Od ponad roku alarmujemy w tvn24.pl i w "Czarno na białym" TVN24, że bezpieczeństwo na polskim niebie może być zagrożone. Nasze ustalenia potwierdziła właśnie Najwyższa Izba Kontroli. Zmniejszenie obsady na stanowiskach kontrolerskich, a co za tym idzie zmniejszenie pensji kontrolerów lotu doprowadziło do największego kryzysu w historii Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Kryzysu, który trwa akurat, gdy za naszą wschodnią granicą toczy się wojna.
Warszawa. Siedziba Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej przy ulicy Wieżowej, kilka dni po wybuchu wojny w Ukrainie. Kontroler zaczyna dwugodzinny dyżur. Na obszarze, za który odpowiada, pojawiają się nowe strefy alfa - używa ich lotnictwo wojskowe.
"Do południowej strefy alfa wskakują dwa F-35 i po pierwszych kilku minutach najpierw jeden, a potem drugi grubo naruszają naszą przestrzeń" - pisze kontroler w sprawozdaniu z dyżuru, do którego dotarł tvn24.pl. I dalej: "Zaczynają się urywać telefony, przekleństwa, kolejne samoloty już na poziomach mocno zbliżonych do wojskowych F-35 są kilka minut od nich, cytując krzyczącego do wojskowych przez słuchawkę KZ [kierownik zmiany - red.] 'czy wy tam ku*** chcecie pozabijać ludzi?'" - relacjonuje kontroler.
Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji mniej więcej połowa przestrzeni powietrznej nad Polską jest pokryta strefami przeznaczonymi dla wojskowych samolotów. Ich piloci są w kontakcie z kontrolerami OAT (Operational Air Traffic, czyli operacyjny ruch lotniczy) pracującymi w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Tam też pracują kontrolerzy nadzorujący ruch cywilny, którzy mają za zadanie pilnować, by nie doszło do kolizji cywilnych maszyn z wojskowymi.
Kontroler: - Para F-35 po tankowaniu w powietrzu nad Łaskiem ruszyła w stronę granicy, by ją patrolować. Przed takim przelotem kontroler OAT powinien zadzwonić do nas i poinformować - co, kiedy, którędy i na jakim poziomie leci. Często nie było tych telefonów albo były już w trakcie przelotu. Musieliśmy cholernie uważać, by czegoś nie "zespawać".
"Choćby obsypać nas złotem"
Według źródeł tvn24.pl w PAŻP, od wybuchu wojny kontrolerzy zgłaszali liczne niebezpieczne sytuacje w przeznaczonym do tego celu systemie Tokaj.
W zgłoszeniu, do którego dotarliśmy, kontroler pisze, że przez działającą od kilku dni "strefę lotów wojskowych" ruch cywilny "ociera się" o wojskowy. "Nasze samoloty mijamy ma minimach separacji" - pisze w dokumencie kontroler.
O licznych incydentach w mailu do przełożonych w PAŻP pisze doświadczony kontroler, który podkreśla, że on i jego koledzy już po wybuchu wojny musieli improwizować, panował chaos w oznaczeniach stref wojskowych, a ich zagęszczenie "uniemożliwia bezpieczną pracę".
"Zrozumcie dobrze moje intencje - chcę, aby margines bezpieczeństwa pracy kontrolerów ruchu lotniczego ACC Warszawa nie zmniejszył się poniżej akceptowalnego minimum. A moim zdaniem jest to realne zagrożenie" - ocenił autor maila.
W takich właśnie warunkach trwa największy w historii PAŻP kryzys kadrowy w agencji. Dlaczego do niego doszło? Do tego wrócimy za chwilę.
Kontroler, autor maila, którego fragment przytoczyliśmy, w przerwie jednego z dyżurów został zaproszony na spotkanie z szefem. Szefowi towarzyszyło kilka osób, w tym pracowniczka działu kadr. Zaproszonemu wręczono upomnienie, zwolniono go też z obowiązku świadczenia pracy. Na salę operacyjną już nie wrócił.
31 marca, wczesne popołudnie, warszawska siedziba PAŻP. Pod bramą tłoczy się kilkadziesiąt osób. To kontrolerzy, wśród nich autor przytoczonego wyżej maila. Tego dnia - jak informowaliśmy na portalu tvn24.pl - z pracy odeszło 44 kontrolerów obszaru (kontrolują ruch nad całą Polską) i zbliżania z Warszawy (pilnują przestrzeni wokół stolicy), a do końca kwietnia odejdzie kolejnych 136. W ten sposób pracę ma zakończyć nawet 180 z 216 kontrolerów obszaru i warszawskiego zbliżania.
To efekt wprowadzenia jesienią ubiegłego roku przez byłego już prezesa PAŻP Janusza Janiszewskiego nowego regulaminu płac, obniżającego pensje części kontrolerów. Od listopada zaczęli oni otrzymywać tak zwane porozumienia z nowymi warunkami płacy. Ci, którzy je odrzucili, po okresie wypowiedzenia właśnie odchodzą z agencji. 44 kontrolerom termin wypowiedzenia minął z końcem marca, kolejnym 136 termin minie z końcem kwietnia. Eurocontrol, instytucja zrzeszająca podobne do PAŻP agencje z całej Europy, rozważa nawet wstrzymanie ruchu do i z Polski.
Szef Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego Maciej Sosnowski: - Postępująca degradacja bezpieczeństwa w końcu doprowadzi do katastrofy, do zderzenia dwóch samolotów w naszej przestrzeni powietrznej.
Wtóruje mu jego zastępca w związku zawodowym Andrzej Fenrych: - Praca w PAŻP, w tym kształcie, z takimi zarządzającymi jest po prostu niebezpieczna. Choćby nas złotem obsypać i nic więcej by się nie zmieniło, my do pracy nie wrócimy.
Sojusz ołtarza z dronem
30 marca, czyli dzień przed tłumnym pojawieniem się kontrolerów pod bramą PAŻP, przez inną bramę - Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu - przejeżdża ciemne audi prezesa PAŻP Janusza Janiszewskiego.
"Wizja przyszłości" - tak zatytułowano dzień otwarty organizowany przez PAŻP i uczelnię ojca Tadeusza Rydzyka. Wśród atrakcji - lot dronem nad kampusem i transmisja z przelotu nad uczelnianym parkiem pamięci.
Szef agencji w inaugurującym wystąpieniu wychwala Toruń jako "miasto innowacji". - Setki lat temu Mikołaj Kopernik wzbił się w kosmos i poruszył Ziemię. Dzisiaj jesteśmy na początku takiej podróży - mówi Janiszewski.
Na telebimie pokazuje scenę z filmu "Piąty element" Luca Bessona, w której nad miastem przyszłości widać setki pojazdów pędzących w powietrzu.
Tuż przed szefem PAŻP - zgodnie z planem uroczystości - głos mieli zabrać ojciec Tadeusz Rydzyk i nadzorujący agencję minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Żaden z nich nie pojawił się jednak na sali.
Próbowaliśmy porozmawiać z prezesem Janiszewskim po jego wystąpieniu. Nie zgodził się jednak na to, by stanąć przed naszą kamerą. Nie odpowiadając na żadne pytania, najpierw próbował chować się za rzeczniczką agencji, a potem uciekł do gabinetu ojca rektora uczelni.
Według naszego informatora Janusz Janiszewski miał się spotkać po swoim wystąpieniu z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, ale do spotkania nie doszło z powodu stanu zdrowia redemptorysty. "Sojusz ołtarza z dronem" nie doszedł zatem do skutku.
- Nieobecność Adamczyka [Andrzeja, ministra infrastruktury - red.] w Toruniu też była zaskoczeniem, bo musiał wcześniej zgodzić się na udział w imprezie - relacjonuje nasze źródło. - Zamiast obiadu z ojcem dyrektorem prezes Janiszewski został tego dnia wezwany do resortu infrastruktury, gdzie się dowiedział, że jest zdymisjonowany i ma opróżnić swój gabinet do godziny 8 następnego dnia.
By zrozumieć zaskakujący przebieg wydarzeń między Toruniem a Warszawą, musimy cofnąć się mniej więcej o miesiąc.
Według naszego rozmówcy ze szkoły ojca Rydzyka, to wtedy zaczęły się rozmowy o współpracy między uczelnią a rządową agencją, inicjatywa miała wyjść z Warszawy.
Poprzez rozpoczęcie współpracy z uczelnią ojca Rydzyka - tak oceniają to nasi rozmówcy - Janusz Janiszewski chciał poprawić swoje notowania u bliskiego Toruniowi Andrzeja Adamczyka, bo właśnie wtedy na biurko ministra infrastruktury trafił dokument z wynikami kontroli NIK.
Z protokołów pokontrolnych, do których dotarliśmy, wynika, że szef PAŻP miał się czego obawiać.
NIK negatywnie o PAŻP
W lutym zeszłego roku w tvn24.pl i w magazynie "Czarno na białym" TVN24 ujawniliśmy, że pracownicy Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej alarmują o zagrożeniu dla bezpieczeństwa ruchu lotniczego spowodowanym przez wprowadzony wiosną 2020 roku system pracy jednego kontrolera (SPO - Single Person Operation).
W połowie lutego 2020 roku, w reakcji na nasze publikacje, zostało zwołane specjalne posiedzenie sejmowej komisji infrastruktury. Marcin Horała, wiceszef resortu nadzorujący lotnictwo, zapewniał na tym posiedzeniu, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa.
Z oceną ministra nie zgodzili się inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli, którzy przez kilka miesięcy przeprowadzali kontrolę w PAŻP.
"Najwyższa Izba Kontroli ocenia negatywnie działalność Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej w każdym z badanych obszarów" - czytamy w dokumencie, do którego dotarliśmy. W opinii NIK "sytuacja napięć wewnątrz Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej prowadzić może do obniżenia poziomu bezpieczeństwa ruchu lotniczego". Inspektorzy wytykają agencji, że "kontrolerzy zgłaszali poczucie przeciążenia pracą", a także, że "kontrolerom (...) zdarzały się również sytuacje dezorientacji".
Dezorientacja kontrolera, który pracował sam na dwóch stanowiskach była jedną z przyczyn tragedii z 2002 roku nad niemieckim Uberlingen, przy granicy ze Szwajcarią. Na jednym stanowisku prowadził korespondencję ze startującą maszyną, na drugim zestawie miał radar i widoczne dwa samoloty w powietrzu. Jednak zbyt późno zauważył, że lecą kursem kolizyjnym. W katastrofie zginęło ponad 70 osób, głównie dzieci.
Kontrola NIK potwierdziła ustalenia tvn24.pl i TVN24 dotyczące zagrożenia spowodowanego przez system Single Person Operation - według NIK nie przeprowadzono odpowiednich analiz, a wprowadzenie pojedynczego kontrolera opisano jako "nierzetelne" i "bez określenia szczegółowych wymagań bezpieczeństwa".
Co więcej, NIK sugeruje, że zmiany były wprowadzane "na siłę". NIK pisze o "forsownym wprowadzaniu SPO".
System ten - jak ujawniliśmy w tvn24.pl - na lotnisku w Modlinie nakazał wprowadzić poleceniem służbowym wysłanym w mailu Jacek Martynek, bliski współpracownik ówczesnego prezesa PAŻP Janusza Janiszewskiego.
W rozmowie z TVN24 w pierwszym reportażu w magazynie "Czarno na białym" Martynek zapewniał, że praca w trybie Single Person Operations "to zwykła, standardowa, obowiązująca od wielu lat procedura i organizacja pracy".
- Czy to jest bezpieczne? - pytał wówczas reporter "Czarno na białym".
- Tak - odpowiadał zdecydowanie Martynek, który sam jest czynnym kontrolerem. To właśnie Jacek Martynek jako kontroler zbliżania 30 grudnia 2020 roku na ponad dwie minuty opuścił stanowisko operacyjne na Okęciu, gdy zbliżał się do lądowania samolot włoskich linii. Pilot maszyny przez ten czas bezskutecznie próbował nawiązać z nim łączność. Według naszych źródeł w PAŻP Martynek nie poniósł za to konsekwencji.
Długa lista incydentów
Prezes PAŻP w zeszłym roku na sejmowej komisji zapewniał, że redukcje załóg i łączenie stanowisk w systemie SPO wprowadzono zgodnie z procedurami po odpowiedniej analizie ryzyka.
Słowom byłego szefa agencji przeczy raport NIK, w którym czytamy: "Szkolenia rozpoczęły się (...) 10 miesięcy po rozpoczęciu szerokiego stosowania trybu pracy na połączonych stanowiskach".
I dalej: "brak dodatkowych szkoleń, zarówno w organach, gdzie SPO wprowadzono po raz pierwszy, jak i w tych, gdzie rozszerzono jego stosowanie, mógł realnie przyczynić się do zmniejszenia bezpieczeństwa (...) i wzrostu ilości zgłoszeń zdarzeń lotniczych".
Ten wniosek z raportu NIK potwierdzają liczne publikacje portalu tvn24.pl z ostatnich dwóch lat.
Pisaliśmy m.in., że w czerwcu 2020 roku kontroler z Katowic wydał zgodę na lądowanie, mimo że na pasie byli ludzie z ekipy remontowej. Dotarliśmy do dokumentu, z którego wynika, że kontroler "w chwili zdarzenia pracował w trybie SPO" i wykonywał pracę aż trzech osób, "co bezpośrednio wpłynęło na przebieg zdarzenia". To tylko jeden z wielu przykładów.
W magazynie "Czarno na białym" pokazaliśmy dokument, z którego wynika, że doszło do lawinowego wzrostu incydentów związanych z systemem SPO. W swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli dodała do tego konkretne dane obejmujące całą Polskę i wszystkie lotniska.
W 2018 i 2019 roku odnotowano tylko kilka zgłoszeń dotyczących niebezpiecznej sytuacji związanej z systemem SPO, ale kiedy liczbę kontrolerów na dyżurze zredukowano na wszystkich lotniskach w ciągu dnia i nocy, to w 2020 roku odnotowano aż 173 związane z tym zdarzenia lotnicze. W 2021 roku do sierpnia były to 52 zdarzenia.
Kiedy po raz pierwszy zajęliśmy się problemem, Urząd Lotnictwa Cywilnego sformułował wiele zaleceń i zmian. Pojedynczy kontroler miał dyżurować tylko wtedy, jeśli w ciągu godziny będzie lądowało najwyżej kilka samolotów - dla każdego lotniska miała to być inna liczba.
W swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli napisała jednak: "Zaleceń tych, według stanu na dzień 14 października 2021 r., nie wykonano". I dalej: "Część z nich wdrażano opieszale, a niektóre w trakcie trwania czynności kontrolnych były, pomimo upływu półtora roku, wciąż procedowane".
200 tysięcy dla prezesa za funkcję, której nie pełnił
Były prezes PAŻP nie zgadzał się na rozmowę z TVN24 od grudnia zeszłego roku (gdy pytaliśmy o wywiad), aż do ostatniego dnia na stanowisku. Dotarliśmy jednak do nagrania z wewnętrznego spotkania z pracownikami PAŻP, które odbyło się jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie.
- Akcje noszące znamiona sabotażu inicjowane przez Związek Zawodowy Kontrolerów Ruchu Lotniczego w czasie potencjalnego konfliktu z Rosją to stawianie na szali kwestii bezpieczeństwa naszego kraju i regionu - mówił na pochodzącym jeszcze sprzed wybuchu wojny nagraniu Janusz Janiszewski. Zapewniał też, że bezpieczeństwo w ruchu lotniczym "jest w agencji na najwyższym poziomie".
Podobnie deklarował Marcin Horała na posiedzeniu komisji zwołanym po naszym materiale. Wiceminister bezpośrednio nadzorujący lotnictwo, powiedział też wtedy, że ma nadzieję na ustalenie, jak doszło do wycieku informacji dotyczących incydentów lotniczych. - Jest jakaś nieszczelność w procedurach bezpieczeństwa danych, warto je usunąć i tego rodzaju zjawiska wypalić rozgrzanym żelazem, bo one są niebezpieczne - ocenił.
Janusz Janiszewski unikał ujawnienia wysokości swoich zarobków. Pytana o to przez nas rzeczniczka PAŻP Agata Król odpowiedziała: "Zgodnie z procedurami obowiązującymi w PAŻP wysokość wynagrodzenia poszczególnych kontrolerów ruchu lotniczego, jak również pozostałych pracowników Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, nie jest publiczna i może zostać udostępniona jedynie po wyrażeniu zgody przez daną osobę, co w tym przypadku nie miało miejsca".
W wypowiedziach dla mediów szef PAŻP sprowadzał za to konflikt w agencji do kwestii finansowych. Przekonywał, że wywołało go kilkudziesięciu kontrolerów, którzy nie chcą się godzić na cięcia wysokich uposażeń. - Nie możemy wrócić do pensji rzędu 70 tys. złotych czy patologicznie wysokich zarobków w okolicach 100 tys. złotych miesięcznie - stwierdził w rozmowie w money.pl Janusz Janiszewski.
On sam - jak wynika z raportu NIK - w ciągu trzech lat zarobił ponad 2,7 mln zł, czyli średnio około 70 tys. zł miesięcznie. To jednak nie wszystko. NIK pisze też: "Pełniący obowiązki Prezesa PAŻP pobrał dodatek funkcyjny w łącznej wysokości 236 tysięcy złotych, mimo że nie pełnił funkcji uprawniającej do jego pobrania".
Dyscyplinarki
W marcu ubiegłego roku - jak informowaliśmy w portalu tvn24.pl - szef związku kontrolerów Franciszek Teodorczyk i należący do zarządu jego związku Jakub Caban zostali zwolnieni dyscyplinarnie z PAŻP po tym, gdy jako członkowie władz związku zawodowego wypowiedzieli się pod nazwiskiem w materiale "Czarno na białym". Obaj alarmowali, że wprowadzony przed rokiem przez władze Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej na znacznie szerszą skalę niż dotychczas system SPO zagraża bezpieczeństwu na polskim niebie.
Zwolnionych związkowców zastąpili weterani. Maciej Sosnowski pracuje jako kontroler ponad 26 lat, Andrzej Fenrych, który jest też pilotem liniowym – jako kontroler-instruktor ma ponad 25 lat stażu.
Sosnowski: - Atmosfera jest fatalna, toksyczna, ludzie są zastraszani. Boją się na cokolwiek zwrócić uwagę.
Fenrych: - Cały czas z tylu głowy jest to, co się stało z naszymi zwolnionymi z pracy kolegami, a dodatkowy stres na głowie kontrolera to jest ryzyko popełnienia błędu.
Autorka/Autor: Grzegorz Łakomski, Piotr Świerczek
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24