Pół roku temu gen. bryg. Marian Janicki stracił w katastrofie smoleńskiej 9 funkcjonariuszy BOR. - To jest niepowetowana strata. Zginęli ludzie, których zastąpić będzie ciężko - mówi po 6 miesiącach. Przyznał, że po pierwszych informacjach o tragicznym lądowaniu samolotu liczył na cud.
Pamiętnego 10 kwietnia gen. Janicki dostał telefon od oficera operacyjnego BOR. Funkcjonariusz poinformował go, że Tu-154 miał problemy z lądowaniem. Janicki od razu zadzwonił do płk. Florczaka, który dowodził operacją na miejscu. Telefon milczał. Następnie zadzwonił do Pawła Janeczka, ale sytuacja powtórzyła się. - Do głowy przychodziły najgorsze myśli. Za moment dostałem kolejny telefon od kolegów ze Smoleńska, którzy byli na miejscu (...), z informacją, że prawdopodobnie rozbił się samolot prezydencki - wspomina Janicki.
9 przyjaciół
- Nigdy nie zapomnę rozmowy z Pawłem Janeczkiem. Był u mnie w piątek przed wylotem.(...) Ustaliliśmy wszystkie szczegóły Smoleńska, przekazałem im z kim się mają kontaktować, kto jest na miejscu. Umówiliśmy się na poniedziałek. No niestety, nie spotkamy się już nigdy - mówił o tragicznie zmarłym przyjacielu i współpracowniku.
Generał przyznał, że był jednym z ostatnich ludzi spoza Kancelarii, którzy rozmawiali z prezydentem. - Umawialiśmy się również na rozmowę po przylocie - stwierdził.
Miał lecieć
Przygotowania do wizyty rozpoczęły się już w styczniu. Pierwotnie, Janicki miał lecieć na uroczystości do Smoleńska, ale inne obowiązki zmusiły go do zmiany planów - miał spotkania w Departamencie Stanu USA. - Uważam, że tak jak każdy obywatel Rzeczpospolitej powinien być w Oświęcimiu, tak uważam, że każdy z nas powinien być w Katyniu - podsumował generał.
Janicki zaprosił wszystkich na mszę polową w imieniu zmarłych funkcjonariuszy BOR, która odbędzie się jutro o godzinie 9 w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie. Po nabożeństwie zgromadzeni mają udać się na Powązki i inne cmentarze, aby uczcić pamięć ofiar.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24