Koń Bartek z Nawojowej (Małopolska) nie miał szczęśliwego życia. Został odebrany właścicielowi, który miał się nad nim znęcać. Trafił do innego gospodarza, u którego - według inspektorów Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami - znowu cierpiał. W ostatnich dniach doszło do kolejnej interwencji, w której trakcie stwierdzono, że koń leżał trzy dni bez pomocy, w stanie przedagonalnym. Powiatowy lekarz weterynarii zdecydował, że Bartka trzeba uśpić. TOZ zawiadamia prokuraturę "w sprawie gospodarza, który sprawował opiekę nad zwierzęciem oraz w sprawie niedopełnienia obowiązków przez pracowników gminy".
Do interwencji Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w gminie Nawojowa koło Nowego Sącza doszło 10 maja. Powiadomieni przez świadków inspektorzy TOZ stwierdzili, że koń leżał przez trzy dni bez żadnej pomocy, w tym bez opieki weterynarza. Na miejsce wezwano też policję.
To kolejny raz, kiedy inspektorzy organizacji zostali wezwani do tego samego konia, Bartka. W lipcu 2021 roku zwierzę zostało odebrane poprzedniemu właścicielowi, w sprawie którego toczy się prokuratorskie postępowanie. Śledczy sprawdzają, czy mężczyzna znęcał się nad zwierzęciem.
Powiatowy lekarz weterynarii: stan konia był przedagonalny
Bartek po odebraniu poprzedniemu właścicielowi został przekazany pod opiekę gminy. Urząd wybrał gospodarstwo, do którego trafił koń. To tam właśnie 10 maja interweniował znowu TOZ.
- Właściciel tego gospodarstwa nie chciał nas wpuścić, ale przyznał, że koń nie wstaje od trzech dni. Pytaliśmy, czy badał go weterynarz, zaprzeczył. Stwierdził natomiast, że wiedzą o tym pracownicy urzędu. Wezwaliśmy na miejsce powiatowego lekarza weterynarii, dopiero po jego przyjeździe udało nam się wejść na teren gospodarstwa razem z policjantami - opowiada w rozmowie z tvn24.pl Sylwia Śliwa, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Krynicy Zdroju. Dodaje, że stan konia był ciężki, był on wychudzony i miał odleżyny.
Powiatowy lekarz weterynarii podjął decyzję o eutanazji.
Czytaj też: Zagłodziła co najmniej osiem psów i kotów. Założycielka fundacji pomagającej zwierzętom usłyszała wyrok
Inspektorka zawiadomiła prokuraturę. - Po interwencji zostało złożone zawiadomienie w sprawie gospodarza, który sprawował opiekę nad zwierzęciem oraz w sprawie niedopełnienia obowiązków przez pracowników gminy - wyjaśnia Śliwa.
Powiatowy lekarz weterynarii Mariusz Stein przyznaje, że koń rzeczywiście był w stanie przedagonalnym. - Nie mógł się podnieść o własnych siłach. Po odwróceniu go na drugą stronę znaleźliśmy martwicę skóry. Gdy patrzyło się na przerośnięte puszki kopytowe widać było, że nie był on otoczony odpowiednią opieką - ocenia Stein w rozmowie z tvn24.pl. W jego opinii urzędnicy nie dopełnili swoich obowiązków dotyczących nadzoru.
Inny weterynarz: przyczyną był wiek konia, nie brak opieki
Nieco innego zdania jest lekarz weterynarii Maciej Serwin, który badał zwierzę. - Widziałem tego konia w kwietniu i był jeszcze w całkiem dobrej kondycji. Powiedzmy sobie jednak szczerze, jego wiek, czyli około 30 lat, nie był okolicznością, która mu sprzyjała - przekonuje w rozmowie z tvn24.pl. Zdaniem lekarza to właśnie wiek w zdecydowanej większości przyczynił się do zdrowotnych problemów zwierzęcia.
- Należało go zwrócić pierwotnemu właścicielowi, a nie czekać, aż będzie umierał ze starości. TOZ bardzo o tego konia walczył i z jednej strony to rozumiem, a z drugiej strony to zwierzę po prostu nikło w oczach - komentuje Serwin. Krytykuje aktywistkę, zarzucając że koń był traktowany jak "skarbonka" na datki.
TOZ: koń był w bardzo złym stanie. Gmina: To nieprawda
Z oceną o "dobrej kondycji konia" nie zgadza się Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. - 7 kwietnia poszłam razem z pracownikami urzędu gminy na wizytę u tego konia. Już wtedy wskazałam, że wymaga on natychmiastowego leczenia, był w bardzo złym stanie, nie wstawał - odpowiada Sylwia Śliwa, przyznając jednocześnie, że zwierzę było wtedy najprawdopodobniej pod opieką weterynarza.
- Kiedy weszłam, koń leżał. Gdy wstał, poprosiłam gospodarza, żeby wyprowadził go ze stajni, aby zobaczyć, jak się koń porusza. Gospodarz odmówił, twierdząc, że nie będzie w stanie wprowadzić go ponownie do stajni. Z uwagi na fakt, że koń nie mógł stać i miał przerośnięte kopyta, w obecności pracownika gminy zadzwoniłam do podkuwacza i poprosiłam, aby przyjechał do konia - opisuje.
Gminni urzędnicy przekazują, że w kwietniu do konia Bartka wezwany został specjalista. - Lekarz weterynarii 4 kwietnia 2022 roku zbadał konia i określił jego stan w pisemnym orzeczeniu jako dobry. Pracownicy Urzędu 28 kwietnia kontaktowali się z lekarzem weterynarii w celu wytycznych dotyczących leczenia oraz żywienia zwierzęcia. W chwili otrzymania informacji o pogarszającym się stanie zdrowia zwierzęcia podjęto natychmiastowe działania w celu zapewnienia interwencji weterynaryjnej - informuje w odpowiedzi na pytania tvn24.pl Albina Zygmunt z Urzędu Gminy w Nawojowej.
Przedstawicielka urzędu przekonuje, że w ostatnich miesiącach koń przebywał w dobrych warunkach, które były przez gminę kontrolowane. - Posiadał swoje miejsce wydzielone w stajni z dostępem do siana i wody. Gospodarz dobrze sprawował opiekę nad zwierzęciem - ocenia Zygmunt. I dodaje, że "zawiadomienie do nowosądeckiej prokuratury jest bezzasadne".
Co stwierdzono w sprawie konia Bartka w lipcu 2021 roku
Wspomniana wcześniej interwencja TOZ-u w sprawie Bartka z lipca 2021 roku nastąpiła w wyniku zgłoszenia przekazanego przez jedną z mieszkanek Nawojowej. "Według zgłaszających koń leżał, nie był w stanie wstać ani się poruszać, był bardzo wychudzony, zaniedbany, miał zmiany chorobowe w uszach, liczne stare i świeże rany na ciele oraz poprzerastane kopyta. Dodatkowo koń bardzo ciężko oddychał i był zjadany przez muchy" - pisali działacze towarzystwa na swoim profilu na Facebooku.
Pani Halina, która wówczas wezwała na miejsce także weterynarza, policję i pracowników urzędu gminy, opowiadała o sprawie w rozmowie z portalem tvn24.pl. - Mieszkam na posesji w pobliżu gospodarstwa, z którego Bartek został finalnie zabrany. Zauważyłam, że koń podszedł do naszego domu, słaniał się na nogach. To był wrak. Zwierzę było wychudzone, zaniedbane, po prostu ledwo żyło. Żyły konia były zapadnięte - relacjonuje pani Halina. - Właściciel konia próbował "za flaszkę" zamieść sprawę pod dywan. Nie chciał kłopotów ani odebrania mu zwierzęcia. A gdy interwencja dobiegała końca, zaczął kopać konia w głowę - dodaje.
Czekamy na komentarz
W sprawie konia Bartka wysłaliśmy pytania także do Prokuratury Rejonowej w Nowym Sączu. Czekamy na odpowiedź. Skontaktowaliśmy się również z właścicielem gospodarstwa, w którym przebywał koń bezpośrednio przed śmiercią, mężczyzna nie chciał jednak udzielić nam komentarza.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TOZ w Krynicy Zdroju