Sprawa Krzysztofa Olewnika nie jest jedynym tajemniczym porwaniem, która dopiero po latach jest wyjaśniane przez śledczych. Pięć lat temu w Milanówku, ktoś porywa kobietę, rok później to samo dzieje się z jej mężem. Do dziś ich nie odnaleziono. Przez lata policyjno-prokuratorskie śledztwo prowadzone było w co najmniej dziwny sposób. Ale wreszcie dwa tygodnie temu udało się zatrzymać człowieka, który prawdopodobnie stał za tymi porwaniami. Okazał się nim sąsiad mieszkający w tym samym domu.
W 2006 roku mieszkająca w Milanówku Elżbieta Drzewińska wyszła, jak w każdą niedzielę do kościoła na próbę chóru i ślad po niej zaginął. Zrozpaczony mąż szukał jej przez cały rok. Bez rezultatu.
Prawie rok po zaginięciu żony Wiesław Drzewiński także zniknął. Sprawę zaginięcia małżeństwa z Milanówka prowadziła prokuratura w Grodzisku Mazowieckim, potem apelacyjna w Łodzi. Oba śledztwa zostały umorzone.
- Powodem umorzenia śledztwa był brak wystarczających dowodów, że zaginięcie było wynikiem przestępstwa - powiedział Jarosław Szubert, z Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi.
jeśli umrę lub zginę w wypadku w ciągu roku od tej chwili, od 26 września 2006 roku, to bezpośrednim sprawcą mojej śmierci jest Piotr B. fragment listu Elżbiety Drzewińskiej
Dowodów nie zabezpieczono
Dowodów nie było, bo ich nie zabezpieczono - zauważa Krzysztof Czuma, syn byłego ministra sprawiedliwości, który razem z ojcem starał się na prośbę synów zaginionych rozwiązać zagadkę.
- Dziwne to było, że policja najpierw nie przesłuchała świadków porwania, a potem nie zabezpieczyła nagrań z monitoringu miejskiego, a potem po zaginięciu pana Drzewińskiego - kolejowego - mówi Krzysztof Czuma.
Reporterom programu "Prosto z Polski" udało się dotrzeć do świadka porwania kobiety. Opowiadał, że policja od początku nie była zainteresowana wyjaśnieniem tej sprawy.
"Ona krzyczała "pomocy pomocy"
- Widziałam, jak wsadzali ją do samochodu. Ona krzyczała "pomocy pomocy", głośno. Natychmiast poinformowałam policję "chyba widziałam porwanie". A oni "no to jak pani widziała, to w czym możemy pomóc" - wspomina świadek porwania Elżbiety Drzewińskiej.
Nie można było też znaleźć taśm z monitoringu, bo zniknęły. Trudno uwierzyć, że to przypadek, że skasowano akurat te dwa kluczowe nagrania z różnych dni. Jednak prokuratura, która sprawdzała, czy policja nie popełniła błędów w tej sprawie, też umorzyła postępowanie uznając, że sprawa była prowadzona prawidłowo.
Policja w Milanówku, która popełniła rażące błędy, odsyłała nas do rzecznika w Warszawie. Ten nie potrafił wytłumaczyć wątpliwości.
Trudno powiedzieć, nad czym pracowali funkcjonariusze, bo lista niewykonanych czynności jest długa: nie przeszukano wszystkich pomieszczeń w domach osób wskazywanych przez bliskich, jako mogących mieć coś wspólnego ze zbrodnią, nie sprawdzono ich alibi. Gdy mąż porwanej kobiety jeszcze żył, szukał pomocy, ale też bezskutecznie.
Dramatyczny list
Znajomy Wiesława Drzewińskiego mówi, że on sam wiedział, kto porwał jego żonę. Wiedział, bo po jej zaginięciu znalazł dramatyczny list napisany przez Elżbietę: "jeśli umrę lub zginę w wypadku w ciągu roku od tej chwili, od 26 września 2006 roku, to bezpośrednim sprawcą mojej śmierci jest Piotr B.".
Choć to zadziwiające, listu prokurator prowadząca sprawę nie traktowała jako kluczowego dowodu. Wskazany w liście Piotr B. był lokatorem domu, który odziedziczyli Drzewińscy. Gminny przydział dostał jeszcze w PRL, a nowi właściciele starali się o eksmisje uciążliwego sąsiada. Elżbieta Drzewińska skarżyła się znajomym, że jest bita i zastraszana przez niego. Piotr B. odciął Drzewińskim wodę i prąd, utrudniał postępowania eksmisyjne.
Zanim Drzewińscy zamieszkali w tym domu, jego kupnem zainteresowana była inna rodzina. Negocjacje prowadził - choć nie miał do tego upoważnienia - Piotr B. Gdy kupcy zainteresowali się stanem prawnym nieruchomości, nagle zostali zastrzeleni.
Sprawa nigdy nie została wyjaśniona, bo nie znaleziono sprawcy. Choć dotyczyła tego samego domu, nie powiązano jej też z zaginięciem Drzewińskich ani Piotrem B.
Nie miał dobrej opinii. Mówili, że to kawał gangstera. sąsiadka Elżbieta Sobierajska o Piotrze B.
- Nie miał dobrej opinii. Mówili, że to kawał gangstera - wspomina Piotra B. sąsiadka Elżbieta Sobierajska.
Wreszcie wpadł
Piotr B. został zatrzymany przez policję dwa tygodnie temu (o tym, że antyterroryści pojawili się w domu poinformowało pierwsze radio TOK FM). Pomógł przypadek, bo na policję zgłosił się świadek, który opowiedział, że Piotr B. chciał mu zlecić zabójstwo synów Drzewińskich. Prokuratura i CBŚ zastosowały prowokację. Piotr B. chciał od podstawionych policjantów kupić broń, która najprawdopodobniej miała posłużyć do zabójstwa synów Drzewińskich.
- Trzy zarzuty dotyczą podżegania do zabójstwa wszystkich członków rodziny Drzewińskich, czyli 4 osób, a jeden zarzut dotyczy podżegania do handlu bronią - mówi Waldemar Tyl z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.
Prokuratura twierdzi, że tym razem dowody są mocne i pozwolą wyjaśnić ostatecznie sprawę. Śledczy mają też zbadać ponownie kulisy zabójstwa małżeństwa, które chciało kupić dom w Milanówku. Niewykluczone, że zebrane dowody pozwolą powiązać je z Piotrem B. Policja, która dziś chwali się sukcesem, nie ma sobie nic do zarzucenia w sprawie popełnionych w śledztwie błędów.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24