Tomasz Siemoniak w "Jeden na jeden" pytany był o napięcie na linii Ukraina-Rosja i decyzję Amerykanów, aby wysłać 1700 żołnierzy do Polski. - To ważna decyzja Stanów Zjednoczonych pokazująca, że Sojusz żyje - ocenił. - Stany Zjednoczone od samego początku bardzo poważnie potraktowały ten kryzys i w sferze politycznej i, jak widać teraz, w sferze wojskowej - dodawał.
Gościem czwartkowego wydania "Jeden na jeden" w TVN24 był poseł Koalicji Obywatelskiej i były szef MON Tomasz Siemoniak. Zapytany został o decyzję Joe Bidena, według której do Polski ma trafić 1700 żołnierzy. To w związku z napięciami przy ukraińsko-rosyjskiej granicy.
- To ważna decyzja Stanów Zjednoczonych pokazująca, że Sojusz żyje, że wszyscy, którzy składali NATO do grobu i uważali, że zmieniła się architektura bezpieczeństwa, grubo się mylą, bo Stany Zjednoczone są gotowe działać. Rosja reaguje, jak zawsze, nerwowo. Tego należało się spodziewać, bo, jak sądzę, w tym rosyjskim scenariuszu było takie założenie, że Stany Zjednoczone zajęte Chinami, a administracja Bidena jest słaba - komentował.
Według niego to "dowód na to, że nie ma bezpieczeństwa Europy bez Stanów Zjednoczonych". - I to powód do wstydu dla tych polityków w Polsce, którzy atakowali sojusz ze Stanami, podważali go - dodał. - To Stany Zjednoczone gwarantują nasze bezpieczeństwo i w tak trudnych momentach, jak ten, można na nie liczyć - zaznaczył.
Ocenił, że amerykańscy żołnierze przylatują do Europy "nie na wojnę, tylko po to, żeby wojny nie było". - To jest elementarne działanie w ramach sławnego artykułu piątego NATO - zauważył.
Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub kilka z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uważana za napaść przeciwko nim wszystkim; wskutek tego zgadzają się one na to, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, każda z nich, w wykonaniu prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego przez Artykuł 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom tak napadniętym, podejmując natychmiast indywidualnie i w porozumieniu z innymi Stronami taką akcję, jaką uzna za konieczną, nie wyłączając użycia siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego. (...)
"Geografia polityczna Europy jest z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych trudna"
Agata Adamek pytała dalej, dlaczego nie ma twardej, europejskiej jedności w nastawieniu do Władimira Putina. - Jedna sprawa to kwestia retoryki politycznej i głosów na użytek wewnętrzny, natomiast trzeba podkreślić, że odpowiedź NATO, czyli też Niemiec i Francji, na grudniowe żądania Rosji, była mocna i jednoznaczna, dość tożsama z odpowiedzią amerykańską - odpowiedział.
- Można oczekiwać mocniejszych oświadczeń, natomiast ważne jest to, co dzieje się w sferze realnej - podsumował.
Poseł przypomniał przy tym, że w Niemczech utworzono niedawno nowy rząd. - Nie usprawiedliwiam, jestem rozczarowany pewnymi działaniami, ale to nowy rząd i buduje swoją linię - zaznaczył jednak. Wymieniał dalej, że Francję czekają wybory, Wielka Brytania jest po brexicie, a w Polsce jest "rząd niesłynący z praworządności i podejmujący w zeszłym roku antyamerykańską batalię".
- Geografia polityczna Europy jest z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych trudna. Myślę też, że to jedna z przesłanek zachęcających Władimira Putina do agresywnych działań - przyznał.
Siemoniak, na zwrócenie uwagi, że Putin zdaje sobie sprawę z atmosfery między Stanami Zjednoczonymi a Europą w kwestii nastawienia do niego, przyznał, że "Putin widzi to, ale chyba przeszacował, przeszarżował, uważając, że nie zdarzy się nic, że Ukraina zostanie sama".
- Stany Zjednoczone od samego początku bardzo poważnie potraktowały ten kryzys i w sferze politycznej i, jak widać teraz, w sferze wojskowej - ocenił.
Gość TVN24 ocenił w "Jeden na jeden", że "z punktu widzenia Rosji żaden cel, poza powrotem dwustronnych rozmów Rosja-Stany Zjednoczone, nie został osiągnięty". - Ukraina nie ulękła się, nie padła na kolana - zaznaczył.
Morawiecki w Madrycie. Siemoniak: fatalny błąd
W programie poruszono także temat wizyty Mateusza Morawieckiego w Madrycie, gdzie spotykał się między innymi z Viktorem Orbanem i Marine Le Pen. Kilka dni po spotkaniu w Madrycie Orban spotkał się na Kremlu z Władimirem Putinem. Obaj przywódcy na spotkaniu wybili lampkę szampana.
- Fatalny błąd premiera Morawieckiego, widać to spotkanie żadnych zysków nie przyniosło, chyba że potraktować późniejsze decyzje o pomocy dla Ukrainy jako taką próbę ucieczki od tego Madrytu - odpowiedział Siemoniak, nawiązując do tego, że polski premier udał się potem do Kijowa.
- Znając mechanizm działania obecnej władzy, gdzie wizerunek jest zawsze na pierwszym planie, ja mam takie wrażenie, że po to, żeby zapomnieć o Madrycie, premier od razu pojechał do Kijowa - stwierdził Siemoniak.
Ocenił, że "takie spotkania jak w Madrycie są wisienką na torcie". - Orban prawie się nie kryje. Prosto z Madrytu leci do Moskwy i pije szampana z Władimirem Putinem, więc nie trzeba tutaj wielkich analiz wielotomowych, żeby zobaczyć, kto w czyim interesie działa - przyznał.
Poseł pytany o doniesienia, według których w tym tygodniu może pojawić się nowy sojusz w dziedzinie bezpieczeństwa i polityki, łączący Wielką Brytanię, Polskę i Ukrainę, Siemoniak odparł, że sojusz taki powstaje "obok NATO".
- Uważam, że jest to propagandowe działanie, gdzie dwóch premierów, po uszy w kłopotach, bo u Morawieckiego jest pandemia, bałagan z Polskim Ładem, madryckie spotkanie, a premier Wielkiej Brytanii targany jest aferami związanymi z tym, że on i jego ludzie lekceważyli zasady pandemii, postanawiają nagle podjąć jakieś działanie międzynarodowe - skomentował.
Dodał, że nie podoba mu się, gdy coś dzieje się poza Sojuszem, poza Unią Europejską i bez Stanów Zjednoczonych. - Widzę w tym więcej propagandy niż realnego działania. Nasza rola to wspierać Ukrainę, ale jak najbardziej mobilizować NATO i Unię Europejską, a nie tworzyć doraźnych politycznych sojuszy, które nie wiadomo, w jaką stroną mają zmierzać - stwierdził.
CZYTAJ WIĘCEJ: BBC: powstaje sojusz Wielkiej Brytanii, Polski i Ukrainy
"Te kilka tygodni pokazało Władimirowi Putinowi, że nie będzie tak prosto"
Wracając do tematu obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce, Siemoniaka zapytano, gdzie mogą oni stacjonować. Przypomniał, że Amerykanie są rozmieszczeni po całym naszym kraju. - Od Orzysza po Żagań, przez Poznań - wskazał.
- Z punktu widzenia amerykańskich dowódców Polska nie jest dużym krajem i w gruncie rzeczy w każdym miejscu podnoszą polskie bezpieczeństwo. Tutaj nie należy domagać się konkretnego miejsca, bo liczy się to, że będą w Polsce. Dla nich Polska, państwa nadbałtyckie, Europa Wschodnia są traktowane jako pewna całość. Decydują się na Polskę i Rumunię, ponieważ tutaj są najbardziej obecni, mają najlepszą infrastrukturę - tłumaczył. - To kraje geopolitycznie najdogodniej położone, żeby skierować tu żołnierzy - dodał.
Podsumował, że "właśnie tu muszą być ci żołnierze i to wzmocnienie, bo Polska jest państwem Sojuszu graniczącym z Ukrainą". - To ważny w tym momencie styk - powiedział.
Czy jego zdaniem Putin, po amerykańskich decyzjach, cofnie się, odpowiedział, że "tego nikt nie wie".
- To pytanie sobie zadają analitycy i politycy na świecie i wszyscy, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo, muszą zakładać najgorszy scenariusz, to, że dojdzie do inwazji i być na niego przygotowanym. Każdy lepszy scenariusz jest zyskiem z tej sytuacji. Ja uważam, że te kilka tygodni pokazało Władimirowi Putinowi, że nie będzie tak prosto, że nie będzie tak łatwo - ocenił.
Dodał przy tym, że "Rosja, która zgromadziła ponad sto tysięcy żołnierzy przy granicach Ukrainy, jest ostatnią, która powinna krytykować, że 1700 amerykańskich żołnierzy przybywa do Polski".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24