Profesor Cezary Szczylik z Europejskiego Centrum Zdrowia w Otwocku mówił natomiast o sytuacji pacjentów zmagających się w czasie epidemii z chorobami nowotworowymi. - Poza jedną informacją z centrum onkologii, że tam był przypadek chorego w klinice nowotworów płuc, to w pozostałych dużych ośrodkach onkologicznych - myślę, że dzięki dobrej organizacji - udało się uniknąć zamknięcia oddziałów onkologicznych - zauważył. Przyznał przy tym, że "to, co budzi najwyższe obawy, to od samego początku brak staranności i brak przewidywania tego, że główny atak choroby będzie koncentrował się w ośrodkach zdrowia i na personelu medycznym".
Szczylik zwrócił uwagę na dużą liczbę infekcji wśród personelu medycznego. - Jeżeli pomyślimy o onkologii, gdzie mamy do czynienia z niezwykłą szczupłością kadr, to tutaj uderzenie wirusa w personel ośrodków onkologicznych może być dramatyczne - ocenił.
Przekonywał również, że "mamy do czynienia tak naprawdę z pandemią nowotworów". - O tym mówimy od bardzo dawna. Do dzisiejszego dnia z powodu koronawirusa w Polsce zmarło około 350 osób [do niedzieli potwierdzono łącznie 360 zgonów - przyp. red.], a z powodu nowotworów umiera blisko 300 dziennie - mówił. Jego zdaniem wśród pacjentów onkologicznych "środki zapobiegawcze powinny być na najwyższym poziomie".
Ochojska: nie wytrzymałabym zakażenia
Janina Ochojska, eurodeputowana z Koalicji Europejskiej, która walczy z rakiem, wyznała, że niedawno opuściła szpital po trzecim etapie leczenia, jakim było napromieniowanie.
- Byłam bardzo zadowolona, że to leczenie skończyło się przed świętami [wielkanocnymi - przyp. red.], ponieważ w tym szpitalu już przygotowywano łóżka dla osób, które będą podejrzewane o koronawirusa. Przyprowadzenie na oddział osób podejrzewanych o koronawirusa dla mnie anulowało bezpieczeństwo w tym szpitalu - mówiła.
Dodała, że szpital był wcześniej odizolowany "od świata zewnętrznego" i "to dawało bardzo duże poczucie bezpieczeństwa". - Natomiast myślę, że jeżeli będą tam osoby podejrzewane o koronawirusa, dla pacjentów będzie to bardzo trudne do przyjęcia - oceniła.
- Bo my się boimy. My się boimy, dlatego że jesteśmy w tej grupie bardzo dużego ryzyka - wyjaśniała Ochojska. Oceniła też, że nie wytrzymałaby zakażenia. - Ponieważ mam bardzo małą pojemność płuc, jestem dopiero co po naświetlaniu, więc ta wrażliwość i brak odporności są u mnie bardzo duże - wskazała europosłanka.
Jak mówiła, "u każdego pacjenta, który jest w trakcie leczenia, to zagrożenie jest na każdym etapie".
"Oddycha się, jakby się miało kamienie na klatce piersiowej"
W programie gościli również lekarze, którzy walczą z koronawirusem za granicą. Byli to doktor Marcin Zasadowski, który przebywa w Cuence w Hiszpanii, oraz doktor Roman Ostrowski, internista, pulmonolog, który pracuje w szpitalu w Nowym Jorku.
- Ten wirus jest inny niż wirusy, które dotykają dróg oddechowych. On natychmiast atakuje płuca i powoduje niewydolność oddechową. Płuca po kontakcie z wirusem robią się twarde. (...) Oddycha się, jakby się miało kamienie na klatce piersiowej - mówił Ostrowski.
Relacjonował także, jak wygląda sytuacja walki z wirusem w Nowy Jorku. Jak przekonywał, "w wielkich aglomeracjach jak Nowy Jork" wszelkie decyzje dotyczące działań związanych z walką z koronawirusem "są trudne". - Jeśli sytuacja potrwa dłużej, to konsekwencje społeczne będą straszne - stwierdził.
Pytany był także o to, czy Amerykanie przestrzegają nałożonych restrykcji i ograniczeń.- Jeśli chodzi o dyscyplinę społeczną, to od 11 września [ataków na World Trade Center - przyp. red.] społeczeństwo obawia się wszystkiego i stało się bardziej zdyscyplinowane - wskazywał.
Doktor Zasadowski: mam nadzieję, że Hiszpania jest na etapie wygaszania epidemii
Doktor Zasadowski mówił z kolei o sytuacji w Hiszpanii. Wskazywał, że w tym kraju "zaczęto testować szeroko, od początku epidemii". - Jeżeli nie testujemy, to nie wiemy jaki jest przebieg epidemii, jak się rozprzestrzenia. Obecnie staramy się testować pacjentów ciężko chorych i nowych pacjentów, którzy wymagają interwencji chirurgicznej - mówił. Jednocześnie wskazywał, że to "jedyny sposób, aby zlokalizować drogi przemieszczania się wirusa".
Był także pytany, czy w Hiszpanii jest już po szczycie epidemii. - Mam taką nadzieję, że jesteśmy w etapie wygaszania. Spada wyraźnie ilość pacjentów przyjętych do szpitala, spada ilość zgonów, (...) pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja, że liczba osób opuszczających szpital była większa niż liczba osób przyjmowanych do szpitala - wskazywał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24