Gdy powstawała podkomisja Antoniego Macierewicza do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej, był typowany na jej przewodniczącego. Ostatecznie został nim teraz, po dymisji Wacława Berczyńskiego. Kim jest Kazimierz Nowaczyk?
O Kazimierzu Nowaczyku w programie "Czarno na białym" na antenie TVN24 w poniedziałek o godzinie 20.20
Były antykomunistyczny opozycjonista i przyjaciel Antoniego Macierewicza z internowania. Początkowo analizował przyczyny katastrofy smoleńskiej jako bloger. Szybko jednak awansował na eksperta i głównego teoretyka środowiska Macierewicza do spraw katastrofy.
Spotkali się w „internacie”, potem w internecie
Kazimierz Nowaczyk wychował się w Wałczu. Studia ukończył w Gdańsku na Wydziale Fizyki i Chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Po studiach pracował tam jako asystent. W stanie wojennym został internowany i osadzony w ośrodku odosobnienia urządzonym w więzieniu w Iławie. Tam poznał Antoniego Macierewicza, jednego z czołowych działaczy opozycji demokratycznej.
- Byliśmy w sąsiednich celach. Tam poznałem pana Antoniego - wspominał Nowaczyk w rozmowie z reporterem TVN24 Piotrem Świerczkiem w listopadzie 2015 roku. Przyznał po chwili, że choć mówi o Macierewiczu "pan", to jest z nim na "ty".
Po uwolnieniu internowanych ich drogi się rozeszły. Nowaczyk wrócił do pracy na uczelni, a Macierewicz zaangażował się w wydawanie podziemnego miesięcznika "Głos" i działalność w duszpasterstwie ludzi pracy.
Ponownie spotkali się w 2011 roku, już po katastrofie smoleńskiej. Kazimierz Nowaczyk pracował wtedy jako adiunkt na Wydziale Biochemii i Biologii Molekularnej Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland w Baltimore. Macierewicz zaprosił Nowaczyka do prac w swoim zespole parlamentarnym, który działał, gdy PiS było w opozycji. Wcześniej Nowaczyk publikował własne spostrzeżenia na temat katastrofy w internecie.
- Na przełomie 2010 i 2011 roku byliśmy blogerami Salonu24 - mówi o sobie i o Nowaczyku Michał Jaworski, z wykształcenia fizyk, z zawodu doradca podatkowy.
Między wstrząsami a eksplozjami
Jaworski, analizując rosyjski raport o katastrofie smoleńskiej, znalazł w nim - jak określa - "dwa dość duże skoki przeciążenia pionowego". Mówiąc potocznie – wstrząsy.
- Podzieliłem się tym spostrzeżeniem, a pan Nowaczyk i pan Dąbrowski [inżynier, autor popularnonaukowych artykułów z dziedziny techniki wojskowej, obecnie członek podkomisji smoleńskiej - przyp. red.] zreferowali to Antoniemu Macierewiczowi - mówił Jaworski.
Te dwa wstrząsy Nowaczyk, według słów Jaworskiego, nadinterpretuje jako eksplozje w kadłubie polskiego samolotu prezydenckiego. Te domniemane eksplozje Nowaczyk uznał wręcz za główne przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Tezę tę podchwycił Antoni Macierewicz.
Kazimierz Nowaczyk w czasie prac zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej wielokrotnie publicznie zabierał głos - na konferencjach prasowych, sympozjach na uczelniach czy też otwartych spotkaniach, zarówno osobiście, jak i poprzez internetowe łącza wideo.
W tych wystąpieniach podważał ustalenia ówczesnej rządowej komisji Jerzego Millera, według której głównymi przyczynami katastrofy były zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny.
- Piętnastocentymetrowej średnicy brzoza ścięła skrzydło samolotu Tupolew? Proszę państwa, my idziemy, nie wiem... w jakiś świat absurdu! - mówił w w lutym 2013 roku na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Podważanie eksplozji niemile widziane
Nowaczyk konsekwentnie i zdecydowanie głosił tezę, że samolot Tu-154M przeleciał nad brzozą i nie utracił końcówki skrzydła w wyniku kolizji z tym drzewem. Według niego przez następne dwie sekundy samolot miał lecieć zgodnie z kursem i wznosić się, osiągając w miejscu zapisu TAWS38 wysokość 35 metrów nad ziemią. Za tym punktem, 144 metry za brzozą, miał wykonać gwałtowny skręt, niezgodny ze swoją aerodynamiką.
Kazimierz Nowaczyk i Antoni Macierewicz nie dopuszczali w parlamentarnym zespole innych diagnoz katastrofy, czego znamiennym przykładem była historia Marka Czachora.
Czachor na początku lat 80. XX wieku był studentem Kazimierza Nowaczyka. Podobnie jak Nowaczyk i Macierewicz też siedział w komunistycznym więzieniu w Iławie. Czachor początkowo również był w składzie ekspertów zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza. Od początku nie zgadzał się jednak z tezą o wybuchach na pokładzie prezydenckiego tupolewa jeszcze w powietrzu. Ostatecznie Czachor przestał pracować w zespole i odciął się od jego ustaleń.
"Powodem rezygnacji było kompletne fiasko podejmowanych przeze mniej prób dyskusji merytorycznej w pewnych kwestiach" - uzasadnił powody swojego rozstania z parlamentarnym zespołem smoleńskim.
Nowaczyk jest ekspertem, a mechanika jest częścią fizyki
Kazimierz Nowaczyk przed katastrofą smoleńską nie miał żadnego doświadczenia w badaniu katastrof lotniczych. Jest doktorem fizyki, specjalistą spektroskopii fluorescencyjnej, czyli nauki o widmach świetlnych wywołanych oddziaływaniem promieniowania na materię.
Antoni Macierewicz uznał jednak doświadczenie Nowaczyka za wystarczające do autorytatywnego wypowiadania się o przyczynach katastrofy. W lipcu 2011 roku w czasie pierwszej konferencji prasowej, na której przedstawiał ekspertów swojego zespołu parlamentarnego, szeroko opisywał kwalifikacje doktora Nowaczyka.
- Przede wszystkim zajmuje się analizą danych. Jest specjalistą od analizy zdjęć spektroskopowych - mówił Antoni Macierewicz, wskazując na zdjęcie satelitarne miejsca katastrofy smoleńskiej, na które naniesiono wykres ostatnich sekund tupolewa autorstwa Nowaczyka. - Właśnie od tego jest ekspertem i od analizy przyrządów, które badała także strona amerykańska. Niech pani spyta jakiegokolwiek fachowca, czy w tym wykresie jest błąd - zwrócił się do dziennikarki zadającej pytanie i natychmiast odpowiedział: - Nie. On podaje prawdę.
- Co ważne, mechanika, czyli to co jest ważne dla analizy tej sytuacji, jest częścią fizyki - dopowiedział ówczesny rzecznik PiS Adam Hofman.
Sam o sobie, w czasie z łączenia wideo, na jednym z posiedzeń zespołu Macierewicza Kazimierz Nowaczyk mówił: Jestem fizykiem doświadczalnym i największą część mojej pracy stanowi analiza danych doświadczalnych.
Autorytet amerykańskiego uniwersytetu
Antoni Macierewicz na osobie Nowaczyka i jego pracy na amerykańskim uniwersytecie zaczął budować wiarygodność swojego zespołu i formułowanych przezeń hipotez i dowodów. Macierewicz na tyle często uwiarygadniał Kazimierza Nowaczyka, przypominając fakt jego pracy na Uniwersytecie Maryland, że w końcu władze uczelni się zniecierpliwiły.
Kulminacją napięcia między amerykańskim uniwersytetem a Kazimierzem Nowaczykiem było spotkanie, w którego organizacji Nowaczyk pośredniczył.
- Kazimierz Nowaczyk poprosił swego szefa, żeby spotkał się z Antonim Macierewiczem, po czym poczuł się wmanewrowany. Dlatego, że po tym spotkaniu Antoni Macierewicz powiedział, że wszyscy popierają jego śledztwo smoleńskie - mówił w "Czarno na Białym" TVN24 Jan Osiecki, współautor książki "Ostatni lot".
"W Stanach Zjednoczonych, na słynnej katedrze fluorescencji, gdzie pracował Nowaczyk, zrobiła się afera. Pojawiły się komentarze, że wykorzystuje autorytet uczelni" - ustalił autor reportażu o Kazimierzu Nowaczyku Piotr Świerczek.
- Wszystko co robiłem, było moją prywatną, pozazawodową pracą - zapewniał Nowaczyk po dwóch latach od zwolnienia go z uczelni. Dał przy tym do zrozumienia, że tracąc pracę na Uniwersytecie w Maryland poniósł karę za zaangażowanie w pracę zespołu Macierewicza.
Nieco inne światło na tę sprawę rzuca oświadczenie, jakie przesłał radiu TOK FM wspomniany dyrektor ośrodka, w którym pracował Nowaczyk, prof. Joseph Lakowicz.
"Cenię swoją reputację naukową i nie chcę, aby została ona naruszona poprzez powiązanie mnie z tą sprawą. Chciałbym, aby moje zaangażowanie w śledztwo zostało wymazane i sprostowane. Praca prof. Nowaczyka w moim laboratorium nie jest związana z samolotami lub lotnictwem. Nie akceptuję pracy w tej sprawie, ale nie mogę kontrolować tego, co robi w swoim prywatnym czasie. Wcześniej mówiłem mu przy kilku okazjach, że nie ma zgody na wymienianie mojego nazwiska, mojego laboratorium lub uniwersytetu w tej kwestii. Poinstruowałem go, żeby każdą dyskusję lub rozmowę rozpoczynał od tego, że to jest jego opinia, a nie uniwersytetu lub moja."
Został szefem, choć nie od początku
Ostatecznie, w 2013 roku, Nowaczyk został zwolniony z amerykańskiego uniwersytetu. Próbował dochodzić swoich interesów pracowniczych w sądzie, ale finalnie od tego odstąpił.
Nie zaprzestał jednak pracy w parlamentarnym zespole Macierewicza. Zaś pod koniec 2015 roku, po tym, jak PiS doszło do władzy, a Antoni Macierewicz został ministrem obrony Narodowej, Nowaczyk na jego polecenie zaczął organizować Podkomisję do Spraw Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego, działającą jako ministerialna agenda. Początkowo mówiono nawet, że Nowaczyk zostanie szefem tej podkomisji. Ostatecznie jednak minister obrony powołał na to stanowisko Wacława Berczyńskiego.
Kazimierz Nowaczyk został wiceprzewodniczącym. W podkomisji grał jednak pierwszoplanową rolę. W nielicznych przypadkach, gdy podkomisja wypowiadała się publicznie, prawie zawsze zabierał głos.
Na starcie działania podkomisji, na początku 2016 roku, Nowaczyk zapewniał, że nowe śledztwo będzie przeprowadzone profesjonalnie. Do ekspertyz miały być powoływane "ośrodki krajowe i zagraniczne".
Gdy 10 kwietnia bieżącego roku podkomisja zaprezentowała swój pierwszy raport na temat przyczyn katastrofy - również sugerujący eksplozje na pokładzie, ale w bardziej stonowanej formie, opatrzony pytaniem retorycznym na końcu - Nowaczyk był ważną postacią w prezentowaniu raportu. Przewodniczący Berczyński wielokrotnie rezygnował z wypowiadania się i oddawał głos Nowaczykowi. Tak było też w czasie wideoczatu ministerialnej podkomisji.
Gdy Wacław Berczyński podał się do dymisji, po tym jak przypisał sobie sprawstwo zerwania rozpoczętej przez poprzedni rząd procedury przetargowej na śmigłowce wielozadaniowe, Kazimierz Nowaczyk został nowym przewodniczącym podkomisji.
Autor: jp/ja / Źródło: tvn24.pl