Mamy chyba pierwszy raz, wydaje mi się, w najnowszej naszej historii taką sytuację, że osoba pod imieniem i nazwiskiem przyznaje się wprost do nielegalnego finansowania kampanii Prawa i Sprawiedliwości - mówił w TVN24 Dariusz Kubik, reporter "Czarno na białym", współautor materiału "Do spółki z PiS. Dla dobra partii". Na pytanie, czy PiS-owi może grozić odebranie subwencji, Kubik odparł, że "to jest ta cena, którą PiS może zapłacić za to, co działo się w kampanii z 2019 roku na Dolnym Śląsku".
Gdybyśmy nie byli w PiS, nie dostalibyśmy tych stanowisk - tak mówią wprost do kamery Dariuszowi Kubikowi z "Czarno na białym" i Grzegorzowi Łakomskiemu z tvn24.pl dwaj byli szefowie spółek Skarbu Państwa, a przy tym wieloletni działacze PiS. Ujawniają też, jak w zamian za to opłacali się swoim politycznym mocodawcom. To były dyrektor elektrowni Turów Piotr Frąszczak oraz były prezes spółki MegaSerwis Kazimierz Szczech. Pod nazwiskiem, z konkretami i pierwszy raz publicznie tłumaczą, jak działa ten mechanizm - jak partia daje awanse, za które trzeba się jej odwdzięczać, czyli zatrudniać w spółkach kogo trzeba i wpłacać na kampanię. Zgodnie z prawem finansowanie kampanii musi być dobrowolne i bezgotówkowe. Wszystko powinno być opłacane z przelewów na partyjny fundusz wyborczy, który potem rozlicza Państwowa Komisja Wyborcza. A jak było w rzeczywistości pokazują dziennikarze w reportażu "Do spółki z PiS. Dla dobra partii".
MATERIAŁ "DO SPÓŁKI Z PiS. DLA DOBRA PARTII" MOŻNA OBEJRZEĆ O GODZ. 20.30 W TVN24 I JUŻ TERAZ W TVN24 GO.
Kubik: gdy prezes wpłacił za mało, dostał telefon, że partia na to krzywo patrzy
Współautor reportażu Dariusz Kubik mówił we wtorek rano we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, że "z jednej strony ci prezesi oficjalnie na oficjalne konto funduszu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości wpłacali po prostu swoje pieniądze, ale jeden z nich przyznaje wprost, że musiał to robić, że to nie było dobrowolne, a gdy wpłacił za mało, to dostał telefon, że partia na to krzywo patrzy i musi jeszcze dopłacić".
- Te wpłaty pomagały im w karierze, nie da się tego ukryć. Sami o tym mówią, że bez tego zaangażowania w Prawo i Sprawiedliwość nie zostaliby po prostu prezesami, szefami państwowych spółek - dodał.
- Ale jest jeszcze drugi aspekt tego finansowania kampanii PiS - nielegalny. Mamy chyba pierwszy raz, wydaje mi się, że w najnowszej naszej historii taką sytuację, że osoba pod imieniem i nazwiskiem przyznaje się wprost do nielegalnego finansowania kampanii Prawa i Sprawiedliwości. Były prezes państwowej spółki robił to z własnych środków, z gotówki, a prawo mówi o tym, że finansować kampanię można wyłącznie z oficjalnego konta funduszu wyborczego Komitetu Wyborczego, w tym wypadku Prawa i Sprawiedliwości - wskazał reporter "Czarno na białym".
Kubik mówił także, że okazało się, iż "kampanię wyborczą bardzo ważnego polityka PiS na Dolnym Śląsku, Krzysztofa Kubowa, to jest szefa gabinetu politycznego pana premiera, organizował ksiądz". - Dysponował pracę, prosił prezesów państwowych spółek o to, by jeździli z billboardami Krzysztofa Kubowa, przekazywał różne gadżety kampanijne, które następnie oni mieli rozprowadzać - wymieniał. - Ksiądz przyznał się do tego przed naszą kamerą - dodał.
PiS-owi może grozić odebranie subwencji? "To cena, którą może zapłacić"
Na pytanie, czy PiS-owi może grozić odebranie subwencji, Kubik odparł, że "to jest ta cena, którą PiS może zapłacić za to, co działo się w kampanii z 2019 roku na Dolnym Śląsku". - Takiej opcji nie wykluczył w rozmowie z nami przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. A przypomnę tylko, że po akceptacji sprawozdania finansowego z 2019 roku PiS dostaje 23,5 miliona złotych takiej subwencji rocznie - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24