Mam dwoje jeszcze żyjących rodziców i nie wybieram się do nich, bo nie chcę im niczego, za przeproszeniem, zawlec - powiedział w "Tak jest" arcybiskup Grzegorz Ryś, metropolita łódzki. Mówił o przeżywaniu zbliżającej się Wielkanocy w czasie epidemii COVID-19. - Jeśli kogoś namawiamy do tego, by rezygnował ze swoich praw, to w imię miłości do drugiego i odpowiedzialności za jego życie i zdrowie - wskazywał.
Do godziny 20 w czwartek w Polsce potwierdzono łącznie 2692 przypadki zakażeń koronawirusem. Zmarło 50 osób.
W związku z epidemią COVID-19 w niektórych diecezjach - między innymi Archidiecezji Gdańskiej i Archidiecezji Warszawskiej - zdecydowano, że uroczystości Triduum Paschalnego odbędą się bez udziału wiernych.
"Jeśli kogoś namawiamy do tego, by rezygnował ze swoich praw, to w imię miłości do drugiego"
Metropolita łódzki arcybiskup Grzegorz Ryś mówił w "Tak jest" w TVN24 o trwającej epidemii w kontekście zbliżającej się Wielkanocy. Przyznał, że wyobraża sobie, że Kościół katolicki będzie zachęcał wiernych, by nie pojawiali się na mszach i nie odwiedzali w święta rodzin.
- Tu nie chodzi tylko o własne życie i zdrowie. Tu chodzi o odpowiedzialność za innych i to jest właściwy klucz. To znaczy, jeśli kogoś namawiamy do tego, by rezygnował ze swoich praw, to w imię miłości do drugiego i odpowiedzialności za jego życie i zdrowie - wyjaśniał.
Ocenił także, że "zwyczaje zwyczajem, a miłość jest nie tylko zwyczajowa, ale jest też - jak mówi choćby Pismo Święte - rozumna".
- Ja mam na przykład dwoje jeszcze żyjących rodziców i nie wybieram się do nich, bo nie chcę im niczego, za przeproszeniem, zawlec - przyznał hierarcha. Jego zdaniem "to chyba jest dość powszechne nastawienie".
- To bardzo boli. Oczywiście, że chciałbym z nimi być, natomiast miłość do nich wymaga ode mnie teraz tego, żeby na przykład codziennie z nimi rozmawiać przez telefon, zadbać o to, żeby mieli wszystko, co potrzebne, ale spotkania ograniczyć do minimum - wskazywał. - Myślę, że ludzie to rozumieją, naprawdę to rozumieją - dodał duchowny.
Mówił także o tym, jak wierni z jego diecezji zachowują się obecnie. - Jeśli chodzi o uczestnictwo w Eucharystii, nie mamy takich informacji, żeby gdzieś w łódzkiej diecezji poszło na mszę świętą więcej niż pięć osób, zgodnie z tymi ostatnimi regulacjami. Więc myślę, że jest dość duża odpowiedzialność i dojrzałość ludzi - powiedział arcybiskup Ryś.
"To jest czas trudny i on ma tyle perspektyw, ile jest osób"
Hierarcha, pytany, czy ma poczucie, że żyjemy w czasie w pewnym sensie historycznym, odparł, że "jeszcze nie wiemy, jaki to jest czas". - To jest czas trudny i on ma tyle perspektyw, ile jest osób - powiedział.
- Myślę, że inaczej czyta go nawet Ojciec Święty czy biskup, który w swojej prywatnej kaplicy odprawia Eucharystię dla diecezji, a inaczej czytają ten czas ludzie, którzy już w tej chwili opłakują swoich zmarłych. To jest inna perspektywa - przekonywał Ryś.
Zauważył, że "dość wiele jest w przestrzeni publicznej wypowiedzi, że ten czas ludziom daje także dużo pozytywnego". - To znaczy koncentruje ich na tym, co istotne, wydobywa z nich najlepsze strony ich osobowości, uruchomił bardzo wiele wielkich, pięknych inicjatyw charytatywnych i tak dalej. Wiele dobra się dzieje, ale myślę, że łatwiej jest o taką perspektywę komuś, kto na szczęście do tej pory nie płacze nad kimś, kto w jego najbliższym otoczeniu umarł - mówił metropolita łódzki.
Ocenił także, że "chyba inne jest też postrzeganie tego czasu w Polsce, inne we Włoszech, czy w Hiszpanii, czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie ofiary śmiertelne są liczone w tysiącach". - Pamiętajmy o tym, żeby nie sprowadzać wszystkiego do jednej, własnej perspektywy - zaapelował.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24