Pokazanie czegoś takiego, dopuszczenie do tak poważnych oskarżeń bez żadnych działań pokazuje, że jesteśmy w zasadzie krajem upadłym – ocenił w "Kropce nad i" Maciej Lasek. Skomentował w ten sposób film o katastrofie, przygotowany przez podkomisję smoleńską Antoniego Macierewicza. Lasek ocenił, że "Macierewicz jest osobą, która odrzuciła wszystkie dowody" w sprawie katastrofy samolotu Tu-154, a w wyemitowanym w sobotę filmie "pominął naprawdę bardzo istotne fakty albo okłamał". Oświadczył, że "nie ma żadnych dowodów na wybuch".
W sobotę minęło 11 lat od katastrofy smoleńskiej. 10 kwietnia 2010 roku w lesie niedaleko lotniska w Smoleńsku spadł rządowy samolot Tu-154 wiozący delegację polskich władz na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Zginęło 96 osób, wśród nich prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
"Antoni Macierewicz tymi działaniami kompromituje Polskę"
Były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, obecnie poseł Koalicji Obywatelskiej Maciej Lasek mówił w "Kropce nad i" w TVN24 o wyemitowanym 10 kwietnia filmie, przygotowanym przez podkomisję smoleńską kierowaną przez Antoniego Macierewicza. Zdaniem Macierewicza film przedstawia ustalenia raportu końcowego prac jego komisji. Jest w nim mowa między innymi o wybuchu na skrzydle tupolewa.
- Ten film, który zobaczyliśmy w sobotę, był znany już od dziewięciu miesięcy. 30 lipca zeszłego roku został pokazany na (sejmowej) komisji obrony narodowej. To było jawne posiedzenie komisji obrony narodowej i wielu dziennikarzy o tym filmie pisało – zauważył Maciej Lasek. - Od dziewięciu miesięcy (film) nie wzbudził żadnych emocji ani w prokuratorze generalnym, ani w ministrze spraw zagranicznych, ani w ministrze obrony narodowej, ani u premiera (Mateusza) Morawieckiego. To pokazuje, jakie zdanie mają organy państwa o działaniach Macierewicza – ocenił Lasek.
W ocenie posła KO "Antoni Macierewicz tymi działaniami kompromituje Polskę". - Kompromituje rząd i Polskę również na arenie międzynarodowej. Bo te informacje, które zawarł w swoim pseudoraporcie, na pewno zostały na świecie zauważone – mówił gość TVN24.
- I mimo tego, że już od dawna, można powiedzieć, zjeżdżamy jako państwo w rankingu wiarygodności u naszych partnerów, to pokazanie czegoś takiego, dopuszczenie do tak poważnych oskarżeń bez żadnych działań, bez podejmowania przez premiera rządu polskiego żadnych działań, pokazuje, że jesteśmy w zasadzie krajem upadłym – ocenił były szef PKBWL.
"Macierewicz jest osobą, która odrzuciła wszystkie dowody"
Ocenił, że "Antoni Macierewicz jest osobą, która odrzuciła wszystkie dowody" w sprawie katastrofy. - W tym filmie, który został wyemitowany w sobotę, pominął naprawdę bardzo istotne fakty albo okłamał – dodał Lasek.
- Tam nawet padło takie sformułowanie, że załoga podjęła decyzję o odejściu na drugi krąg na prawidłowej wysokości, na wysokości 100 metrów. Nieprawda. Załoga podjęła taką decyzje na wysokości 39 metrów nad poziomem pasa. Jeszcze dodatkowo działanie rozpoczęła, kiedy samolot był już 16 metrów nad poziomem ziemi. O tym Antoni Macierewicz nie powiedział i o wielu innych rzeczach – podkreślił Lasek.
Według niego "Antoni Macierewicz w zasadzie z góry założył, i osoby, które do tego zostały zatrudnione z góry założyli, że przyczyną tego wypadku był rzekomo wybuch, a na to nie ma żadnych dowodów".
"To jest dodatkowy dowód na to, że pan Antoni Macierewicz kłamie"
Były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych podkreślał, że "nie ma żadnych dowodów na wybuch".
- Czarne skrzynki pracowały do końca, do zderzenia samolotu z ziemią. Rejestrator parametrów lotu do momentu zderzenia z brzozą, gdy samolot stracił jedną trzecią lewego skrzydła, nie zanotował żadnej awarii. Rejestrator głosu, który nagrał słabo słyszalne dźwięki w kabinie, rozmowy pilotów, nawet przełączenia sygnalizacji systemów samolotu, nagrał odgłos pracy silnika, nagrał odliczanie przez nawigator wysokości w końcowej fazie: 80, 60, 50, 40, 20 metrów nad ziemią i na końcu jeszcze zapisał krzyki przerażenia pasażerów, ale nie nagrał wybuchu – wyliczał.
Zwrócił uwagę, że "dodatkowo żadne inne dowody na to nie wskazują".
- Przecież świadkowe tego wypadku, polska delegacja, byli kilkaset metrów od upadku samolotu. Wtedy panowała gęsta mgła, duża wilgotność. W takich warunkach dźwięk roznosi się bardzo dobrze i nikt z osób, które były na miejscu wypadku, nie słyszał wybuchu – mówił Lasek. Jego zdaniem "to jest dodatkowy dowód na to, że pan Antoni Macierewicz kłamie".
"Fakty zostały już ustalone 10 lat temu"
Komentując film podkomisji smoleńskiej, Lasek ocenił, że "to jest absolutny skandal, że telewizja publiczna emituje materiał propagandowy, który nie jest poparty żadnym materiałem dowodowym, żadnym raportem, nie ma żadnego dokumenty, pod którym by się ktoś podpisał".
- Ja przypomnę tylko, że Antoni Macierewicz od 2018 roku już zapowiada opublikowanie raportu końcowego. Mamy 2021 rok, a raportu dalej nie ma – podkreślił.
Dodał, że on by "wszystkim osobom, które po raz pierwszy spotykają się z katastrofa smoleńską, przypomniał fakty". - A te fakty zostały już ustalone 10 lat temu w raporcie komisji Jerzego Millera, później zostały powtórzone przez zespół biegłych prokuratury kierowanej przez pułkownika Antoniego Milkiewicza, który pracował zupełnie niezależnie od komisji Jerzego Millera – mówił gość TVN4.
- Fakty były takie: załoga przez siedem sekund nie reagowała na komendy pull up, czyli komendy systemu, który miał ostrzegać przed zderzeniem z ziemią, i pozwoliła się zniżać samolotowi poniżej minimalnej wysokości. Wysokością minimalną było 100 metrów nad poziom lotniska. W rzeczywistości samolot rozpoczął odejście na drugi krąg na wysokości 16 metrów nad ziemią – wskazywał.
Zauważył, że "warunki pogodowe, jakie wtedy panowały – to jest bezsprzeczne, to widzieli świadkowie, którzy byli na miejscu zdarzenia, ale również załoga była o tym ostrzeżona przez polskich pilotów, którzy byli na miejscu w Smoleńsku – były pięciokrotnie niższe od minimalnych".
Lasek o rozmowie braci Kaczyńskich z pokładu samolotu
Lasek był w latach 2010-2011 członkiem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która badała okoliczności katastrofy w Smoleńsku. W "Kropce nad i" był pytany, czy jego komisji udało się poznać treść rozmowy, jaką Lech Kaczyński miał odbyć z pokładu samolotu ze swoim bratem Jarosławem.
- Nie poznaliśmy tej rozmowy. Staraliśmy się ją pozyskać. Wiedzieliśmy, ile było rozmów wykonywanych z telefonu satelitarnego, wiedzieliśmy, kiedy się rozpoczęły i jak długo trwały. Zwróciliśmy się do polskich służb, zwracaliśmy się również do naszych sojuszników i do firmy, która zapewniała łączność satelitarną, czyli świadczyła te usługi. Otrzymaliśmy informację, że nie ma nagranej takiej rozmowy – mówił.
- Natomiast analizując pewnego rodzaju następstwo czasu wiedzieliśmy, kto i kiedy wchodził do kokpitu, co mówił w tym kokpicie, kiedy kto uzyskiwał jaką informację, I jeżeli nałoży się na to rozmowę świętej pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego ze swoim bratem i kiedy ona została zakończona, to z tego wynika, że pełnej wiedzy na temat tego, jakie są lotniska zapasowe, jak długo samolot może oczekiwać na poprawę pogody, pan prezydent kończąc rozmowę z bratem jeszcze nie miał – kontynuował Lasek.
Źródło: TVN24